Polacy zapomnieli już zatrutą Becherovkę? Na Słowację jeździmy po alkohol i…
Sądeczanie mają Słowację „rzut beretem” od siebie. Okazuje się, że choć nasze rodzime sklepy coraz częściej oferują ulubione przysmaki zza południowej granicy, to i tak część z nas woli pojechać po swoje ulubione, słowackie smakołyki, wprost do źródła.
- Moja rodzina ma już nawet swoją tradycję jeśli chodzi o zakupy na Słowacji. W Mniszku nad Popradem mamy też swój ulubiony sklep. Zawsze jak jedziemy wypocząć nad Czercz do Kosarzysk, jedziemy później na Słowację - mówi pani Ewa.
- Już na wieczór, w ulubionych Potravinach kupujemy: orzeszki w cukrze, musztardę słowacką, bo niby można ją już kupić w Polsce, ale to już nie to samo i keczup. Mąż zawsze kupuje swoją ulubioną wodę mineralną z Karlovych Varów. A do tego wszystkiego bierzemy nasze ulubione piwa: Kozla, Šariša, „babskiego” cytrynowego Złotego Bażanta. A ostatnio odkryłam słowacką "Gruszkę". Nasz odpowiednik śliwowicy, tyle, że z gruszek - wylicza.
- Ale nie polecam słowackich konserw typu gulsza, są paskudne i umywaja się do naszych.
Kobieta dodaje tez, że wielu jej znajomych skrzykuje się nawet specjalnie przed weekendem, robi zrzutę na paliwo i zasuwa do Mniszka przede wszystkim po piwo.
- Oczywiście, że kupuję Becherovkę, to do picia na co dzień się nie nadaje; za to przy problemach żołądkowych jest niezastąpione - śmieje się kolejna zagadnięta przez nas sądeczanka, zapytana o aferę z 2012, kiedy w Małopolsce i dalej na północ stwierdzono obecność śmiertelnie niebezpiecznego metanolu.
- Uwielbiam Kofolę. To taki prawdziwy miks smaków: kawy, coli, anyżku. Zimna, latem jest wyśmienita. No i oczywiście zawsze jak jestem na Słowacji, to kupuję czekoladę studencką – dodaje.
Kolejny przysmak Sądeczan na Słowacji , to wcale nie knedliczki, a zupa czosnkowa i prażony ser. Część z nas ma nawet przepis na ten specjał, ale na Słowacji smakuje trochę inaczej.
- Na ten ser jeździmy całą rodziną, z dziećmi, do takiej knajpki tuż za Mniszkiem. Jest tam pyszne jedzenie no i mini zoo dla dzieci. Za obiad, fura frytek, po dwie porcje prażonego sera na głowę i surówkę oraz napoje, płacę koło 40 złotych. A przy okazji dzieciaki się świetnie bawią – tłumaczy pani Ewa.
Okazuje się jednak, że są tacy, którzy zakupy za południową granicą traktują jako brewerie. Podkreślają, że nie ma tam nic, czego nie można kupić u nas w Polsce, a ceny wielu alkoholi, a przede wszystkim piwa są u nas niższe.
Prawdą jest, że to Słowacy są główną siła napędową wielu sądeckich sklepów. O Biedronkach przy granicy nie wspominając.
Sami u siebie, tuz przy granicy. na Polakach zarabiaja tyle tylko, żeby przezyć.
A polscy turyści, którzy wypoczywają w okolicach Rytra, Piwnicznej, Krynicy czy Muszyny za punkt honoru traktują wypicie oryginalnego słowackiego, piwa czy wspomnianej Becherovki.
Fot: Google Street View