Poeci Sądecczyzny (4): Barbara Krężołek-Paluchowa
Niezależnie od tych rozlicznych zajęć uprawia z powodzeniem dwa rodzaje sztuki: zgodnie z wykształceniem – malarstwo i poezję. Jako autorka wierszy debiutowała w 1986 roku w „Gazecie Krakowskiej” Pierwszy jej tom poezji ukazał się w 1991 roku. Opublikowała ich dotąd jedenaście: Wiersze (1991), Zielenią ku niebu (1993), Trawy płyną (1994), Dom bez okien (1996), Rozmowa z wiatrem (1999), W zwierciadle (2001), Moim górom (2004), Kusoczek Beskida (Odrobina Beskidu) (2005), W bioły izbie dusy (2007), Na moim drzewie (2008), Wyspy jaśminowe (2010). Do druku przygotowuje dwunasty tom, pod tytułem Gorzkie kwiaty. Osobną dziedziną jest jej twórczość dla dzieci, występuje tu jako ilustratorka i autorka, w tym kilkudziesięciu scenariuszy spektakli dla najmłodszych.
Sporo wierszy naszej autorki poświęconych jest przyrodzie, a przede wszystkim ukochanym górom Beskidu Sądeckiego, Beskidu Niskiego, Tatrom i Beszczadom widzianych niejednokrotnie okiem artysty malarza, malowanych słowem: „pędzlem zapatrzenia, na mgłami napiętym blejtramie│portret moim górom maluję│nad dolinami”│(Górom). Przestrzeń liryczna wierszy Barbary Krężołek-Paluchowawej umocowana jest w topografii Krynicy, doliny nad Popradem (Jaworzyna, Stary Sącz, Radziejowa), Zakopanego i Tatr, a także Pienin (Trzy Korony). To delikatna, misterna liryka. Autorka umie gospodarować słowem. Nie nadużywa go. Jej wiersze to krajobrazowe pastele czy delikatne akwarele. „Beskidy są światłem kruchym – napisał krytyk – ulotnym proszącym o ocalenie . Autorka nie pozwala mu odejść, zatrzymuje go w malarskim kadrze”.
Jeszcze bardziej niż przyrodę usiłuje autorka „zatrzymać w malarskim kadrze” ślady swojego dzieciństwa, przywołując postaci matki, ojca, babki i dziadków, Arkadii przeszłości, „ciepłej kryjówki drewnianego domu”, ponad stuletniej chaty, której już nie ma. Poetka jest wrażliwa na dramaty współczesnego świata. Stąd znajdziemy w jej dorobku wiersze poświęcone zamordowanym w terrorystycznym zamachu dzieciom Biesłanu (Biała kokardka) czy ofiarom zamachu w Teatrze na Dubrowce (Dziewczyna w czarnej masce). Nie zabrakło, bo zabraknąć nie mogło, w tej subtelnej liryce poezji erotycznej. Temat stary jak świat zyskał u Barbary Paluchowej swój własny wyraz. To delikatna, wysublimowana liryka o miłości. Podobnie jak Wanda Łomnicka-Dulak, nasza poetka utrwala gwarę czarnych górali, stąd część jej tekstów pisanych jest w języku starych mieszkańców doliny Popradu.
Znany krakowski poeta Józef Baran w eseju Liryka i technika w tomie Barbary Paluchowej Na moim drzewie (2008) podkreślił „zdolność poetyckiego przetwarzania codzienności”, „umiejętności zamykania rzeczywistości w pięknej, przejrzystej metaforze, uwrażliwienie na przyrodę i oryginalną wyobraźnie autorki”. To niezwykle trafna poetycka diagnoza, podobnie jak ta konstatacja:
„Autorce tomu Na moim drzewie udało się […] jeszcze raz nazwać po swojemu i pięknie te elementarne lęki i wzruszenia, nostalgię i intuicję. Przede wszystkim dlatego, że opowiedziała je językiem współczesnej cywilizacji”.
Czytelnikom portalu „Sądeczanin.info” polecam tutaj wiersze dotąd niedrukowane. Pochodzą one z przygotowanego do druku tomu pt. Gorzkie kwiaty.
* * *
Jaskiniowiec
Latasz od kosmosu
do kosmosu
władasz
cyberprzestrzenią
armią sztucznych mózgów
a zamiast języka
masz wyostrzony krzemień
krzeszesz z garstki patyków
uzbieranych w lesie
ciemnych instynktów
ogień plugawych słów
i jeszcze bardziej plugawych
zamierzeń
nieokrzesany jaskiniowcu
niezmiennie taki sam
jak w epoce kamienia łupanego
Człowieku?
Rola nie z tej Ziemi
Danucie Szaflarskiej
Przetrząsnęła wszystkie
zakamarki umysłu
- co ja jeszcze w sobie chcę odnaleźć ?
za zabrudzoną zmierzchem szybą
ciemna sakiewka chmur
pobrzękiwała grosiwem
nadchodzącej ulewy
zamykając oczy
zobaczyła drewniany dom w górach
gdzie Bóg podarował jej życie
poprawiła stuletnią suknię
biały kapelusik włosów
obejrzała liczne blizny
na wciąż młodej duszy
- nie będę już grać w tej scenerii –
dosyć dosyć dosyć
kadrów filmowych
teatralnych desek
chyba przyjmę rolę nie z tej Ziemi
trochę będę żałować
bo
w starym ziemskim teatrze
kochali mnie wszyscy
prawie …
* * *
Ojciec i matka
Płyną w mojej krwi
Dom
Nie był domkiem z kart
Budowali go na trzy ręce
Dwoma matki i jedną ojca
Lewa nie przeżyła wybuchu
Drugiej wojny
W prawej miał zawsze
Chleb dla sześciorga
Matka jadła ostania
W ten sposób żyje się krótko
To nie był
Dom na piasku
Budowali go na dwa serca
Matka zszywała noce i dni
Nicią troski
Porastał mchem lat
Dach wiernego współtrwania
Ojciec i matka
Płyną w mojej krwi
Dom
Nienaruszony trwa
Jego ściany
Bezpieczne zastawki
W sercu
Plener
Na plenerze
z niczego tworzą się obrazy
natchnienie
czasem jest ukryte
przez zapobiegliwą gospodynię
za szafą
w butelce domowego wina z wiśni
Na plenerze
szare sandały zakwitają łąką
i przydrożnym rowem
i wiją gniazda na palecie
wielobarwne ptaki
Na plenerze
jest upijanie się pejzażem
a wyobraźnia tańczy
na liniach światła i cienia
Na plenerze
zaciera się granica
między nocą i dniem
a malarze
żyją prawdziwie
Bieszczady
Jesień 2013
Czwartego października
w Cisnej
kapliczkę bieszczadników
pod czarną koroną
buka nocy
obsiadły
lunatyczne ptaki gwiazd
by odmówić za niepokornych
litanię
do wszystkich świętych
leśnych i źródlanych
piątego października
Wołosaty wpadł do Sanu
na kubek porannej mgły
a ja z mężczyzną
zrodzonym przez las
budziłam pod Wetlińską
śpiącego przy kamieniu
poetę Harasymowicza
kluczem czterech wersów
otworzył bramę
za którą
na łąkach błękitnordzawych
pasły się
płowe konie połonin
a dzikie pszczoły zachwytu
barć serca
wypełniły miodem
Bolesław Faron