Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Piątek, 19 kwietnia. Imieniny: Alfa, Leonii, Tytusa
15/10/2013 - 23:47

Wiesław Prostko: Działalność ruchów pro-life odnosi skutek

Pod koniec września Sejm RP odrzucił w pierwszym czytaniu obywatelski projekt zmiany ustawy aborcyjnej, polegający na wykreśleniu tzw. przesłanki eugenicznej, gdy płód zagrożony jest ciężkim uszkodzeniem lub nieuleczalną chorobą.
Koordynatorem akcji zbierania podpisów pod projektem w diecezji tarnowskiej był Wiesław Prostko, działacz Fundacji Pro – Prawo do życia, nauczyciel języka angielskiego w Zespole Szkół im. św. Kingi w Łącku. W rozmowie z naszym portalem mówi, że działacze ruchów pro-life nie składają broni i nadal będą walczyć o zaostrzenie ustawy aborcyjnej. Tłumaczy, że zmienia się świadomość społeczeństwa i coraz więcej Polaków opowiada się za ochroną życia poczętego. Ocenia  zachowanie trójki posłów PO z naszego regiomu, z ktorych dwoch uciekło od decyzji...
Nasz rozmówca opowiada też dlaczego się zaangażował w tą sprawę, wspólnie z małżonką Lucyną.
- Nasze poglądy były od zawsze takie same – mówi - choć prawdę mówiąc decyzję, że nie wystarczy tylko mieć poglądy, ale trzeba zacząć jeszcze coś robić - nie zapadła tak dawno. To było dwa, trzy lata temu, kiedy pomyśleliśmy z małżonką, że nie wystarczy mieć dobre poglądy, trzeba w imię tych poglądów coś realnego robić.
Poniżej rozmowa z Wiesławem Prostko.

***
Zwolennicy wykreślenia z ustawy aborcyjnej przesłanki eugenicznej 27 września po raz drugi przegrali w Sejmie. Co zrobicie z ponad 400 tysiącami podpisów zebranymi przez Komitet Inicjatywy Ustawodawczej „Stop Aborcji”?
- Z tą ilością podpisów nic już nie możemy zrobić. One zostały do Sejmu dostarczone, Sejm je odrzucił i w tym momencie zakończył się proces legislacyjny. Tak to wygląda od strony prawnej, natomiast patrząc od zwykłej, ludzkiej strony - taka ilość podpisów to dla nas ogromna satysfakcja, że było ich cztery razy więcej, niż ustawodawca wymaga do wniesieniu projektu, że podpisywali się ludzie z całej Polski. Z mównicy sejmowej padały zarzuty o wyłudzenie podpisów, o zbieranie przez nas podpisów niemalże na siłę. Każdy obywatel wychodząc skądkolwiek, wychodząc również z kościoła, bo wtedy także jest obywatelem - mógł nas ominąć, albo podpisać. Jeśli w Polsce znalazło się prawie 450 tysięcy osób, które zdecydowały się ten projekt poprzeć, to dla nas jest to nie tylko podpis jako taki, ale zobowiązanie. Na pewno sprawa nie zostanie zamknięta.

Czy podejmiecie Państwo trzecią próbę zmiany ustawy aborcyjnej?
- Pierwsza próba polegała na zawetowaniu całej obowiązującej ustawy aborcyjnej, a więc wykreślenie wszystkich trzech przesłanek, pozwalających na zabijanie dzieci nienarodzonych i wtedy zabrakło w parlamencie sześciu głosów. To było trzy lata temu, pod koniec poprzedniej kadencji Sejmu. Druga próba zmiany ustawy aborcyjnej była częściowo nasza, bo to był nasz projekt, który jesienią zeszłego roku wniosła pod obrady Sejmu Solidarna Polska. Być może to był błąd, gdyż w Sejmie łatwo się wtedy robi awanturę i upolitycznia sprawę, ale myśmy chcieli to zrobić szybko, żeby nam potem nie zarzucano, że pod koniec kadencji dokonujemy politycznych „wrzutek”. Przed rokiem o tyle odnieśliśmy sukces, że projekt przeszedł w Sejmie przez pierwsze czytanie i został skierowany do komisji. Tam już była parodia, nikt nie słuchał naszych argumentów, chodziło tylko o jak najszybsze odrzucenie projektu przez większość sejmową: PO z poparciem SLD i Ruchu Palikota. Ludowcy w znakomitej większości głosowali za naszym projektem. W całości go poparła prawica: Prawo i Sprawiedliwość oraz Solidarna Polska.

Teraz projekt został odrzucony już w pierwszym czytaniu i do komisji sejmowych nie dotarł?
- Na pewno jest to porażka, bo trudno powiedzieć, że odnieśliśmy zwycięstwo, jeżeli wnosi się projekt do Sejmu i ten projekt nie przechodzi nawet przez pierwsze czytanie, ale z drugiej strony trzeba w tym wszystkim dostrzegać pozytywne aspekty. Należy widzieć, że następuje może powolna, ale jednak ciągła zmiana nastawienia opinii publicznej w sprawie zabijania dzieci nienarodzonych. Że ruchy pro-life, te wszystkie akcje i działania, które podejmujemy, zaczynają odnosić skutek. Naszym celem długofalowym jest całkowity zakaz zabijania dzieci poczętych, a droga do jego osiągnięcia jest długa i wyboista.

Następuje zmiana w świadomości Polaków?
- Sama liczba podpisów pod naszym projektem ustawy o tym świadczy. Bardzo ciekawe są wyniki ostatniego badanie CBOS, które powtarzane jest od 2005 roku, teraz przeprowadzono je trzeci raz. Jest to tzw. badanie liberalizacji nastrojów i poglądów. Odpowiedzi na wszystkie pytania, które tam padały, pokazują, że Polacy stają się coraz bardziej liberalni w sferze obyczajowej. Tylko odpowiedzi na to jedno, jedyne pytanie, które my stawiamy, dotyczące zabijania dzieci nienarodzonych, idą w zupełnie innym kierunku: 60 procent badanych stwierdziła, że aborcja jest zawsze złem i nigdy nie może być dopuszczona, następne 15 procent, trochę w słabszym stopniu, potępiło aborcję. Oczywiście, nie przypisujemy wyłącznie sobie zasług w tym zakresie. Wpływ na zmianę poglądów naszych obywateli ma również nauka. Matce, która zobaczyła wynik USG w piątym tygodniu ciąży już się nie wmówi, tak jak próbowano wmawiać w Sejmie, że to nie jest dziecko, Zatem te proste osiągnięcia nauki są po naszej stronie i zwykli, normalni ludzie zaczynają myśleć podobnie jak my.

Od opinii do decyzji droga daleka…
- Naturalnie rozróżniam opinię od postaw, a postawy od decyzji, natomiast trzeba też wiedzieć, że pewne rzeczy idą najpierw. Najpierw zmienia się nasza opinia w jakiejś sprawie i proszę zwrócić uwagę, że opinia w sprawie aborcji zmienia się nie pod wpływem mediów, bo media, szczególnie tzw. głównego nurtu tej opinii nie kreują. Ten temat prawie nie istnieje, a zatem zmiany następują nie pod wpływem mediów. Rola Kościoła tutaj jest oczywiście istotna, nie do przecenienia, ale także należy spojrzeć na to z takiego punktu widzenia, że te same badania CBOS pokazują, że Polacy są znacznie mniej podatni na głos Kościoła niż dawniej. Kościoła słuchamy coraz mniej, a mimo to coraz bardziej decydujemy się na wyrażenie opinii, że aborcja jest zawsze złem.

Być może postępują zmiany w świadomości społeczeństwa, ale jeśli porównamy te dwa glosowania – ostatnie i sprzed roku na temat wykreślenia z ustawy aborcyjnej przesłanki eugenicznej, to trudno powiedzieć o zmianach zachodzących w świadomości parlamentarzystów.  Rok temu cała trójka posłów Platformy Obywatelskiej z naszego regionu, w pierwszym czytaniu głosowała za skierowaniem projektu ustawy do pracy nad nim w komisji, a obecnie sytuacja była inna…
- To pokazuje jaki jest rozdźwięk między opinią społeczeństwa, a naszymi parlamentarzystami, szczególnie wybranymi w naszym okręgu. Nie chcę powiedzieć, że tu wszyscy ludzie są tego samego zdania, bo to nieprawda, natomiast trzeba widzieć, że okręg 14 jest to okręg konserwatywny, ludzi, którzy są tradycjonalistami i na sprawę zabijania dzieci mają wyrobiony pogląd. Ja pracuję w szkole, w której Pan Bóg pobłogosławił nam, można tak powiedzieć trudnym językiem, dziećmi, czy bardziej młodzieżą, bo to szkoła ponadgimnazjalna, które chorują na choroby genetyczne, także bardzo ciężkie, gdyż ostatnio mamy troje dzieci z mukowiscydozą. Przecież to jest bardzo ciężka choroba. I tu nie ma pytań, rodzina nie ma wątpliwości, jest oczywiste, że takie dziecko ma się urodzić. W świetle takich postaw widzimy, że nasi posłowie z PO zupełnie się pogubili, poszli w innym kierunku niż wyborcy, którzy ich wybrali. Pan poseł Andrzej Czerwiński głosował przeciw od razu, ale ciekawszy manewr zastosowali dwaj pozostali posłowie PO z naszego okręgu: pan Marian Cycoń ze Starego Sącza i pan Andrzej Gut-Mostowy z Zakopanego. W momencie głosowania poseł Cycoń po prostu wyciągnął kartę do głosowania. Interesujące, że 48 sekund wcześniej głosował, potem nagle zniknął. Podobnie zachował się poseł Gut-Mostowy. We wcześniejszych głosowaniach uczestniczył, a gdy przyszło głosować nasz projekt nagle się zdematerializował.

Jak Pan oceni obie postawy: posła Czerwińskiego i posłów - Cyconia i Guta- Mostowego?

- Osobiście wolę rozmawiać z Andrzejem Czerwińskim, stojąc przed nim twarzą w twarz i wiedzieć przynajmniej, że on mnie nie poprze, ale że on ma jakieś zdanie na ten temat, niż z ludźmi, który chcą sprawiać dobre wrażenie, ale w trudnych sytuacjach uciekają od decyzji, jak to zrobił poseł Cycoń, jak i poseł Gut – Mostowy. Nie mogę ich zrozumieć. Poseł Gut-Mostowy to jest przecież góral spod Giewontu! On powinien mieć charakter, a cóż to za charakter, gdy wtedy, kiedy trzeba podjąć trudną decyzję, nawet na „nie”, w porządku - on rejteruje?! Przecież miał jeszcze trzeci guzik, mógł nacisnąć – „wstrzymał się” od głosu, lecz nie, on wolał uciec od decyzji.
Pamiętam wizytę Ojca Święta Jana Pawła II w 1997 roku w Zakopanem, kiedy rody góralskie ślubowały pod Wielka Krokwią, pewnie był tam też ród Mostowych: „Przyrzekamy jak ten krzyż na Giewoncie mocno trwać w wierze i tradycji chlubnej przodków naszych, a Ślubów Jasnogórskich narodu polskiego dochować”. Pan poseł Gut-Mostowy chyba nie zna Ślubów Jasnogórskich, bo tam sprawa zabijania dzieci nienarodzonych jest bardzo mocno podkreślona, jeśli on w takim momencie wyszedł z sali obrad. To jest bardzo smutne, że poseł, który przecież idzie do Sejmu podejmować decyzje w naszym imieniu, uchyla się od nich. Ja potrafię zaakceptować, nie zgodzić się, ale zaakceptować fakt, że on podejmie decyzję nie taką jak bym chciał, ale poseł, który jedzie tam po to, żeby uchylić się od decyzji w ogóle, w tak ważnej sprawie? Tego nie pojmuję. Dla mnie jest to po prostu tchórzostwo. A poseł Cycoń, poseł z grodu świętej Kingi, współorganizator wizyty Ojca Świętego w Starym Sączu w roku 1999, czym się chlubi, gdy przyszła godzina prawdy – też stchórzył.

                                                                                              ***
Stawia się zarzut, że ruchy pro-life łamią kruchy kompromis aborcyjny, osiągnięty z wielkim trudem w styczniu 1993 roku, w postaci obowiązującej ustawy „O planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży”.
- W tamtym czasie rzeczywiście można było uważać, że zawarto wartościowy kompromis, bo punktem wyjścia była ustawa odziedziczona po komunie, która pozwalała na wszystko. To był początek, wtedy tylko tyle można było uzyskać. Teraz jest istotne, abyśmy się nie cieszyli z tego co wywalczyliśmy 20 lat temu, a raczej pokolenie przed nami, ale poszli dalej. Z danych Ministerstwa Zdrowia wynika, że w 2011 roku zabito na mocy obwiązującej ustawy aborcyjnej 669 dzieci, w tym 620 dzieci z powodu przesłanki eugenicznej. Czy w związku z tym można się cieszyć, że mamy fajny kompromis? Proszę zwrócić uwagę, że ile razy lewica była u władzy, to nikt nie mówił o kompromisie, po prostu postkomuniści starali się zrealizować swój projekt. Raz został zawetowany tylko dlatego, że prezydentem był jeszcze Lech Wałęsa, a potem projekt lewicy został odrzucony przez Trybunał Konstytucyjny, zresztą z pięknymi argumentami. Warto przeczytać orzeczenie Trybunału z 28 maja1997 roku, kiedy Aleksander Kwaśniewski był prezydentem. W orzeczeniu wskazano, że nasza konstytucja w pierwszym artykule stanowi, że państwo polskie jest demokratycznym państwem prawnym, co oznacza, że jego podmiotem są obywatele, a pierwszym prawem obywatela - człowieka jest prawo do życia. I z tego wszystko inne wynika. Reasumując, ten tak zwany kompromis aborcyjny nigdy nie był kompromisem, nigdy nie był uznawany, bo dlaczego? Uczciwy człowiek mówił w 1993 roku: „Ok – na tym etapie możemy się pogodzić, ale wiedz dobrze, że ja będę robił swoje”. Lewica też robiła swoje, podważając, na ile mogli, ów tak zwany kompromis aborcyjny, tylko w swoją stronę.

Przeciwnicy zaostrzenia ustawy aborcyjnej twierdzą, że domagając się wykreślenia z niej przesłanki eugenicznej skazujecie kobiety na heroizm, wychowywanie dziecka ciężko upośledzonego, a nie każda kobieta nadaje się na bohaterkę i chce nią być?

- Sam tego bym nie wymyślił, ale to co powiedziała pani Kaja Godek, gdy w Sejmie referowała projekt ustawy, uważam za genialne. Ona zwróciła uwagę, że wskazanie, iż pewna postawa jest heroizmem, jest jednocześnie pokazaniem, że inna postawa jest normą. Jeżeli się mówi, że urodzenie i wychowanie dziecka, które jest zagrożone chorobą - w ustawie mamy napisane o podejrzeniu choroby - jest heroizmem, to normą jest zabijanie dzieci poczętych. Jeśli kobieta, która decyduje się urodzić jest herosem, to ta normalna, zwykła, szara kobieta może sobie powiedzieć: „No tak, ja przecież nie jestem bohaterką. Ja zrobię to, co jest normą, to co powinno się robić normalnie w tej sytuacji”.

Cały czas mówimy o dzieciach zagrożonych ciężką, nieodwracalną chorobą.
- W tym sęk, że za bardzo nie wiemy o czym mówimy. Symptomatyczne jest milczenie Ministerstwa Zdrowia na pytanie o to, jakie choroby stają się dzisiaj realnym powodem do tego, że przesłanka eugeniczna jest wykorzystywana. Takie zapytania wysyłamy do szpitali, szpitale nie udostępniają nam informacji na ten temat. Te pytania stawiają posłowie w trybie interpelacji poselskich, gdzie istnieje obowiązek odpowiedzi i też brak reakcji ministra. Mówimy o podejrzeniu ciężkiego uszkodzenia płodu, dziecka, a tak naprawdę nie wiemy, co się kryje za tym pojęciem. Opowiem historię, którą do dzisiaj mocno przeżywam. W związku z tym, że w pewnym momencie staliśmy się, jako fundacja pro-life widoczną grupą, szczególnie przed szpitalami, to zgłaszają się do nas osoby, które nie potrafią sobie poradzić z tym, co je spotkało. Chodzi o osoby, które były kierowane na zabicie dziecka. Dawano im takie skierowanie, że można to zrobić, można „to” usunąć, wśród naszych rozmówców są też osoby ze środowiska medycznego: lekarze, położne. Jako że nie mam na to dowodów, to nie będę wskazywał imieniem, ale w jednym z naszych lokalnych szpitali zabito dziecko tylko dlatego, że miało krzywą przegrodę nosową. To jest także choroba genetyczna, którą zakwalifikowano jako „ciężkie uszkodzenie” płodu. A przecież ten defekt usuwa się w drodze zwykłej operacji plastycznej. Uczymy się także poprzez to, co się dzieje w innych krajach. W Wielkiej Brytanii przez wiele lat ruchy pro-life nie mogły uzyskać informacji, o jaką my dzisiaj walczymy. W końcu uzyskały ją poprzez sądowy nakaz - pewnie i u nas do tego dojdzie – i okazało się, że w jednym roku, siedmioro dzieci zostało zabitych tylko dlatego, że miały rozszczep wargi. Pojęcie „choroba genetyczna” traktuje się jak furtkę i my się bardzo boimy, że tak naprawdę w polskich szpitalach zabija się przede wszystkim dzieci z Zespołem Downa, bo to jest syndrom bardzo łatwy do wykrycia w badaniach prenatalnych, a także z Zespołem Turnera. Takie dzieci mogą normalnie żyć, mogą normalnie funkcjonować, spełniać się, na swoją miarę. Ale jaka jest nasza miara?

Właśnie o tę miarę chodzi, czy istnieje nieuleczalna choroba genetyczna, nieodwracalne uszkodzenie płodu, kiedy działacze pro-life wyraziliby zgodę na aborcję, na przykład w przypadku dziecka bez mózgu?
- Takie dzieci prawie zawsze umierają w trakcie ciąży, albo zaraz po urodzeniu. Trzeba to pytanie odwrócić. Zastanówmy się nad sytuacją, gdy dziecko ma trzy miesiące i rodzice dowiadują się, że jest nieuleczalnie chore i śmierć nastąpi bardzo szybko i w cierpieniach. Czy jest taka choroba, która by upoważniała mnie do tego, żebym poprosił lekarza, aby skrócił cierpienie mojego dziecka? To jest tak naprawdę pytanie o to, kim dla mnie jest człowiek? Czy człowiek jest przedmiotem, który utrudnia mi życie, czy też drugi człowiek jest partnerem, podmiotem, do którego zawsze będę podchodził z szacunkiem, cokolwiek się z nim dzieje. Czym w istocie różni się dziecko na tydzień przed urodzeniem od dziecka, które jest dwa tygodnie po urodzeniu?

Nie dopuszczacie jakiekolwiek dyskusji w sprawie aborcji eugenicznej?
- Stoimy na stanowisku pełnej ochrony życia. Tak samo, jeżeli jest rodzina, kiedy mamy ciężko chorego członka rodziny i wiemy, że na pewno umrze, to do głowy nam nie przyjdzie, że możemy jakoś ten „problem” załatwić, my czekamy na naturalną śmierć. Nikt wtedy nie próbuje ani uciekać ani moralizować, a to są niezwykle trudne sytuacje.

Czy za Waszą batalią w obronie dziecka poczętego idzie zaangażowanie na rzecz pomocy matkom samotnie wychowującym dzieci niepełnosprawne, bo mężczyźni - ojcowie tych dzieci, często są nieodpowiedzialni, a pomoc państwa dla takich rodzin jest niewystarczająca?
- Jesteśmy organizacją, która jest widoczna, ale która jest organizacją niewielką. Nie otrzymujemy żadnego dofinansowania, tak jak inne organizacje, szczególnie te stojące po drugiej stronie tego sporu. Nie dostajemy ani grosza z kasy publicznej poza jednym procentem odpisu podatkowego, który ktoś zechciał nam przekazać. Nie mamy kadrowych pracowników. Wszystko co robimy, to jest działalność wolontariacka. Cała nasza praca tutaj, w diecezji tarnowskiej, która została wykonana, to była praca dobrych ludzi, którzy poświęcili swój czas, często swoje pieniądze, bo ochrona dziecka poczętego jest dla nich istotną sprawą. Nie możemy zajmować się wszystkimi sprawami. Nie możemy wyręczać państwa w jego obowiązkach. Mówię o państwie przez duże „P”, bo to Państwo ma obowiązek pomagać rodzinie, która jest w potrzebie, szczególnie kiedy ta potrzeba jest tak wielka. Jest wiele organizacji, które zajmują się wieloma sprawami, ale większość z nich jednak w czymś się specjalizuje. Walka z aborcją to jest nasz znak rozpoznawczy, my tym się zajmujemy i nie należy nam robić wyrzutów, że nie robimy niczego innego. Często spotykam się z zarzutem: „A czy wy zrobiliście to, tamto i siamto”. Zadałbym takie pytanie lewej stronie: czy akceptujecie jakiś próg pomocy finansowej państwa, na przykład 6 tysięcy, czy 10 tysięcy złotych na dziecko, przy którym zgodzicie się na zakaz zabijania chorych dzieci. W odpowiedzi słyszymy: „godne życie”, a to, a tamto. Okazuje się, że ten miecz ma ciąć tylko w jedną stronę. To nie jest uczciwa argumentacja, to jest próba znalezienia kija, żeby w nas uderzyć. Tak samo wiele razy spotykam się z zarzutami: „A dlaczego pan nie adoptował do tej pory dziecka”. Odpowiadam: „Wychowuję dwoje swoich dzieci, może powinienem adoptować cudze, ale tego nie zrobiłem”.

Proszę opowiedzieć o sobie, jaka jest Wasza rodzina?
- Przede wszystkim jestem mężem jednej, tej samej od początku żony, mamy dwoje dzieci. Syn skończył studia prawnicze i w tym roku zdał egzamin na aplikację, córka jest w drugiej klasie liceum, czyli jesteśmy w tym wieku, kiedy rodzice martwią się bardziej o wypuszczenie dzieci z domu, niż o powiększenie rodziny. Wydaje mi się, że możemy siebie nazwać rodziną szczęśliwą, w tym sensie, że oboje z żoną jesteśmy w jednym nurcie ideowym. To co jest dla mnie bardzo ważne, jest równocześnie ważne dla najbliższej mi osoby. Oboje jesteśmy mocno zaangażowani w działalność ruchów pro-life, oczywiście każde z nas na troszkę inny sposób, gdyż kobieta ma inną rolę do spełnienia, szczególnie w domu i rodzinie. Nasze poglądy były od zawsze takie same, choć prawdę mówiąc decyzję, że nie wystarczy tylko mieć poglądy, ale trzeba zacząć jeszcze coś robić - nie zapadła tak dawna. To było dwa, trzy lata temu, kiedy pomyśleliśmy z małżonką, że nie wystarczy mieć dobre poglądy, trzeba w imię tych poglądów coś realnego robić.

Ostatnie pytanie, skąd się wziął fenomen Kai Godek, która w Sejmie, referując 27 września obywatelski projekt zmiany ustawy aborcyjnej, doprowadziła lewą stronę do furii, a prawa - nieustannie klaskała?
- Myśmy jej nie wynaleźli, ja raz powiedziałem publicznie i to był błąd, że pani Kaja Godek znalazła się w naszej fundacji przez przypadek. To nie jest kobieta wynaleziona, słyszałem oskarżenia, cytuję: „Znaleźli kobietę, bo to lepiej pijarowo wygląda”. Nieprawda. Poprzedni projekt ustawy referował w Sejmie pan Mariusz Dzierżawski, przewodniczący komitetu. Pani Godek jakieś dwa lata temu, w związku z tym, że sama wychowuje dziecko z Zespołem Downa, po pikiecie przed szpitalem MSW na ulicy Banacha w Warszawie, tam gdzie ordynatorem jest doktor Dębski, napisała list do Fundacji z podziękowaniem i opowiedziała swoją historię. To świadectwo zainspirowało bardzo wiele osób z naszego środowiska i tak pomalutku pani Kaja zaczynała być osobą, którą często proszona o pomoc w różnych sprawach. Stała się rozpoznawalna, kiedy pojawiła się w programie telewizyjnym pana Tomasza Lisa, w bardzo ciekawym kontekście. Oto mamy młodą kobietę w ciąży, po urodzeniu dziecka z Zespołem Downa, która mówi, że urodzenia takiego dziecka nie jest bohaterstwem. Ona mówi, że urodzenia dziecka jest normą, kobieta dziecko rodzi, karmi je, opiekuje się nim i nie pyta, czy jest chore, czy zdrowe. Siłą pani Kai Godek jest autentyczność, to o czym mówi, ona sama przeżyła. Takie świadectwo jest nie do obalenia.

Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Henryk Szewczyk
                                                                                                        ***
Wiesław Prostko (lat 52), pochodzi z Olsztyna, w młodości działał w Ruchu „Światło-Życie” (poprzez oazy poznał Sądecczyznę i zakochał się w górach). Na początku lat 90. ub. wieku sprowadził się z żoną – Lucyną do Łącka. Oboje są nauczycielami w Zespole Szkół im św. Kingi w Łącku. Pan Wiesław uczy języka angielskiego, pani Lucyna – biologii.








Dziękujemy za przesłanie błędu