Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Wtorek, 23 kwietnia. Imieniny: Ilony, Jerzego, Wojciecha
10/02/2015 - 10:33

Dietetyk o sporcie: On nie uratuje dzieci przed otyłością!

Wyniki badań są nieubłagane. Polskie dzieci są coraz grubsze. Niezdrowe odżywianie to tylko jedna z przyczyn. Niestety, wina leży po stronie dorosłych. O skali problemu i szansach na poprawę rozmawiamy z dietetykiem sportowym Katarzyną Wójs (www.bodyicoach.com).
Według badań Instytutu Matki i Dziecka w 2010 roku nadwagę i otyłość miało 18 procent 11-12-letnich dziewczyn i ponad 25 procent chłopców. W 2013 roku było to już 22 procent dziewczyn i 28 procent chłopców. To wina samych dzieci czy może rodziców?
Katarzyna Wójs: Rodzice są odpowiedzialni za dzieci do 18. roku życia, więc same dzieci nie mogą ponosić odpowiedzialności, że takie mamy statystyki. Nawyki żywieniowe wynosimy bowiem z domu. Jeśli ktoś jest nauczony, że ma nie jeść śmieciowego jedzenia i że posiłki są spożywane z produktów nieprzetworzonych tylko zdrowych, nauczony, że do posiłku powinien być dołączony owoc lub warzywo, to na pewno takie dziecko nie będzie miało problemów z nadwagą. Tylko trzeba dodać, że jedzenie jedzeniem, ale jest za mało aktywności fizycznej wśród dzieci. To też wpływa na wzrost tej otyłości.

Właśnie, są też inne zatrważające dane: według raportu NIK-u w szkole podstawowej czynnego udziału w lekcjach wuefu nie bierze 15 procent uczniów, w gimnazjach 23 procent, a w szkołach ponadgimnazjalnych 30 procent. To w połączeniu z beznadziejną dietą jest przyczyną coraz powszechniejszej otyłości?
Bez wątpienia, ale to nie jest tylko kwestia niezdrowej diety, ale także brak aktywności fizycznej wśród młodzieży. Teraz dzieci spotykając się czy to w rodzinnym gronie, czy razem myślą tylko o tym, żeby pograć na komputerze lub tablecie albo posiedzieć w internecie, ale żeby wyszły na dwór i pobiegały czy pobawiły się w chowanego potrzebny jest cud. Dzieci nienawidzą ruchu. Nie są jego nauczone. Nie wiem co się stało przez te ostatnie 20 lat, bo pamiętam SKS'y, dodatkowe zajęcia sportowe. Jak ktoś siedział na ławce to był wstyd. Dziś jak siedzi na ławce to jest zadowolony, pogra w telefonie, albo odrobi pracę domową.

Dzieci lubią się buntować, takie siedzenie na ławce to wysyłany sygnał do kolegów: zobaczcie jaki jestem antysystemowy i cool.
To też. Ale przede wszystkim przez telefony komórkowe zaszły duże zmiany w aktywności dzieci. Nie jestem przekonana, czy nauczyciele umieją trafić obecnie do tych dzieci, czy te lekcje wuefu są dla tych dzieci dość „nowoczesne”. W dzisiejszych czasach dziecko ma tyle dodatkowych bodźców, że wuef, który był w dawnych czasach, jak pan rzucił piłkę i kazał grać, albo wykonywało się rzeczy proste już tych dzieci nie interesuje. Teraz nauczyciel musi wykazać się inwencją, pomysłowością, żeby te dzieci zainteresować, powinien mieć też autorytet a najlepiej także charyzmę i osiągnięcia, wtedy może uda się coś zdziałać i zachęcić dzieci do ćwiczenia na wuefie.

Dzieci i tak na wuefie wykonują te przysiady, rozciągają się w coś grają, ale problem chyba leży też w tym, że tych lekcji wychowania fizycznego jest za mało.
Z pewnością. Nie chcę być uważana za antykatolicką, ale uważam, jeżeli dzieci mają dwie godziny religii i tyle samo wuefu - mam styczność z małymi dziećmi i wiem, że tak to wygląda - to według mnie jest zaburzenie proporcji. Na pewno godzin wuefu jest zdecydowanie za mało. Nie ma też dodatkowych zajęć dla dzieci lub jeśli są to nauczyciele nie potrafią tych dzieci zachęcić. Kluby sportowe, owszem funkcjonują, ale zbyt mało osób się do nich zapisuje.

Cały wywiad dostępny jest na stronie Festiwalu Biegowego. Kliknij po więcej

Rozmawiał (ŁZ)
Oprac.(RSZ)








Dziękujemy za przesłanie błędu