Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Czwartek, 28 marca. Imieniny: Anieli, Kasrota, Soni
21/06/2016 - 13:35

Pół roku czekała na operację. Lekarz odwołał ją w ostatniej chwili

Pani Elżbieta z Nowego Sącza (nazwisko do wiadomości redakcji) już była przygotowana do zabiegu, odliczała minuty gdy raptem... wszystko diabli wzięli. Ale po kolei.

Sądeczanka od sześciu miesięcy cieszyła się z wyznaczonego na 9 czerwca terminu zabiegu na oddziale chirurgi urazowo-ortopedeczynej Szpitala Powiatowego im. J. Dietla w Krynicy-Zdroju. Chodzi o korektę palców u stóp lewej nogi, co w jej przypadku - co trzeba podkreślić - nie jest kosmetyką!

- Skontaktowałam się ze szpitalem przed terminem zabiegu i wtedy usłyszałam, że został przełożony na 13 czerwca - relacjonuje pani Elżbieta swoją drogę krzyżową do lecznicy pod Górą Parkową. 10 czerwca kobieta odebrała telefon ze szpitala, że zabieg został odwołany i ma kontaktować się ponownie z oddziałem chirurgi urazowo-ortopedycznej 16 czerwca. Wtedy dowie się o ewentualnym, nowym terminie operacji.

Meldować się w szpitalu!  

Jak kazali, tak zrobiła. Kobieta zadzwoniła do szpitala 16 czerwca i usłyszała, że po południu tego dnia ma się zgłosić do szpitala. Takie tempo zaskoczyło pacjentkę, ale cóż było robić. Spakowała koszulę nocną i pantofle, włożyła różaniec do torebki i jazda do Krynicy!

- Pojawiłam się w szpitalu około godziny 18 i zostałam przyjęta na oddział chirurgi urazowo-ortopedycznej - ciągnie swoją opowieść pani Elżbieta. - Nazajutrz, w piątek 17 czerwca, po wizycie lekarza anestezjologa i ustaleniu znieczulenia oraz obchodzie lekarskim, dowiedziałam się, że będę mieć zabieg o godzinie 12 i potrwa on około półtora godziny.

Pacjentka została przygotowana do zabiegu przez personel pielęgniarski. Z bijącym sercem czekała na swoją kolej. Taka korekta placów u nóg to niby nic strasznego, ale nigdy nie wiadomo czym to się skończy, po wycięciu migdałka ludzie umierali. Tymczasem, ku jej zdumieniu, sprawa przyjęła zgoła niespodziewany obrót.

Nie miał skalpela  

Oto o godz. 12.20 pojawił się przy łóżku pacjentki lekarz z pielęgniarką ale bez narzędzi chirurgicznych, skalpela, kleszczy, igłotrzymacza, nici etc. Medyk poinformował pacjentkę, że jest mu przykro, ale  zabiegu nie zrobi, bo wypadły mu inne, pilniejsze. Został sam na oddziale, a sam nie będzie operował - tłumaczył.  

- Na  na moje pytanie co mam robić w takim wypadku - zniknął na godzinę. Po moich interwencjach, włączyła się też rodzina, pan doktor pojawił się ponownie i powiedział, że mogę zostać w szpitalu do poniedziałku, ale też bez gwarancji, że mnie zoperują.

W tej sytuacji pani Elżbieta zdecydowała się na opuszczenie szpitala, do którego dobijała się - przypomnijmy -  od stycznia. Pokuśtykała (ma kłopoty z chodzeniem z powodu tych palców stopy przy lewej nodze) do dyżurki odebrać dokumentację medyczną, Odesłano ją do znanego już jej doktora.

- Wtedy to usłyszałam - kończy sądeczanka - że pan doktor robi mi grzeczność, że oddaje mi moje dokumenty, zdjęcia rtg oraz badania, które robiłam na swój koszt, zupełnie prywatnie, i jeszcze dodał na koniec arogancko: "Czego pani oczekuje, przecież ja panią widzę pierwszy raz na oczy?". O co mu chodziło, nie zrozumiałam...  

- Czy takie zachowanie jest zgodne z etyką lekarską? - pyta mieszkanka Nowego Sącza - Co z prawami pacjenta? Co z moim zdrowiem, stresem jaki przeżyłam w oczekiwaniu na zabieg? Nikt się nie przejmuje człowiekiem! Szpital i lekarze rządzą się swoimi prawami, straciłam sześć miesięcy, w oczekiwaniu na zabieg! Co dalej? Tego nie wiem, bo na chwilę obecną mam dość szpitali i lekarzy!

Byłem sam na dyżurze!

To jest wersja nieszczęsnej pacjentki, a co na to lekarz, który feralnego dnia pełnił dyżur na oddziale chirurgi urazowo-ortopedycznej krynickiej lecznicy?
- Pamiętam tę panią, to nie ja miałem robić jej operację lecz ktoś inny. Zabiegi się przedłużyły i lekarz, który miał operować pacjentkę, musiał opuścić szpital. Ja byłem tylko lekarzem dyżurnym, który pacjentkę o tym poinformował, więc nie do mnie pretensje - oburza się lekarz.

Dalej lekarz tłumaczy, że tego dnia był jedynym medykiem na oddziale, a dodatkowo miał na głowie izbę przyjęć i nie wiedział, w co ręce włożyć, taki młyn.  
- Nieodpowiedzialnością z mojej strony byłoby zajmowania się tą panią,  w sytuacji gdy jej życie nie było zagrożone, a na oddziale miałem ciężkie przypadki. Proponowałem pacjentce poczekanie do poniedziałku, mówiłem, że będzie pierwsza w kolejce, ale ta pani nie chciała słuchać - dodał lekarz.  

- Podobno nie dawał pan gwarancji przeprowadzenia operacji również w poniedziałek? - wtrącamy.
- No tak, bo o kolejności zabiegów decyduje ordynator, a nie ja - mówi lekarz.      

Winnych zatem nie ma, pozostały tylko coraz bardziej bolące palce lewej nogi pani Elżbiety z Nowego Sącza...
(HSZ)
 







Dziękujemy za przesłanie błędu