Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Piątek, 29 marca. Imieniny: Marka, Wiktoryny, Zenona
01/07/2018 - 18:30

Wstąpił za komuny do partii, żeby kupić malucha, którym teraz jeździ wnuk

Nie chcą wypasionych aut naszpikowanych elektroniką. Kochają te, z czasów siermiężnego PRL-u. Dlaczego? Bo ponoć to samochody z duszą. I każdy z nich ma swoją historię, jak maluch, przez którego dziadek Mariusza zapisał się do partii. Takich historii można było posłuchać podczas kolejnego zlotu fanów dawnej motoryzacji zorganizowanego przez sadecki klub Youngtimer.

Pełen sentymentu duch PRL-u snuł się dziś nad rynkiem w Nowym Sączu. Wszystko za sprawą starych, wyprodukowanych jeszcze za czasów komuny, samochodów, które zapełniły płytę placu przed ratuszem. Za kółkiem wiekowych aut zasiadali fani motoryzacji, skupieni wokół grup Youngtimer.

- Te maszyny mają duszę. Nie są plastikowymi wytłaczankami, jak te nowe, naszpikowane  elektroniką. No i można je zawsze naprawić - mówi Krzysztof Święcicki  z Tarnowa, który z dumą pokazuje swojego Poloneza. - To rocznik 1989, a więc ma na karku blisko trzydziestkę. Kupiłem go kilka lat temu i wyremontowałem. Teraz cieszy oko i duszę, choć bardziej traktuję go jako zabawkę - śmieje się właściciel auta.

Czytaj też Pozytywnie zakręcony. Jak Kazimierz Krok w tajemnicy przed żoną Żuka od śmierci uratował

Dla "Youngtimersów", organizowane w całej Polsce zloty, to okazja do spotkania z innymi, pozytywnie zakręconymi na punkcie starych samochodów, kierowcami i okazja do przejechania się wiekowymi maszynami. Niektóre wymuskane, stare auta wyglądają jakby  przed chwilą wyjechały z salonu. Beta i Paweł Sikorowie z Krakowa, którzy  z trójką swoich dzieci spędzają wakacje na Sądecczyźnie, zachwycają się wypucowaną Warszawą.

- Wygląda rewelacyjnie. Trudno uwierzyć, że jest taka stara. Chcieliśmy pokazać to cacko naszym dzieciom - mówią małżonkowie. Na płycie rynku są też poczciwe fiaty 126 p, ale uwagę zwraca kierowca malucha, który z dumą prezentuje oryginalną samochodową apteczkę, z kompletnym wyposażeniem  z 1973 roku!

- Proszę popatrzeć.  Na opakowaniu gazy jest data. Są też bandaże i nawet krople żołądkowe, łącznie z kieliszkiem. Wszystko oryginalne - mówi właściciel fiacika Mariusz Baron z Frycowej.

Jak to się stało, że kompletna apteczka zachowała się przez czterdzieści pięć lat?

- Jedynym właścicielem malucha był mój dziadek. Miał do tego auta ogromny sentyment. Opowiadał, że kupił je na tak zwane przedpłaty. Żeby się na nie załapać, co wcale nie było za komuny takie proste, zapisał się nawet do partii. A potem z babcią odkładali z gospodarstwa na tego malucha każdy grosz.  

Wiekowe auto dziadek  podarował wnukowi, który musiał się bardzo  natrudzić, żeby przywrócić mu dawny blask.

Czytaj też Nasza Justyna Kowalczyk Kasinę Wielką zamieniła na... Afrykę 

- Wszystko, łącznie z blacharką, jest oryginalne, z tamtych czasów. Dostanie niektórych części graniczyło z cudem.Trochę kupiłem w internecie, trochę kupiłem od ludzi, którzy porządkowali stare  garaże i piwnice... Udało się nawet znaleźć, aż w Białymstoku, czterdziestoletnie radio Safari - śmieje się pan Mariusz.

Wiernym fanem malucha jest jego siostrzeniec, Daniel Chorowski, który pokazuje inny relikt PRL- u, banknoty z tamtych czasów.

Wśród aut z czasów siermiężnego PRL-u pyszni się wspaniały, amerykański cadillac, który budzi największy podziw wśród zwiedzających.  

- Kupiłem go w Polsce, od kogoś, kto przywiózł to cudo ze Stanów, ale nie był w stanie go odrestaurować - mówi Marian Niemiec z Nowego Sącza. - Mnie się to udało. Robiłem to sam przez pół roku. Jeżdżę nim czwarty rok i to całkiem sporo, bo auto kiedy stoi, niszczeje.

Nasz rozmówca przyznaje, że wypucowany cadillac budzi na ulicach prawdziwą sensację.- Gdziekolwiek się zatrzymam, ludzie podchodzą, pytają o rocznik, silnik i wyposażenie. Zaglądają do wnętrza, które - jak widać-  jest luksusowe. 

To nie do wiary, ale  już w latach sześćdziesiątych ten cadillac był wyposażony w automatyczną klimatyzację. To niejedyny oryginalny luksus, który z dumą prezentuje Marian Niemiec.

- Ma nawet doświetlenie zakrętów, elektryczne szyby  i centralny zamek. Jest też wspomaganie kierownicy, przednia kanapa ma elektryczną regulację  w sześciu pozycjach.  Moc  silnika, 340 koni! dodaje Marian Niemiec.

- Ech, ale wypas -  wzdychali mężczyźni. Nic, tylko jeździć takim autem  "na zimny łokieć" - żartowali. Ach ci wspaniali mężczyźni, w szalejących maszynach - śmiały się panie, które też chętnie zerkały na stare samochody.

[email protected] fot. J.M

Zlot fanów samochodów z czasów PRL w Nowym Sączu




Królowały maluchy, były też Polonezy i Warszawa






Dziękujemy za przesłanie błędu