Łososina Dolna: Piloci walczyli z burzą! Bitwa tylko cudem zakończyła się remisem! [Zdjęcia] [FILM]
- Nie jestem przyzwyczajony do takich emocji - komentował zapytany, co sprawiło, że impreza przyciągnęła takie rzesze tłumów mimo alarmujących prognoz pogody.
Wielkie emocje zaczęły się już od rana.
- Ludzie z naszej parafii mówią, że takiej mszy tu jeszcze nie było. Msza była odprawiana w ceremoniale wojskowym, który różni się od tego, w którym można uczestniczyć na co dzień. Brała w niej udział kompania honorowa i orkiestra Straży Granicznej a nasz sztandar poświęcił sam biskup - relacjonuje Matyjewicz.
Potem impreza na dobre zagościła na lotnisku.
Z powodu pogody, która jakby na przekór jubileuszowi chciała udowodnić, że nieba nie da się do końca zdobyć, do ostatnich minut pod znakiem zapytania stał przylot największej i najbardziej prestiżowej atrakcji imprezy, czyli dwóch myśliwców Fighting Falcon, tzn. legendarnych F-16.
Konferansjer na bieżąco informował zebranych o kolejnych zwrotach akcji a nawet raz podał komunikat, że maszyny nie dolecą, bo burza ogarniała już niemal całą trasę ich przelotu.
Mimo wszystko udało się. F-16 rozdarły niebo nad Łososiną! Sznur aut zamarł! [Zdjęcia]
- Jednak z powodu pogody nie doleciały do nas Orliki (Zespół Akrobacyjny Sił Powietrznych „Orlik” - dop. red), które miały zaprezentować pokaz akrobatyczny siedmioosobowej formacji. Przez burzę nie wypuszczono ich nawet z lotniska z Radomia - komentuje szef aeroklubu.
Obejrzeć za to można było desant Czerwonych Beretów. Choć i tu nie obyło się bez przygód z dreszczykiem. Łososina: Spadochroniarz wylądował na dachu Opla. Samochód stał w korku
Potem prezentowano kolejne wielkie stalowe ptaki. Jedno i dwupłatowce, śmigłowce bojowe w tym Mi-24. Furorę zrobił prywatny śmigłowiec sądeckiego przedsiębiorcy Andrzeja Wiśniowskiego.
Wszystkim bez wyjątku zdrętwiały karki po prezentacji największych asów polskiej akrobacji powietrznej: Łukasza Czepieli (jedyny polski pilot w Red Bull Air Race), zespołu Fire Birds.
Nawet niewtajemniczeni laicy mieli świadomość, co wiatr - na dole przy ziemi niemal nieodczuwalny - robił z ich maszynami unoszącymi się dziesiątki metrów nad ziemią. Drgania skrzydeł rwanych turbulencjami widać było gołym okiem.
A potem nadciągnęła nawałnica i około godziny 19-ej trzeba było przerwać imprezę. Lało tak, że odwołano występ muzycznej gwiazdy wieczoru, czyli zespołu Piersi.
- Wszyscy uciekli przed deszczem, ale nawet gdyby zostali musielibyśmy odwołać koncert ze względów bezpieczeństwa. Zespół używa instalacji o mocy około 100 kilowatów a kable były rozciągnięte na ziemi - zaznacza Matyjewicz.
ES [email protected] Fot.: Krzysztof Stachura