Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Piątek, 19 kwietnia. Imieniny: Alfa, Leonii, Tytusa
14/08/2012 - 12:06

Henryk Szost. To nie była temperatura dla mnie

O przebiegu maratonu i emocjach podczas Igrzysk Olimpijskich w Londynie rozmawiamy z najlepszym europejczykiem na mecie Henrykiem Szostem z Muszyny.


Od biegu w Londynie minęły dwa dni. Nogi bolą?
- Chodzić mogę normalnie, ale o większym wysiłku nie ma mowy. Ogólnie jestem bardzo wyczerpany. Żeby dojść do siebie potrzebuję wielu dni odpoczynku i nic nierobienia, choć o to będzie trudno.
To porozmawiajmy o samym biegu. Na starcie stanęło wielu znakomitych maratończyków. Jednak wszyscy zaczęli dziwnie spokojnie.
- Moja taktyka też była taka. W maratonach komercyjnych ważny jest czas, a tutaj miejsce. Dlatego przez pierwszych pięć kilometrów byłem z tyłu. Stawka pokonała ten dystans, w 15:30, czyli raczej wolno. Ja chciałem zobaczyć, jak to będzie wyglądało, co się będzie działo w stwace. Afrykanie zaczęli rwać tempo. Raz biegli szybko, raz wolno. Przez to zaczęli odpadać kolejni zawodnicy. Ja cały czas pokonywałem trasę po swojemu. Dopiero po 20 kilometrach zdecydowałem się przesunąć do przodu. Utworzyły się dwie grupy.
Dlaczego nie zdecydował się pan na przesunięcie do pierwszej grupy?
- Zrobiłem to świadomie. Czołówka dyktowała bardzo mocne tempo, za mocne jak dla mnie. W drugiej była szansa walki o brąz. Czwarty zawodnik na mecie, Amerykanin stracił tylko 30 sekund do podium. Myśmy biegli szybko, w pewnym momencie nawet lepiej niż rywale z przodu. Kiedy z pierwszej grupy zaczęli odpadać pierwsi zawodnicy wiedziałem, że moja taktyka się sprawdza. Dałem z siebie wszystko, ale starczyło to na 9 miejsce.
Co spowodowało, że nie udało się zbliżyć do rekordu życiowego, co dałoby nawet złoto?
- Zadecydowało o tym kilka spraw. Przede wszystkim pogoda. Kiedy startowaliśmy było jeszcze nieźle. Jednak po 30 kilometrach temperatura wynosiła już 27 stopni Celsjusza. Zrobiło się parno, czego ja bardzo nie lubię, a jeszcze bardziej mój organizm. Do tego bardzo przeszkadzało słońce. Ponadto trasa oznaczona była w milach. A jest to bardzo ważne. Wszyscy biegamy w określonym tempie czasowym na 1000 m. W Londynie biegnąc cały czas przeliczaliśmy dystans. Nie wiem, dlaczego MKOL się na to zgodził. Biegaliśmy po różnych nawierzchniach. Od kostki brukowej, po asfalt, czy przez tzw „śpiochy drogowe”. Do tego mnóstwo zakrętów, itd. Trasa była trudna technicznie. Według mnie przekombinowana.
Każdy maratończyk przeżywa kryzys na trasie. Kiedy pan miał dość?
- To był 28 kilometr. Po prostu mnie postawiło. Nogi zrobiły się drewniane. To spowodowała temperatura. Nie potrafię skutecznie biegać w takim upale. Na szczęście po 30 już było dobrze. Zacisnąłem zęby wiedziałem, że nie mogę odpuścić. Ponadto pomagało mi to, że biegłem z przodu. Ta świadomość dodawała sił. Podobnie było na 37 km. Zaczęło brakować sił, ale kiedy zobaczyłem, że ja biegnę, a lider list światowych odpada, kiedy wycofali się Etiopczycy pomyślałem, że dam radę. Po Pekinie to był mój najtrudniejszy w życiu maraton. Jednak jestem zadowolony, bo pokonałem wielu wybitnych maratończyków.
Jakie plany na najbliższą przyszłość?
- Właściwie to nie planuję nic poza odpoczynkiem. Będę leniuchował 2-3 tygodnie. Mój organizm dostał mocno w kość. Muszę dojść do siebie. Do tego biegu przygotowywałem się w sumie prawie 30 tygodni, pokonując blisko 4400 km. Można być zmęczonym. Jeszcze raz dziękuję wszystkim kibicom za wsparcie i przywitanie.
(JEC)
Na zdjęciu: Henryk Szost ze swoim pierwszym trenerem Andrzejem Gackiem MKN Muszyna
 






Dziękujemy za przesłanie błędu