Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Piątek, 29 marca. Imieniny: Marka, Wiktoryny, Zenona
24/06/2018 - 17:40

Rody piwniczańskie: popołudnie u Maślanków na Łomnickiem

Na parkingu przy Pijalni Artystycznej tłok. Kolorowe samochody wygrzewają blaszane grzbiety w słońcu. Za zakolem Popradu, na wzgórzu, przy skręcie do wsi Kokuszki dwie stuletnie lipy, pomniki przyrody, strzegą zabytkowej kapliczki. Na lewo droga między domami, które rozsiadły się na osiedlu Łomnickie. W drugim po lewej mieszka rodzina Maślanków - Tadeusz z żoną Marią i trójką dzieci: Piotrem, Jolantą i Bartłomiejem oraz nestorem rodu Kazimierzem.


Intensywność wiosennych barw. Błękit nieba rozkołysany nad górami rześkim wietrzykiem. Zielone zbocza w kępach kwitnącej tarniny, trzepotliwy taniec biało czerwonych flag na ścianach i balkonach budynków i przy pomniku kilku kobiet rozstrzelanych tu przez Niemców przed wigilią w 1941 roku.

Jadę do osiedla Łomnickie ulicą Kościuszki. Po prawej  w sosnach i jodłach ściana Kicarza. Ulicę i zmurszały mur ograniczający bystry nurt Popradu przebudowano w roku 2013, z wydatną pomocą SP „Piwniczanka”, produkującej znaną w całej Polsce wodę mineralną.

Na parkingu przy Pijalni Artystycznej tłok. Kolorowe samochody wygrzewają blaszane grzbiety w słońcu. Za zakolem Popradu, na wzgórzu, przy skręcie do wsi Kokuszki dwie stuletnie  lipy, pomniki przyrody, strzegą zabytkowej kapliczki. Na lewo droga między domami, które rozsiadły się na osiedlu Łomnickie. W drugim po lewej mieszka rodzina Maślanków - Tadeusz z żoną Marią i trójką dzieci: Piotrem, Jolantą i Bartłomiejem oraz nestorem rodu Kazimierzem.

Pozostałe dzieci: Kazimierz, Ewa, Anna i Agnieszka mieszkają poza Piwniczną. Maślankowie to wyjątkowi ludzie, niezwykle pracowici i wierni tradycjom. Rytm swojego życia sprzęgli z rytmem przyrody. Jak bardzo trzeba ją kochać i szanować i jak ciężko pracować przy koniach, krowach i owcach na ojcowiźnie, wiedzą dziadek, ojciec i syn: Kazimierz, Tadeusz i Piotr. Żyją tak od pokoleń. Piotr, miłośnik folkloru i gwary górali nadpopradzkich, znajduje czas, by pielęgnować tradycję, śpiewając i tańcząc od wielu lat w Regionalnym Zespole „Dolina Popradu”.

Siadamy przy kuchennym stole nad rodzinnym albumem. Piotr przyprowadza dziadka. Pan Kazimierz ma 94 lata i z pewnością pomoże rozpoznać ludzi uwiecznionych na starych pożółkłych fotografiach.

Mija prawie dwie godziny. Gospodarz wstaje. – Pora jechać na pastwisko, napoić krowy. Takiej okazji przepuścić nie wolno. Ładuję się do małego „stiuningowanego dżipa”. Nieduże ale pakowne autko pnie się w górę po coraz większej stromiźnie, podskakując na nierównościach terenu. Pan Piotr na zewnątrz auta, wygląda trochę jak bohater kultowych amerykańskich filmów akcji. Na miejscu, mniej więcej w połowie zbocza, trzy łaciate rudo białe krowy wypijają po wiadrze wody, przywiezionej w plastikowym baniaku.  

Około 200 m wyżej pasie się kierdel czarnych owiec. W liczącym około 100 sztuk stadzie jest 50 stałych matek – informuje Piotr. Jedziemy w stronę stada. Pod szczytem, spod szopy wtulonej w pnie okrytych świeżą zielenią drzew, widok jest imponujący. W tle góra Kicarz, z budowanymi na jej północnym stoku trasami narciarskimi. W dole rozległa płaszczyzna pól uprawnych i łąk, zabudowania, budynki gospodarcze.

- Obrabiamy prawie 30 ha, wykaszając trawę – mówi pan Tadeusz. Nasza liczna żywina zjada zimą duże ilości siana.

Podchodzimy ostrożnie do owiec. Ta rasa, adoptowana w XVI w. z rejonu Karpat Południowych między innymi na nasze nadpopradzkie tereny, jest bardzo płochliwa.

- O! Mamy nowe jagniątko! Przyszło na świat nocą lub nad ranem. Ma kępkę białej sierści na czubku głowy i biały koniuszek ogona. Tak umaszczone owce nazywają tu „biskupkami”.

Wykoty trwają przeważnie od grudnia do kwietnia, ale u Maślanków w maju tego roku przyszło na świat czworo jagniąt, w tym dwie bliźniacze owieczki. Mały czarny baranek w podskokach próbuje dołączyć do stada. Pan Tadeusz rusza w pogoń. Takie to małe, jednodniowe, a zasuwa jak ekspres – mówi, trzymając schwytane jagnię w wypracowanych rękach. – To chłopczyk.

Baranek cienkim, acz donośnym beczeniem przyzywa matkę. Czarna, okazała wyrywa się ze stada i biegnie dziecku z pomocą. Patrząc na owcę, mam wątpliwości – skoro zwierzę ma rogi, to chyba tato…? I taki troskliwy?

- Nie, to jest mama – zapewnia pan Piotr. Owce matki mogą być zarówno rogate (w naszej  gwarze zwane kornutami), jak i bezrogie (siute). Rogi służą do obrony przed drapieżnikami. Kontynuujemy podtrzymanie rasy, bo, jak twierdzi dziadek Kazimierz, do II wojny światowej hodowano tu dużo czarnych owiec.

Zapada decyzja, by matkę z jagnięciem zwieźć na dół i umieścić w specjalnym kojcu w stajni. - Małe jagnię na pastwisku może nie nadążyć za stadem – mówi pan Piotr – a powinno od pierwszych godzin życia mieć pod dostatkiem siary – pierwszego mleka.

- Z nieba nam pani spadła. Nie mieliśmy w planie jechać dzisiaj w święto do owiec – mówi pan Tadeusz – gdy Piotr chwyta brykające zwierzę za rogi i ciągnie w kierunku auta. Należy zaopiekować się owcą i jej jagnięciem. Spacyfikowana owcza mama uspokaja się i daje sobie związać nogi, co jest konieczne podczas transportu. Pan Piotr zasiada za kierownicą, a pan Tadeusz zajmuje miejsce z tyłu, trzymając jagnię na rękach.

      Zjeżdżamy po stoku ku dolinie. W stajni, w specjalnej zacisznej zagrodzie jest już jedna owca z jagnięciem. Będzie miała kogoś do towarzystwa.

     Wracamy do domu. W kuchni przy stole, jak w zatrzymanym kadrze filmu pan Kazimierz i panie: Maria i Jolanta pochylają się nad albumem, chcąc rozpoznać czas zatrzymany na starych fotografiach.

Z ciekawością słucham Piotra i jego opowieści rodzinnej

Maślankowie mieszkali w rejonie Kosarzysk, a na Podbukowcu mieli polany i szopę. Po jakimś czasie osiedlili się na osiedlu Śmigowskie. Jednak wciąż kosili łąki w górach, gromadząc siano przy stojącej tam szopie, w której zimowały owce. W zimie, co drugi dzień ciągnęli na Podbukowiec sanki soboniaszkie. Robili to (siłą własnych mięśni, czyli sobą, stąd nazwa). Na miejscu, po nakarmieniu i napojeniu owiec, krzesali z drzew koziorki (gałęzie), które ładowali na sanki i zwozili w dolinę. Potem po skutym lodem Popradzie dowozili je w okolice Śmigowskiego, gdzie do sanek zaprzęgano woły, które transportowały drewno do gospodarstwa.

- Pódźmy juz, pódźmy juz, bo na polu świto, bo nos mama w chołpie koziorkom przywito… - tak o koziorkach śpiewają w  R.Z. „Dolina Popradu”.

Na wiosnę, kiedy zaczynały się prace w polu: orka, siewy, a łąki się załotawiuły (zazieleniły), owce przeganiano z Podbukowca w dół, na Śmigowskie.

 Pewnej wiosny zdarzyła się rzecz niezwykła. Owce, jak zwykle, wypędzono, szopę zamknięto. Po około dwóch tygodniach gospodarz wrócił po coś do szopy. W środku była owca z przychówkiem, dwoma jagniętami. Wcześniej, czując zbliżający się  poród, niezauważona – nietrudno w ciemnym wnętrzu przeoczyć czarną owcę - skutecznie zaszyła się w ciemnym kącie. Przeżyła i wykarmiła jagnięta, jedząc niedojady siana i ogryzając mech z gratyn (szczelin między belkami). Prawdziwa owcza bohaterka.

* **

Barwna owca górska jest rodzimą odmianą starej prymitywnej i licznej grupy rasowej „cakiel”, występującej od wieków na terenie Karpat Południowych i części Bałkanów. Na obszar polskich Karpat przywędrowała wraz z plemionami wołoskimi. Wędrówki te trwały od XIV wieku i zakończyły się na Bramie Morawskiej w wieku XVI. Barwna owca górska jest doskonale przystosowana do surowych warunków klimatycznych górskich, odporna na choroby i ma silny instynkt stadny

Tekst i fot. Barbara Paluchowa

Rody piwniczańskie: u Maślanków na Łomnickiem




W drugim po lewej mieszka rodzina Maślanków - Tadeusz z żoną Marią i trójką dzieci: Piotrem, Jolantą i Bartłomiejem oraz nestorem rodu Kazimierzem. Pozostałe dzieci: Kazimierz, Ewa, Anna i Agnieszka mieszkają poza Piwniczną. Maślankowie to wyjątkowi ludzie, niezwykle pracowici i wierni tradycjom.






Dziękujemy za przesłanie błędu