Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Piątek, 29 marca. Imieniny: Marka, Wiktoryny, Zenona
17/05/2016 - 09:40

Poeci Sądecczyzny: Jerzy Harasymowicz

Jerzy Harasymowicz-Broniuszyc urodził się w Puławach w 1933 roku, zmarł w Krakowie w 1999 roku. Nie był więc związany z Sądecczyzną ani miejscem urodzenia, ani zamieszkania. Nasz region odegrał jednak istotną rolę w jego twórczości.

Skąd u poety żyjącego pod Wawelem fascynacja przyrodą i ludźmi Sądecczyzny? Otóż, jako uczeń Szkoły Leśnej w Limanowej na początku lat 50. został skierowany na praktykę do Nadleśnictwa Muszyna. To było pierwsze zauroczenie Doliną Popradu, tutejszą przyrodą. Potem nastąpiły podróże po regionie, m.in. w okresie pisania wierszy o kapliczkach przydrożnych (Madonny polskie), podróże do Łącka, Podegrodzia, Przydonicy i innych miejscowości.

Harasymowicz zafascynowany górskim krajobrazem tworzył swoistą baśń o podgórskiej przyrodzie oglądanej zazwyczaj na przedwiośniu i przedzimiu, interesowała go kraina Łemków, opuszczone cerkwie, cmentarze. Okolice Starego Sącza, Muszyny stały się dla poety królestwem wyobraźni, „krainą łagodności” w kontraście do „wypalonego miasta” – Krakowa. Sądecczyzna zaś była dlań arkadią, do której uciekał. W 1957 roku Harasymowicz wraz z Tadeuszem Nowakiem, Tadeuszem Śliwiakiem, Janem Zychem, Elżbietą Zechenter, Krystyną Kleczkowską, Teresą Soch-Lisowską i Marią Suknarowską założył grupę literacką Muszyna. Patronował też powstałej w roku 1969 grupie poetyckiej Tylicz.

Pragnę zwrócić uwagę na drugi po debiutanckich Cudach tom poezji Harasymowicza Powrót do kraju łagodności (Kraków 1957). Sam poeta uściśla topograficznie „krainę łagodności”, a więc Muszyna nad Popradem. A Kazimierz Wyka, przyjaciel i mecenas, w szkicu W krainie łagodności smutno, wręcz poetycko opisał drogi do tego miejsca:
„Do kraju tego prowadzą z Krakowa różne rzeczywiste drogi, zanim za Starym Sączem, zanim gdzieś od Rytra nie przytulą się do siebie i nie ścisną we wstążkę trójdzielną i odtąd nierozłączną – z drugiej strony z Tatr przybywający Poprad, rzeczny Janosik, łagodniejszy od swego harnasiowatego krewniaka Dunajca – Poprad, linia kolejowa i szosa”.

W wierszach poety pojawiają się nazwy miejscowości położonych w okolicach Muszyny, a więc: Złockie, Leluchów, Regietów, Milik, Bielanka, Bartne, Rytro, Czaczów, Wierchomla. Ta poetycka wędrówka po dolinie Popradu to z jednej strony okazja do smakowania uroków przyrody, widzianej w różnych porach roku, z drugiej zaś sposobność do zadumy nad przeszłością, nad kulturą łemkowska czy bojkowską, nad ich współegzystencją z kulturą polską.  

Szczególną inspirację znalazł Harasymowicz na Sądecczynie do tomu Madonny polskie (1969), przy czym poeta konstruuje nowe typy wyobrażeń Matki Boskiej. Mamy tu zarówno wiersze, które są wynikiem inspiracji konkretnych obiektów sakralnych, jak i wytworem Broniuszyca. Oto parę tytułów: Madonna z Krużlowej, Madonna pod Barcicami, Madonna z Przydonicy. Ceremoniał leśny. Sądecczyzna, Beskid Sądecki to dla Harasymowicza dom, matecznik poety, mała ojczyzna. Czytelnikom zainteresowanym twórczością poety polecam lekturę książki Jerzy Harasymowicz poeta Krakowa, Bieszczadów i Sądecczyzny (Kraków 2014).
Bolesław Faron

***
Miasteczko w Karpatach

                                                                                               Jankowi Zychowi poświęcam

... Na jednym jego końcu Jan Chrzciciel chudziutki nie chce łakomstwem zgrzeszyć
 więc tłuste kury z swej kaplicy wygania, aż trzepoczą nad miasteczkiem.

Naprzeciw św. Florian, pod nosa czerwonym żaglem
 ma jak półksiężyc złotą łódkę wąsów, i od ognia tulipanów jest odgrodzony płoteczkiem.

Uliczki kot przeskakuje z jednej rynny na drugą,
maleńkiemu świątkowi ciernie ptaki wyciągają z pięty
i fura ze zbożem, bez koni, z dyszlem jak z laską na ramieniu,
jak dziad wygląda kudłaty, a obok pies leży, w kurzu wyciągnięty.
Na szubienicy daszku piekarniczego wozu, co jedzie aby-aby,
woźnica schylił głowę, powieszony na drzemce,
i ku brązowej kopulce cerkiewki, myśląc że to orzech,
chmury zachodu, rude wicwiórzyce, zza jodeł się wychylają poruszone wielce.

A gdy nocą burza o byle świerk opiera, chcąc go zedrzeć, błyskawic srebrny kaganiec
wtedy na ciemne, szumiące deszczem góry otwieramy okno
I śni się nam niedźwiedź, co objąwszy konia białogrzywego za szyję,
wolno puszczą słoneczną jedzie i jak dziecko śni słodko.

Łemkowszczyzna

Do cerkwi kopuły cebuli czerwonej płaczą jesienie
Rankiem już szron osiada na świętego Marcina mieczu
Głodno i chłodno ruskim świętym pod cienkim szkarłatnym olejem

Pod chórem piszczą myszy w starocerkiewnym narzeczu

Z głodu święci pastorał gryzą zębem greckokatolickim
Pozrywali już wszystkie jabłka w swoim tle zielonym
Przepadł gdzieś ich Wasyl wierny sługa
Nie ma kto śpiewem ruskim świętych napoić

W gąszczu dzikim świecą cerkwi hełmy
Jak baśniowej drużyny Olega
Ocalała w pogromie zupełnym
Malinowa jarzębina jak chorągiew powiewa
 

Madonna z Krużlowej

Cóż tu robi
w muzeum wielkim
ta gór Panna
najpiękniejsza
z czołem wysokim
ten makowy gotyk

W Krużlowej
gdy zbierała jagody
anioł w lejbiku złotym
Synka jej zwiastował

Zamyślona szła miedzami
anioł jak jastrząb wielki
za górę uleciał
co we wsi powiedzą
zamyślona szła miedzami

I był w łopuch zawinięty
Synek
i złożony na
cetynie
i Madonna drobna
jak laleczka z cynamonu
z Synkiem na ramieniu
rajtki rozwieszała
 na jodłach

Cóż tu robi w wielkim muzeum
w tym wzgórz sennym przechyleniu

W Krużlowej Madonna na cielątku
brykała brzany łowiła rękami do
Świątkowej wioski do matki Anny
chodziła na koper

Smagła była i zielona drobnym
deszczem pokropiona
na niebieskim wydaniu

Tu w mieście dalekim w salce
złoconej jak w pustej stodole jak
mak więdnie Madonna z
Krużlowej bez plonów w łunie
zabobonów

U turkusowych witraży Madonna z
Krużlowej staje na południe
twarzy zwraca listek złoty w
zielone kraje

I wie
po nieba znakach że już jesień
Że rudzieje

polichromii
złote kłosy
nie zebrane
niebieskie bratki
gotyku

I wie
że już jesień
że pusty na jesionach
chwieje się
kokon kościółka

Madonna z Krużlowej chodzi nocami
po tych miejskich zaświatach po
muzeum komnatach

Tu grusze posadzę a tu niech sobie
rośnie jałowiec

A tu moje ścieżki
zarosną porzeczki

Tu moje ścieżki tu
moje

I śpi
w lipach

W Łącku
jesień 1967

Wychylają się z sadów
 jesieni różki czerwone
jechaliśmy ulicą
Zyndrama z Maszkowic

Jechałem jakby wielmoża
w ziemi swej złotogłowiach
i tak jechać mógłbym
w tej wczesnej jesieni
lekkich szatach
do końca świata

W łąckich sadach
rozpościelone na trawie
lipca zielone latopisy
będą już
na strych chowane

W łąckich sadach
bóg Rokan
niósł swój łeb zielony
jak wierzba przystrzyżony
Miał modre rękawy
krochmalone gradem

I bijąc upału
 laską złotą
w pnie grusz stare
płoszył jesieni
Siedem Sióstr Wiejących
pod chmurką koziołkujących
w sukniach czerwonych

I szła
w łąckich sadach
pełną parą
jesienna zwózka
planet

Jerzy Harasymowicz







Dziękujemy za przesłanie błędu