Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Czwartek, 25 kwietnia. Imieniny: Jarosława, Marka, Wiki
14/12/2016 - 14:25

Ci bandyci nawet nie uciekali... Napadnięta właścicielka sklepu rozmawia z "Sądeczaninem"

- Jeszcze teraz cała się trzęsę, kiedy myślę co się stało - opowiada właścicielka sklepu w Nowym Sączu, która została napadnięta w piątek rano. - Długo zastanawiałam się, czy z panią rozmawiać, ale doszłam do wniosku, że trzeba o takich sprawach mówić głośno. Uważam, że nie może być przyzwolenia na tak bulwersujące rzeczy - mówi reporterce Sądeczanina.

Nasza rozmówczyni zastrzegła sobie anonimowość. Prowadzi mały sklep w mieście. Na jej prośbę nie podajemy także jakiej branży jest placówka handlowa i gdzie się znajduje.

Właścicielka została napadnięta w biały dzień, około godz. 9.30. W tym czasie za sklepową ladą stała tylko ona. To taka pora dnia, że do sklepu przychodzi po codzienne zakupy sporo klientów. Kobieta zna z widzenia stałych kupujących. Ich twarze, jak mówi, przewijają się każdego dnia.

Kiedy rano w sklepie pojawiło się dwóch nieznanych klientów, nawet nie przypuszczała, że za chwilę stanie się ofiarą napaści.

- To nie byli jacyś młokosi - opowiada. - Byli dorośli. To mnie najbardziej zszokowało. Jestem osobą, która ma zaufanie do ludzi i to, co spotkało mnie w piątek nie mieści mi się w głowie. Do sklepu przychodzą naprawdę różni ludzie. Oni pojawili się w sklepie dwa razy, a potem trzeci raz zobaczyłam ich już po tym, jak zostałam uderzona, przechodzących naprzecwko sklepu, którą prowadzę. Szczyt bezczelności...

Zobacz także: Bandyci nie mieli skrupułów: okradli i skatowali kobietę w jej sklepie

Kobieta mówi, że rano, gdy obsługiwała klientów weszło do sklepu dwóch mężczyzn. Poprosili o trzy najtańsze piwa. Jeden z nich stał przy ladzie. Gdy przyszło do płacenia za towar już pojawiły się problemy.

- Parę groszy im zabrakło - relacjonuje poszkodowana. - Zapytali, czy im dołożę, aby zgadzał się rachunek. Stojąc przy ladzie zauważyłam, że wcześniej zaczęli pakować do plecaka piwo z transportera stojącego w sklepie. Zapytałam ich, co z tymi butelkami, które jak widziałam, wkładali do plecaka. A to nic - usłyszałam odpowiedziedź. Wtedy powiedziałam im - albo płacicie za te butelki, albo je wyciągacie.

Po stanowczej reakcji kobiety jedna niezapłacona butelka z piwem wróciła do transportera. Mężczyźni szybko wyszli ze sklepu. Po upływie trzydziestu minut ta sama dwójka wróciła.

- Kiedy weszli, byłam już czujna. Na bezczelnego podeszli do transportera z piwem i wyciągnęli cztery butelki. Podbiegłam do nich, byli już w drzwiach. Chwyciłam jednego z nich za rękaw. Ten momentalnie wyrwał się i dostałam „strzała” w twarz. Odruchowo lekko odchyliłam się. Ręka mu się ześlizgnęła po moim policzku. Gdybym tego nie zrobiła, to złamałby mi nos, albo wybił zęby. Mimo wszystko mocno poczułam to uderzenie. W pierwszym momencie osłupiałam, cała się trzęsłam. Przerażające jest to, że nawet nie uciekali. Najzwyczajniej w świecie wyszli ze sklepu.

W tym czasie w sklepie, oprócz właścicielki i sprawców, była jeszcze klientka, która również była zszokowana zaistniałą sytuacją.

Defilada bandytów

Jakby tego było mało, po upływie około dwudziestu minut od brutalnej napaści, sprawcy przeszli jeszcze raz koło jej sklepu. Tak, jakby nic się nie stało. Kobieta zaraz po napadzie zaalarmowała straż miejską. Bardzo szybko w sklepie pojawili się też policjanci. W okolicy, gdzie działa placówka, zaroiło się od radiowozów

Funkcjonariusze jeszcze tego samego dnia zatrzymali na sądeckim rynku dwie osoby odpowiadające rysopisom sprawców.

Jak już pisaliśmy w materiale: Bandyci nie mieli skrupółów. Napadli na właścicielkę sklepu,  41-latek i jego 39-letni wspólnik zostali przewiezieni do sądeckiej komendy. Po nocy spędzonej w policyjnej celi 41-letni mieszkaniec Nowego Sącza usłyszał zarzut kradzieży rozbójniczej. W tym samym dniu prokurator rejonowy w Nowym Sączu zastosował wobec niego dozór policji, zakaz zbliżania się do pokrzywdzonej oraz zakaz opuszczania kraju.

39-letni sądeczanin odpowie za kradzież. Za dokonanie kradzieży rozbójniczej grozi do 10 lat pozbawienia wolności.

- Wie pani, nie chodzi mu tutaj o pieniądze, bo jest to dosłownie parę groszy - mówi poszkodowana kobieta.-  Nie chodzi mi o to, że pracuję ciężko na swoje utrzymanie. Ja nie mogę się pogodzić z tym, że ktoś może wejść do sklepu, zabrać towar jak swój nie płacąc za niego złotówki i jeszcze podnieść na kogoś rękę.

Pytam - jakim prawem?

- Pytam - jakim prawem? Takie sytuację w ogóle nie powinny mieć miejsca, ale jak widać zdarzają się. Akurat padło na mnie. Odnoszę wrażenie, że ludzie dzisiaj czują się bezkarni. Sprawców udało się złapać dzięki między innymi pomocy funkcjonariuszy straży miejskiej, szczególnie pana, który w tym czasie przeglądał miejski monitoring oraz dzięki policji. Szybko zostali namierzeni. Kiedy otrzymałam telefon, że zostali złapani, poczułam lekką ulgę.

Napadnięta kobieta przyznaje, że nigdy  w życiu nie przypuszczała, że spotka ją coś tak przykrego.

- Jest coraz więcej agresji i znieczulicy. Ja zdecydowałam się zaalarmować o tym bardzo przykrym dla mnie zdarzeniu, kogo trzeba. Kradzież jest kradzieżą. Nie jest ważne na jaką kwotę coś zostało skradzione. To jest kradzież. To jest przywłaszczenie cudzej własności. Nie można dawać przyzwolenia na takie rzeczy.

(MACH), Fot. KMP w Nowym Sączu – zdjęcie ilustracyjne z innego zdarzenia







Dziękujemy za przesłanie błędu