Adam Mróz o swoich trzystu akordeonach
Zaczął grać, gdy miał siedem lat, a w oswojeniu akordeonu pomagała Adamowi mama, pochodząca z bardzo muzykalnej rodziny. Pan Adam, gdy dorósł, grać nie przestał. Co więcej, zaczął nawet budować akordeony, w czym - jak przyznaje, bardzo pomagał mu wuj, od którego przejął techniczne umiejętności. Pierwszy skonstruował w wieku 17 lat, a potem sprzedał. To były dobre czasy, instrumenty kosztowały krocie. Dlaczego więc nie mamy w Nowym Sączu wytwórni "Adam Mróz"? Bo o młodego konstruktora upomniało się wojsko.
W mundurze czasu na precyzyjną robotę nie było, ale na szczęście udawało się grać, Wojska Ochrony Pogranicza miały bowiem kulturalny program kontaktów z "miejscową ludnością". Program zawierał też cykliczne potańcówki, na których akordeon we wprawnych rękach robił furorę. Adam Mróz miał okazję do kolejnych ćwiczeń, więc gdy z wojska wyszedł, po pracy grywał równie często, do tego zaczął kolekcjonować ciekawe instrumenty, naprawiał zepsute i od czasu do czasu robił swoje.
- Teraz mam w domu prawie 400 sztuk, wliczając akordeony przeznaczone na części - uśmiecha się pan Adam Mróz. I choć ma 70 lat, wciąż zachowuje fantastyczną formę, co widać było, gdy do studia "Sądeczanina" wspólnie wnosiliśmy ważące po kilka kilogramów instrumenty. - Swoje ważą - przyznał pan Adam. - Czasem po kilku godzinach grania miałem od pasów sine pręgi na ramionach i plecach.