Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Środa, 24 kwietnia. Imieniny: Bony, Horacji, Jerzego
17/05/2019 - 11:30

Ekstremalny góral z Łącka zjechał z najwyższego wodospadu świata[WIDEO][ZDJECIA]

Korona Ziemi, Korona Himalajów… lista śmiałków, którzy zdobyli najwyższe górskie szczyty jest coraz dłuższa. Korony najwyższych wodospadów świata nie zdobył nikt. I nikomu nie przyszłodo głowy, że można to zrobić, tylko…, góralowi z Zabrzeży koło Łącka. Z jego ekstremalnych marzeń urodziła się grupa pięciu śmiałków, którzy wspięli się na najpotężniejszy wodospad Salto Angel w Wenezueli i zjechali z niego na linach. Film z wyprawy po prostu zapiera dech w piersiach. Polacy na liście mają jeszcze dziewięć dziewiczych kaskad.

To ekstremalne marzenie przyszło do głowy pochodzącemu  z Zabrzeży koło Łącka Dariuszowi Pachutowi, ratownikowi medycznemu i płetwonurkowi, który mieszka w Krakowie i działa w Klubie Alpinistycznym przy Beskidzkiej Grupie GOPR. Wysokie góry to jego życiowa pasja, ale najbardziej go kręci ekstremalny canyoning. To połączenie wspinaczki, trekkingu, skoków i nurkowania. Polega na pokonaniu pewnej, wyznaczonej trasy. Z reguły należy przejść wzdłuż rwącej rzeki. Stąd odniesienie nazwy do kanionu, w którym płynie rzeka. Po drodze trzeba stawić czoło różnym przeszkodom - jaskiniom, wodospadom, ciasnym przesmykom i wąwozom.

Skąd wziął się szalony pomysł, żeby zdobyć najwyższe wodospady świata, na co nikt jeszcze nigdy się nie poważył?

- Na jednym z wyjazdów canyoningowych padło pytanie jaki jest najwyższy wodospad na świecie – mówi w rozmowie z „Sądeczaninem” Dariusz Pachut. - Odpowiedź była oczywista, że to Salto Angel w Wenezueli. Ale ja rzuciłem, hasło: „panowie musimy z niego zjechać na linach”.

Nie usłyszał pan od kolegów, że jest pana szalony?

Nie. Powiedzieli, że jadą a ze mną – odpowiada ze śmiechem.
Ci śmiałkowie, to poza Dariuszem Pachutem, kolejny nasz krajan, Miłosz Forczek, który pochodzi z Gorlic, Dimitri Wika i Paweł Jankowski. Na wyprawę pojechał z nimi fotograf i filmowiec z Zakopanego Jan Wierzejski, który eksremalne wyczyny dokumentował.

A potem szybko urodził się pomysł zdobycia dziesięciu najwyższych wodospadów świata, z których każdy ma blisko kilometr wysokości. Jest Korona Ziemi, Korona Himalajów, ale nikł jeszcze nie wymyślił Korony Wodospadów. Przedsięwzięcie, które zyskało nazwę  „Slide Challenge” zakłada zdobycie wszystkich kaskad w ciągu trzech lat. Swój pierwszy wodospadowy szczyt, ten najwyższy na świecie, Salto Angel w Wenezueli, mają już za sobą. Zdobyli go w marcu. Przygotowania do wyprawy - opowiada Pachut – trwały pól roku.

- To było trudne, pod względem logistycznym, przedsięwzięcie. Trzeba było zgromadzić odpowiedni specjalistyczny sprzęt i oprócz tego zdobyć pieniądze na samą wyprawę. Sprzęt zasponsorowała nam firma zajmująca się jego produkcją. Gorzej było z zebraniem pieniędzy. Potrzebowaliśmy 80 tysięcy złotych. Jednak nikt w nasz pomysł, który pewnie „normalnym” ludziom wydawał się szalony, nie chciał zainwestować. Ostatecznie udało się, choć niektórzy z nas musieli się zapożyczyć, inni wydali na to swoje oszczędności.

--To, że ta wyprawa doszło do skutku, to w dużej mierze zasługa Darka Pachuta - mówi rzecznik prasowy „Slide Challenge” Piotr Garstka. - Ta wyprawa pewnie nie doszłaby do skutku, gdyby nie on. – Zaważył na tym jego góralski charakter. Ten typowy dla górali upór i determinacja w dążeniu do celu.  Cały czas powtarzał, że to się musi udać. Cały czas gnał w realizacji tego przedsięwzięcia do przodu. A my razem z nim.

Udało się. Żeby dostać się na szczyt najwyższego wodospadu świata, przez sześć dni musieli przedzierać się przez dżunglę. Spali w hamakach i namiotach.

- Prowadzili nas Indianie, którzy grali na fletach, żeby nas duchy ich pradziadów wpuściły bezpiecznie do dżungli. A potem przyszedł najbardziej ekstremalny etap wyprawy. Zjazd na linach wzdłuż liczącej blisko kilometr kaskady. 

- Schodziliśmy odcinkami przez dwa dni, z noclegiem na małej, skalnej półce. Każdy z nas zjeżdżał z plecakiem ważącym około dwudziestu kilogramów, a do tego jeszcze sprzęt biwakowy ważący kolejne dwadzieścia kilo, plus liny. Przyznaję, że na takiej wysokości odczuwa się lęk, ale profesjonalne podejście do takiego wyzwania, pozwala zrobić to bezpiecznie. Nasz zespół składa się między innymi z ratowników górskich.

Zjazd na linach to niejedyny ekstremalny wyczyn. Maksimum adrenaliny zaserwował sobie Paweł Jankowski, który jako jedyny z pięcioosobowego zespołu skoczył z wodospadu ze spadochronem.

Niemal zaraz po powrocie z wyprawy śmiałkowie szykują się do zdobycia kolejnych wodospadów.

- Santo Angel już został przed nami zdobyty przez kilkanaście osób. Pozostałe wodospady są dziewicze. Nikt nigdy nie stanął na ich szczycie – mówi Dariusz Pachut.  Dotarcie do każdego z nich wymaga innej techniki. W Nowej Zelandii trzeba będzie wylądować na wodzie i kajakami dostać się do wodospadu. W Kolumbii Brytyjskiej czekają nas psie zaprzęgi i narty skiturowe, na Hawajach śmigłowiec.

Teraz ekstremalni Polacy szykują się do kolejnej wyprawy. Na pierwszy ogień z listy dziewiczych wodospadów pójdą, dwa - w Norwegii, które chcą zdobyć jeszcze w tym roku. Kolejny wodospad to Tugela w RPA, który liczy 948 m. Na liście jest jeszcze Cataratas las Tres Hermanas (Peru, 914 m), Oloʻupena (USA, 900 m), Catarata Yumbilla (Peru, 896 m), Pu’uka’oku (USA, 840 m), James Bruce Falls (Kanada, 840 m) i Browne Falls (Nowa Zelandia, 836 m).

[email protected] Fot. film Jan Wierzejski

Te zdjęcia zapierają dech w piersiach. Pięciu śmiałków z Polski, wśród nich Darek Pachut z Łącka zjechało na linach z najwyższego wodospadu świata - Salto Angel w Wenezueli. A dokładniej, zjechało czterech - jeden skoczył z niego na spadochronie




Fot. Jan Wierzejski






Dziękujemy za przesłanie błędu