Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Czwartek, 25 kwietnia. Imieniny: Jarosława, Marka, Wiki
27/04/2021 - 15:15

Super Kompromitacja, czyli zmierzch szlachetnego futbolu

W ostatnim tygodniu media w Europie zdominowała elektryzująca wiadomość o swego rodzaju “zamachu stanu” w europejskim futbolu, czyli o powołaniu do życia Super Ligi. Wielki projekt piłkarskich gigantów okazał się jednak wielkim niewypałem i po dwóch dniach zwinął się zanim na dobre pokazał się w całej swej krasie. Jak w większości przypadków, również i w tym chodzi o pieniądze.

Football Fot. Pixabay

  • Projekt piłkarskiej Super Ligi był jednym z głównych tematów powtarzanych przez europejskie media w ostatnim tygodniu, na dwa dni zdołał także odwrócić uwagę od pandemii Covid-19.
  • Super Liga została powołana przez 12 najbogatszych klubów w Europie i docelowo miała zrzeszać 20 najlepszych drużyn Starego Kontynentu.
  • Wielki projekt rozpadł się jeszcze zanim poznaliśmy wszystkie jego szczegóły.
  • To kolejny sygnał, że piłką nożną rządzą dziś w największej mierze pieniądze i chęć zysku.

W kierunku zrównoważonego rozwoju?

Zbiór najlepszych drużyn w Europie, mecze w środku tygodnia, huczna nazwa, wszechobecny splendor. Brzmi znajomo dla kibiców piłkarskich? Oczywiście pierwszym skojarzeniem musi być Liga Mistrzów UEFA. Skojarzenie jest jak najbardziej słuszne, ale tym razem błędne. To, co brzmi jak Liga Mistrzów i nawet wygląda niemal identycznie, w praktyce jest nowym wielkim projektem gigantów europejskiego futbolu, czyli Super Ligą. Została ona powołana do życia przez dwanaście największych drużyn z Hiszpanii, Włoch i Anglii. W założeniu miały dołączyć do nich kolejne z Niemiec, Francji i być może Portugalii.

Jednak tylko w założeniu, gdyż Super Liga bardzo szybko okazała się utopią, w dodatku bardzo drażniącą innych. Dlatego też w dwa dni po ogłoszeniu jej zawiązania w praktyce przestała istnieć. Miał to być jeden z najbardziej ekscytujących projektów w historii piłki nożnej, który sprawi, że ten sport będzie mógł dalej się rozwijać i poprawi sytuację finansową piłkarskich klubów wprowadzając je na ścieżkę zrównoważonego rozwoju. Tak przynajmniej utrzymywali jego autorzy. Zapomnieli jednak dodać, że dotyczył będzie tylko grupki najbogatszych klubów, które są w niego zaangażowane. Dziwić może, że żaden z prezesów tych wielkich klubów nie wpadł na to, że ta wizja może nie spodobać się kibicom na całym świecie. Nie dziwi już jednak, że Super Liga nie spodobała się kierującym UEFA i FIFA, nie tylko z powodu podważenia zasad piłkarskiego świata, ale przede wszystkim z powodu zagrożenia ich pozycji monopolisty tego świata.

UEFA – monopolista i wróg publiczny nr 1

Reakcja europejskiej federacji była natychmiastowa i bardzo zdecydowana. Zaraz po ogłoszeniu powołania do życia Super Ligi, prezydent UEFA Aleksander Ceferin zapowiedział, że wobec wszystkich klubów zaangażowanych w projekt zostaną wyciągnięte konsekwencje. Zagroził, że zostaną one wyrzucone z europejskich rozgrywek, lig krajowych, a piłkarze tych drużyn nie będą mogli grać w meczach reprezentacji narodowych. Wtórował mu prezydent FIFA Gianni Infantino, swoje dołożyli też przedstawiciele krajowych federacji oraz rządów wspomnianych już państw. Efekt? Następnego dnia z Super Ligi wycofały się kluby angielskie (Man Utd, Man City, Chelsea, Arsenal, Tottenham, Liverpool). Kolejne były zespoły z Włoch (Milan, Inter, Juventus) i jedna drużyna z Hiszpanii (Atletico Madryt), które również przestraszyły się gwałtownej reakcji swoich kibiców oraz odwetu ze strony UEFA. Dlatego na ten moment w projekcie zostali już tylko odwieczni rywale: Real Madryt i Barcelona, tym samym oferując piłkarskim kibicom możliwość oglądania El Clasico co tydzień.

Dlaczego reakcja UEFA była tak zdecydowana? Przede wszystkim, jako historyczny “nadzorca” europejskich rozgrywek nie może pozwolić sobie na to, by ktoś nowy panoszył się na jego podwórku. Po drugie, powołanie Super Ligi mogłoby stworzyć niebezpieczny precedens w organizowaniu kolejnych równoległych rozgrywek. Po trzecie, stoi na straży wartości prezentowanych przez piłkę nożną, nawet jeśli coraz mniej wspólnego mają one z rozwojem fizycznym i integracją społeczną, a coraz bardziej stają się one kolejnymi elementami piłkarskiego biznesu. I jako ostatnie wreszcie, chodziło oczywiście o budżet, który wraz z odejściem największych potęg futbolu mógłby się zdecydowanie uszczuplić (niższa oglądalność i co za tym idzie niższa wartość praw do transmisji oraz odpływ sponsorów).

Super Liga i jej członkowie mieliby zatem wzbogacić się kosztem innych europejskich klubów. Nie można również zapominać, że poza sprzedażą praw do transmisji spotkań (zapewne na płatnych dodatkowo platformach) oraz zabezpieczeniem sponsorskim nowy projekt mógł liczyć na hojność giganta bankowego JP Morgan, który obiecał wyłożenie na start rozgrywek niemal 4 miliardów dolarów. Kilka dni później również on odczuł jednak skutki uboczne tego przedsięwzięcia, kiedy to agencja Standard Ethics obniżyła jego rating z “EE-” na “E+”.

Strach ma wielkie oczy (małych drużyn)

O ile reakcja UEFA nie mogła być dla kierującego Super Ligą prezesa Realu Madryt Florentino Pereza niespodzianką, o tyle na pewno zdziwił się on nie lada, gdy kibice na cały świecie natychmiast zmieszali projekt z błotem i odwrócili się od swoich ukochanych drużyn. Perez chyba naprawdę wierzył, że oferuje kibicom coś nowego, lepszego, ciekawszego. Elitarne rozgrywki najlepszych europejskich drużyn, każdy mecz na poziomie finału Ligi Mistrzów, nowe zasady, urozmaicenie futbolu i stworzenie z niego dyscypliny jeszcze bardziej atrakcyjnej. To, co prezesowi Los Merengues wydawało się spełnieniem marzeń, dla innych jawiło się jako “zamach stanu” na szlachetny wymiar piłki nożnej.

Perez i jego koledzy z Super Ligi najwyraźniej zapatrzyli się na model amerykański i chcieli przenieść go na grunt europejski ignorując jego z goła odmienną tradycję. Wszystkie główne ligi sportowe w USA zorganizowane są bowiem w ten sam sposób: ustalona liczba drużyn, podział na konferencje, brak możliwość awansu oraz spadku z jedynej ligi centralnej, nowe drużyny pojawiają się tam tylko w przypadku zmiany właściciela i przeniesienia siedziby. Czy to NBA, NFL, MLB, NHL, czy również piłkarski MLS, model jest zawsze ten sam, amerykanie są do niego przyzwyczajeni i nikogo on nie dziwi. Choć przyznać trzeba, że w przypadku ostatniego, najbardziej europejskiego z tych sportów pojawiają się głosy, że taka organizacja sytemu rozgrywek nie jest na miejscu. Dlatego ostrą reakcję kibiców w Europie na wprowadzenie takiego rozwiązania u nas można było bez trudu przewidzieć.

Piłka nożna od zawsze była sportem powszechnym, zarówno pod kątem jego uprawiania, jak i oglądania. Dzieci bez względu na pochodzenie, miejsce zamieszkania, czy status społeczny mogły kopać piłkę lub ręcznie robioną szmaciankę. Mecze lokalnej drużyny można było zawsze oglądać za dosłownie kilka złotych, a w otwartych kanałach telewizyjnych wyświetlano mecze reprezentacji oraz finały pucharów. Dziś jednak świat futbolu się zmienił. Kluby przejmowane są przez szejków i zamożnych Amerykanów, ceny biletów rosną, mecze transmitowane są w zamkniętych kanałach telewizyjnych oraz internetowych. Sport ten staje się coraz bardziej ekskluzywny, wymazując lata szlachetnej historii, a gwoździem do jego trumny miała być właśnie Super Liga. Jej pomysłodawcy zrozumieli zmieniający się wokół nich świat, jednak nie docenili przywiązania prawdziwych fanów, którzy zawsze uważać się będą za prawowitych właścicieli ich ukochanych drużyn.

Było to szczególnie widoczne w ojczyźnie futbolu – Anglii. I to właśnie z tego kraju pochodzą dwie najbardziej romantyczne piłkarskie historie zadające kłam nowemu wcieleniu piłki nożnej. AFC Wimbledon to londyński klub występujący w League One (trzeci szczebel rozgrywkowy), który został założony w 2002 roku przez kibiców po tym, jak odnoszący niegdyś sukcesy FC Wimbledon został rozwiązany i w jego miejsce powołano MK Dons. Wierni fani się nie poddali, zawiązali stowarzyszenie i przez zbiórkę pieniędzy doprowadzili do wskrzeszenia ich ukochanego zespołu. Przez kilka sezonów tułali się po najniższych ligach bez własnego stadionu, by w końcu w 2016 roku wrócić na dobre na piłkarską mapę Anglii dzięki występom w trzeciej lidze (do dziś). Zwieńczeniem tej pięknej historii jest inauguracja nowego stadionu przy Plough Lane pod koniec 2020 roku, zaledwie kilkaset metrów od historycznej lokalizacji stadionu FC Wimbledon.

Co najważniejsze, stadion ten został w pełni sfinansowany przez internetową zbiórkę prowadzoną przez fanów! Ciekawym dodatkiem do tej historii jest fakt, że jedyna reklama na koszulkach AFC Wimbledon należy do “Football Manager” - najbardziej popularnej gry komputerowej polegającej na byciu managerem piłkarskim. Innym inspirującym przykładem jest Forest Green Rovers FC, który występuje szczebel niżej i od kilku lat konsekwentnie wprowadza w życie politykę zrównoważonego rozwoju.

Klub promuje ochronę środowiska, jego koszulki są robione w pełni z odzyskanych materiałów, piłkarze korzystają z wegańskiej diety, a kilka miesięcy temu ogłoszono budowę nowego stadionu, który zostanie zbudowany wyłącznie z drewna i będzie miał najmniejszy ślad węglowy ze wszystkich piłkarskich obiektów na świecie. Oba te kluby zyskują coraz większe rzesze fanów, wpisując się tym samym w bardzo popularny ostatnio trend kibicowania małym lokalnym drużynom. Niewykluczone, że to strach przed porażkami z mniejszymi klubami był kolejnym powodem, dla którego wielkie kluby zdecydowały się na Super Ligę. W końcu przegrana z równymi sobie nie boli tak bardzo i łatwiej jest ją wytłumaczyć kibicom.

Apetyt rośnie w miarę jedzenia

Dziś ciężko osądzić co było głównym motywem kierującym dwunastoma klubami zakładającymi Super Ligę. Najbardziej prawdopodobne wydaje się jednak powtarzane powszechnie stanowisko, iż kluby te chciały postraszyć UEFA i zdobyć sobie lepszą pozycję w negocjacjach nad nowym formatem Ligi Mistrzów (ogłoszonym dzień przed powołaniem Super Ligi). Czy im się to udało? Raczej nie. Prawdopodobnie wyszarpią od europejskich władz więcej pieniędzy i korzyści, jednak wydaje się, że kompromitacja związana z fiaskiem projektu oraz złamaniem głównej zasady otwartej dostępności piłki nożnej mogą kosztować te kluby duże straty wizerunkowe i co za tym idzie mniejsze wpływy ze sprzedaży klubowych gadżetów. Przynajmniej na jakiś czas.

Warto zastanowić się jeszcze jednak, dlaczego w ogóle musiało dojść do tej niepotrzebnej nikomu sytuacji. Bogate kluby straciły dużo przez pandemię, ściślej przez zamknięte stadiony (co dopiero mówić o mniejszych klubach!). Uznały, że muszą jakoś te straty odrobić, by dalej być najbogatsze (w końcu dla Realu Madryt i Manchesteru United nie do pomyślenia jest możliwość wypadnięcia z Top3 najbogatszych klubów świata). Ponieważ UEFA nie chciała wpompować w nie zbyt dużo pieniędzy (w końcu jest monopolistą i dyktuje warunki), bogate kluby postanowiły same je zdobyć i zagrały va bank. Nie przewidziały jednak, że z tego pojedynku zwycięsko wyjdzie UEFA, która choć niezbyt lubiana to jednak wie, że nie może nagle kompletnie zmienić zasad gry. Niemcy zrozumieli to pierwsi i nawet nie weszli do Super Ligi, następnie uciekli z niej Anglicy, później byli Włosi, którzy chcieli przez chwilę znów poczuć się elitą futbolu oraz jeden hiszpański klub. Chyba już tylko szef projektu Florentino Perez twardo broni Super Ligi, uważając, że tylko ona uratuje dzisiejszy, coraz mniej szlachetny futbol. Cóż, jego postawa nie dziwi, ma najwięcej do stracenia jako “twarz” projektu. Dodatkowo, należy wspomnieć, że Real Madryt modernizuje obecnie swój stadion tworząc z niego najwspanialszy obiekt na świecie, a na najbliższe lato planuje wielkie transfery. Pieniądze w kasie muszą się zgadzać.

Ponieważ autorzy Super Ligi wyraźnie czerpali z modelu amerykańskiego, jako najlepszy opis motywacji ich działań mogą posłużyć słowa z piosenki “Badlands” autorstwa legendy amerykańskiej muzyki Bruce’a Springsteena, który śpiewa: “...biedak chce być bogaczem, bogacz chce być królem, a król nie jest zadowolony dopóki nie rządzi wszystkim...”. Wielcy europejskiej piłki chcieli sami zacząć rządzić tym światem, przy okazji zapominając niestety o swoich korzeniach i o tym, co najbardziej w futbolu kochamy: jest on dla wszystkich. (Jakub Romaniuk) Fot. sasint/Pixabay







Dziękujemy za przesłanie błędu