Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Piątek, 19 kwietnia. Imieniny: Alfa, Leonii, Tytusa
08/02/2016 - 07:50

Poseł Ela nie da się wciągnąć w polityczną narkomanię?

Mówi, że polityka może dawać złudne poczucie, że jest się kimś wyjątkowym, ale może cię też przetrawić i szybko wypluć. Dostrzega, że niektórych łatwo wciąga jak narkotyk. Warto o tym pamiętać, kiedy się w to wchodzi. I warto mieć twardy kręgosłup, który nie pozwala na oderwanie się od rzeczywistości

Agnieszka Michalik rozmawia z poseł Ruchu Kukuz’15 Elżbietą Borowską

Czy sejm odpowiada pani wyobrażeniom o tym jak wygląda kluczowe dla funkcjonowania państwa miejsce, gdzie stanowi się prawo?

- Oczywiście już wcześniej zdawałam sobie sprawę z tego, że sejm ma określoną rolę ustawodawczą i że na posłach ciąży obowiązek stanowienia prawa i dbałości o jego jakość, Natomiast do parlamentu trafiłam w niezwykle gorącym politycznym okresie, kiedy nadszedł dość niestandardowy czas stanowienia prawa. Proces legislacyjny nie przebiega właściwie. Mam wrażenie, że część ustaw jest pisana naprędce. Opozycji w ostatniej chwili przesyła się druki. Nie mamy czasu się z nimi zapoznać. Zwyczajnie nie jesteśmy w stanie tego wszystkiego przetrawić, a co do dopiero skonsultować z różnymi środowiskami. To może skutkować aktami prawnymi, które okażą się legislacyjnymi bublami. Ale już w czasie kampanii parlamentarnej wiadomo było, że prawica przejmie władzę i że szykuje się czas politycznych napięć i szybko wdrażanych zmian.

Trafiła pani w oko politycznego cyklonu. Będąca przez osiem lat w opozycji prawica nie tylko wygrała. Prawo i Sprawiedliwość jako pierwsze ugrupowanie rządzi samodzielnie. Chce reformować kraj. Jako dyplomowany politolog po Uniwersytecie Warszawskim zapewne rozumie pani, że bolesne zmiany, które w przyszłości mają przynieść dobre owoce  trzeba wprowadzać szybko i na początku.

- Rzeczywiście jako politolog rozumiem ten proces z punktu widzenia społecznego i naukowego, choć jako poseł Ruchu Kukiz’15 niekoniecznie zgadzam się z posunięciami obecnej ekipy rządzącej. Przyznaję jednak, że jeśli się szybko nie wdraża planowanych reform, wcześniej czy później aparat państwowy wchłania będącą u władzy formację.

A jak ocenia pani poziom sejmowej debaty, w której koniec Wersalu dawno już ogłosił nieżyjący przywódca Samoobrony Andrzej Lepper?

-To, co dzieje się na sejmowej sali oceniam bardzo nisko, podobnie zresztą jak to, co przedostaje się do mediów. W ogóle odnoszę wrażenie, że niektórzy posłowie całą swoją energię wkładają w to, żeby zaistnieć na trybunie. Wchodzą na mównicę tylko po to, żeby wypowiedzieć kilka kontrowersyjnych zdań. Nie ma w tym żadnych merytorycznych argumentów, ale jest szansa, że „zabłyśnie się” w mediach.

To rodzaj politycznego teatru odgrywanego dla wyborców?

Tylko, że to nie jest uprawianie polityki, a politykierstwo i to bardzo niskich lotów. Wystarczy przypomnieć wymachiwanie konstytucją, krzyki, że się za nią krew przelewało... tu wychodzi zwyczajny brak znajomości historii.  Przecież za tę konstytucję z 1997 roku nikt krwi nie przelewał.

W odgrywaniu politycznego teatru specjalizują się przede wszystkim starzy polityczni wyjadacze. Czy jako sejmowy nowicjusz miała pani okazję powiedzieć swoim starszym, doświadczonym kolegom „po fachu” co o tym myśli?

-Okazja ku temu jest, kiedy wypowiadamy się w mediach i kilka razy pozwoliłam sobie taką opinię wyrazić. Natomiast w moim klubie staramy się o to, żeby nasze wypowiedzi były przede wszystkim merytoryczne i pewnie z tego powodu trudniej nam przebić z tym przekazem do mediów, które wolą relacjonować zwykłe pyskówki.

W tych  dążeniach do merytorycznego poziomu sejmowej debaty można dostrzec zapał nowicjuszy. Czy bywa, że jako polityczni debiutanci jesteście protekcjonalnie traktowani przez „starych”posłów?

-Takie sytuacje zdarzały się zwłaszcza na początku. Teraz to już trochę okrzepło. Ów protekcjonalizm objawiał się na sali sejmowej zwrotami typu „Aleście powiedzieli…, Nie róbcie tego, róbcie to…

Połajanki sejmowych wyjadaczy wobec żółtodziobów miały charakter ponadpartyjny?

- Otóż właśnie nie. Z góry traktuje się posłów z parlamentarnych klubów Kukiz’15 i Nowoczesnej czyli nowych ugrupowań, które przełamały monopol politycznych wyjadaczy z PiS, PO i PSL. Zupełnie inaczej te partie traktują swoich nowicjuszy. Wyraźnie ich wspierają.

Pokaz protekcjonalnego zachowania dawali też niektórzy dziennikarze.

Szczególnie jeden, z TNV, który wobec mnie próbował się wcielić w rolę przewodnika po sejmowym gmachu.

Próbował zaimponować posłance „z prowincji?

-To był pierwszy dzień w sejmie i dziennikarze polowali  na nowych posłów urządzając przepytywanki na temat parlamentu, żeby wykazać nasz brak wiedzy. Ten dziennikarz z TVN mnie wypatrzył, bo byłam jedyną kobietą, w dodatku młodą, wśród kolejki oczekujących mężczyzn. Chciał mi zaimponować opowieściami o wiszącym na sejmowym korytarzu obrazie, tyle tylko, że to nie był obraz, a płaskorzeźba, na co zwróciłam mu uwagę.

Pięknie go pani zgasiła, a potem zamieściła nagranie  na swoim facebooku, ku radości internautów, którzy„ przewodnika z TVN” niemiłosiernie obśmiali.

- Rzeczywiście filmik wrzucony do sieci  obejrzało bardzo wiele osób.

Pani cięta riposta dowiodła, że obecność w mediach pani nie paraliżuje. Chyba dostrzeżono to też w pani klubie, bo jako przedstawicielka Kukiz’15 pojawia się pani w programach publicystycznych takich stacji jak TVN, Republice, Polsacie, TVP info.

- Może rzeczywiście mam w tym pewną swobodę, czego w gruncie rzeczy sama po sobie się nie spodziewałam. To wyszło w czasie kampanii, kiedy uczestniczyłam w  debatach kandydatów różnych ugrupowań organizowanych przez lokalne media, w tym TV Sądeczanin.

Chyba jednak najbardziej w politycznych dyskursach w mediach zaprawiony jest pani klubowy kolega Stanisław Tyszka, wicemarszałek sejmu, który pojawia się w czołowych telewizyjnych i radiowych programach publicystycznych. Dobrze radzi sobie w ostrych, politycznych potyczkach słownych. Czuje się pani gotowa, to takich starć, które bywają bardzo agresywne?

- Osobnym problemem jest w ogóle umiejętność toczenia dyskusji politycznej w Polsce. A jeśli chodzi o mnie, to i ja pewnie z czasem się z takim dyskursem zmierzę, tym bardziej że ten okres gorących, politycznych sporów raczej szybko się nie skończy. Zapewne nie raz trzeba będzie stanąć na pierwszej linii politycznego frontu i wyartykułować swoje zdanie.

Potrafi  pani trzyma nerwy na wodzy? Są tacy politycy, którym się to nie udaje, ku uciesze prowadzących programy dziennikarzy i widzów.

- Staram się w takich sytuacjach zachować spokój, choć przyznaję, że temperatura dyskusji bywa bardzo wysoka. Myślę jednak, że jeśli człowiek skupia się na problemie, a nie na przeciwniku politycznym, to wtedy łatwiej przychodzi utrzymać nerwy na wodzy i skupić się na istocie sporu.

Takich umiejętności politycy się po prostu uczą  podczas specjalnych szkoleń medialnych. To kwestia wypracowania pewnych zachowań, sposobu krótkiego formułowania myśli. Czy posłowie klubu Kukiz’15 byli już poddani takiej „obróbce”?

Jeszcze nie, ale planujemy udział w takich szkoleniach. Zależy nam na tym, żebyśmy dobrze wypadali w mediach, po to, żeby dotrzeć do społeczeństwa ze zrozumiałym i dobrym pod względem merytorycznym przekazem. To cenna umiejętność. Bywa, że ktoś ma ogromną wiedzę,  ale nie potrafi jej przekazać w sposób prosty i zrozumiały dla innych.

Jak pod względem merytorycznym ocenia pani swoich klubowych kolegów i koleżanki. Kukiz’15 to dość barwna mieszanka. Szefem jest muzyk rockowy, obok niego raper Liroy, jest też Marek Jakubiak, właściciel browaru Ciechan, który naraził się homoseksualistom, są narodowcy i prawnik z doktoratem Stanisław Tyszka.. To ludzie od Sasa do lasa.

- Być może sprawia to takie wrażenie na zewnątrz, ale wewnątrz naszego klubu wygląda to zupełnie inaczej. Mimo tej różnorodności, spajają nas patriotyczne, narodowe idee. Natomiast w gruncie rzeczy jesteśmy klubem wolnościowym, powiedziałabym, republikańskim. A republikanizm nie jest tak jednolity jak to się u nas utarło i dlatego mamy do czynienia z różnymi poglądami. I naprawdę nie widzę znaczących różnic między nami. A Piotrek- Liroy, którego wejście do sejmu wywołało duże poruszenie ma, w co pewnie trudno niektórym uwierzyć, wolnościowe podejście jeśli chodzi o gospodarkę.

I dobrze się wszyscy ze sobą dogadujecie?

- Jeśli chodzi o pracę merytoryczna to naprawdę całkiem dobrze oceniam  naszych posłów. Od stycznia pozakładaliśmy biura poselskie i każdy z nas wykonuje naprawdę dobrą robotę. Składamy interpelacje, pracujemy w komisjach nad aktami prawnymi. Myślę, że radzimy sobie całkiem nieźle.

Jest w tym świeżość i pewien idealizm, tak jak u pani politycznego pryncypała Pawła Kukiza?

- Paweł jest przede wszystkim sprawnym politykiem mimo, że ma wizerunek osoby bardzo emocjonalnej. On przede wszystkim ma wizję, którą realizuje. Wykazuje się przy tym politycznym zmysłem. Ma może mniejsze umiejętności, jeśli chodzi o zdolności organizacyjne, ale tym celom służy przecież prezydium klubu. Sam Paweł przewodzi nam politycznie i bardzo dobrze to robi.

Kukiz bywa też dla was muzykiem? Śpiewacie czasem razem?

Jak na razie śpiewaliśmy wspólnie kolędy przed świętami na klubowej wigilii,

I na razie nie było integracyjnej imprezy z wielkimi przebojami zespołu Piersi?

Proszę mi wierzy, że nie mamy czasu na imprezy integracyjne.  Może uda się spotkać całym klubem bardziej na luzie w lutym i wtedy sobie pośpiewamy… Natomiast Paweł od czasu do czasu coś nuci. 

O polityce się mówi, że jest jak narkotyk. Szybko wciąga i uzależnia. Zgadza się pani z tą opinią?

- Zapewne polityka wciąga, ale może też człowieka przeżuć i równie szybko wypluć. To wszystko trzeba dobrze wypośrodkować. Życie polityczne zajmuje dużo czasu i dlatego  trzeba mieć też jakąś odskocznię, na przykład w życiu rodzinnym. Nie można całego siebie oddać polityce, bo inaczej jest się skazanym na zamkniecie w wąskim świecie. To prowadzi do oderwania od rzeczywistości, co można zauważyć u niektórych polityków.

Trzeba mieć w sobie dużo pokory i dystansu do siebie, żeby nie ulec temu politycznemu blichtrowi? Poczuciu, że jest się kimś lepszym przynależnym, do wyjątkowego, elitarnego  świata wybrańców narodu?

- Tak. Trzeba mieć w sobie samozaparcie, że by nie ulec takiemu przeświadczeniu. Kiedy człowiek staje się politykiem przychodzi mnóstwo zaproszeń, pojawia się pokusa brylowania „na salonach”, tyle tylko, że na tym może się skończyć cała działalność polityczna. Tak więc twardy kręgosłup jest bardzo wskazany.

Czy to, że została pani posłem wiele zmieniło w pani relacjach z otoczeniem, szczególnie w gronie przyjaciół, znajomych.

Nie ma co udawać, że moje życie się nie zmieniło, bo zmieniło się diametralnie.  Przede wszystkim nie mam tyle czasu dla przyjaciół, ile bym sobie życzyła. Ciężko się z nimi  umówić. Ostatnio, dopiero po trzech miesiącach udało mi się umówić z kolegą. Tego czasu mam teraz tak mało, że z konieczności ograniczam go do najbliższych znajomych i rodziny.

Kiedy odnosi się sukces słyszy się dużo ciepłych słów i serdecznych gratulacji,  ale bywają też cierpkie uwagi. Powiedział ktoś, że ”Borowskiej odkąd została posłem zadziera nosa”?

- Właściwie to chyba zdarzył się jeden niezbyt przyjemny epizod, kiedy koleżanka z listy wyborczej, która do sejmu się nie dostała, pozwoliła sobie na drobne złośliwości pod moim adresem. Ale na ogół spotykam się z sympatią, choć zdarzają się też uwagi od obcych mi osób, że jestem jeszcze za młoda, nieoświadczona i nie powinnam wyrażam swojego zdania.

Zapewne to wynika z pani aparycji, bo wygląda pani po prostu dziewczęco. Tymczasem jest pani bardzo dorosłą i poważną doktorantką na Uniwersytecie Warszawskim.

Rzeczywiście piszę pracę doktorską na temat „Ochrony polskiego dziedzictwa kulturowego na Ukrainie po roku 1991”. Ale czasu mam naprawdę mało, na razie przygotowuję się do otwarcia przewodu doktorskiego i pracuję nad dokumentacją.  

Na Sądecczyźnie jest pani postrzegana jako posłanka przynależna do PiS-owskiej parlamentarnej ekipy. Do prawicy pani blisko ze względna na ideowe wartości wyznawane przez „kukizowców”.

- Myślę, że to poczucie wspólnoty ma poziomie lokalnym powinno obejmować wszystkich parlamentarzystów. Także pana posła Czerwińskiego z PO. Mamy przecież dużo zbieżnych poglądów w sprawie regionu. Chodzi o to, żeby wyznaczać sobie podobny cel. Tym celem jest Polska bogata i sprawiedliwa. Natomiast różnica polega na tym, że mamy rożne pomysły na drogę do tego celu.

Rozmawiała Agnieszka Michalik

Fot.J.B, Facebook







Dziękujemy za przesłanie błędu