Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Piątek, 29 marca. Imieniny: Marka, Wiktoryny, Zenona
23/12/2018 - 14:05

Boże Narodzenie na Sądecczyźnie. Tradycja i przesądy

Puste miejsce przy wigilijnym stole dla zbłąkanego wędrowca, sianko pod białym obrusem, a na nim kilkanaście świątecznych potraw, dzielenie się opłatkiem z bliskimi i Pasterka – to tylko część zwyczajów związanych z Wigilią i Bożym Narodzeniem, które kultywowane są do dzisiaj. A jak dawniej do tego szczególnego okresu przygotowywali się i jak obchodzili go mieszkańcy Sądecczyzny? Po świątecznej krzątaninie był to dla nich przede wszystkim czas odpoczynku od codziennych zajęć. Czas szczególny, wypełniony m.in. wróżbami.

Okres Bożego Narodzenia rozpoczyna się Wigilią a kończy Świętem Objawienia Pańskiego, czyli Świętem Trzech Króli. W dawnej tradycji były one świętami chrześcijańskimi, ale, co warto podkreślić, miały one swoje korzenie w tradycji przedchrześcijańskiej, związanej ze świętami zadusznymi i agrarnymi, obchodzonymi w okolicy przesilenia zimowego.

- Można powiedzieć, że tradycja chrześcijańska tych świąt wpisała się w dawniejszą tradycję związaną z czasem przesilenia zimowego, a więc okresem, kiedy kończą się krótsze dni, a później zaczynają się one stopniowo wydłużać. To czas zbliżania się ku wiośnie. To był przełomowy czas – mówi Bogusława Błażewicz, etnograf z Sądeckiego Parku Etnograficznego w Nowym Sączu. – W większości dawnych religii przedchrześcijańskich, okresy przesilenia zimowego, letniego, równonocy wiosennej i jesiennej wiązały się z różnymi zwyczajami i obrzędami.

W ludowej obrzędowości na Sądecczyźnie, zamieszkiwanej przez różne grupy etniczne – Lachów (tereny wokół Nowego Sącza), Pogórzan (wschodni region sądecki), Górali Sądeckich (okolice Łącka) i prawosławnych Łemków (Beskid Niski i zachodni Beskid Sądecki) zachowało się dużo reliktów wcześniejszych zwyczajów, związanych z dawnymi świętami zadusznymi i agrarnymi, podczas których z jednej strony oddawano cześć duszom przodków, z drugiej zaś wróżono sobie, jaki będzie nadchodzący rok.

Dawne tradycje wigilijne mieszkańców Sądecczyzny wyrosły właśnie na bazie wierzeń chrześcijańskich i pogańskich oraz zwyczajów tych czterech żyjących obok siebie grup etnicznych.
- Te grupy ludności przez wieki żyły obok siebie – opowiada sądecka etnograf. - Wiele ich zwyczajów było podobnych, ale były też i różnice.
                                                                                                                 *
Najważniejszym momentem w bożonarodzeniowej tradycji ludowej była Wigilia. Podczas tego niepowtarzalnego wieczoru zachowało się w obrzędowości dużo dawnych obyczajów ludowych, przechowywanych przez wieki. W Wigilię niezwykle istotną kwestią było to, aby przez cały ten dzień dobrze się zachowywać. Wierzono bowiem, że tak będzie i w nadchodzącym roku.
Wigilia miała świadczyć o całym nadchodzącym roku i w tym dniu mieszkańcy Sądecczyzny przestrzegali związanych z nią zwyczajów i przekonań. Właśnie Wigilia była spośród wszystkich dni świątecznych czasem, który obfitował we wróżby, zaklęcia i zabiegi magiczne, mające zapewnić mieszkańcom zdrowie, urodzaj i dobrobyt w nadchodzącym roku. U Łemków gospodyni, przygotowując w tym dniu potrawy, zakładała sobie pasemko lnu za zapaskę, aby len darzył się w przyszłym roku.

U Łemków też domownicy chodzili z obwiązanymi wokół pasa powrósłami ze słomy, co miało gwarantować duży urodzaj. Łemkowie, a także i Górale Sądeccy, pilnowali w tym dniu, aby dzieci „nie łasowały po garnkach” i ... aby wilki nie porywały owiec.

- W Wigilię dbano także o to, aby ludzie byli dla siebie uprzejmi – podkreśla etnograf. – Absolutnie nie wolno było się kłócić, krzyczeć na dzieci, a tym bardziej je karcić. Ważne było również, aby w Wigilię nie pożyczać niczego z domu, by dostatek z niego nie uciekł. Natomiast można było w Wigilię przynieść do domu trochę pieniędzy, nawet pożyczonych od Żyda, po to, by pieniądze trzymały się domu przez cały nadchodzący rok.

Inną wróżbą, której gospodynie przestrzegały podczas przygotowywania wieczerzy wigilijnej, była ta związana z wygarnianiem z pieca węgielków podczas pieczenia chleba. Po wyciągnięciu z pieca żaru gospodyni wybierała sobie kilka węgielków. Każdy oznaczał inną roślinę. Potem węgielki obserwowała. Jeśli pokryły się one grubą warstwą popiołu, oznaczało to, że dana roślina (warzywo, czy zboże) obrodzi w przyszłym roku. W Wigilię gospodynie wycierały także ręce oblepione ciastem chlebowym, lub innym, o pnie drzew owocowych w sadzie, aby te dobrze rodziły w nadchodzącym roku.
Mieszkańcy Sądecczyzny ogromną wagę przywiązywali do przygotowania wieczerzy wigilijnej. Był w tym dniu zwyczaj mycia się w rzece, lub w potoku. Wierzono bowiem, że orzeźwiająca kąpiel zapewni takiej osobie zdrowie.

- U Łemków był nawet zwyczaj, że podczas takiej kąpieli osoba nabierała w usta lodowatej wody i szła z nią do domu – wyjaśnia etnograf. – Miało to w przyszłości chronić ją przed bólem zębów. Gospodarze wybierali też z dna rzeki, czy potoku, garść piasku, który następnie mieszali z ziarnem, które było święcone w dniu św. Szczepana, by zapewnić sobie dostatek.

W ten świąteczny czas bardzo ważny był wystrój izby. W tym czasie życie rodzinne koncentrowało się przy świątecznym stole. W Wigilię kładziono na nim siano, symbolizujące żłóbek Chrystusa. Stół nakrywano białym obrusem, na który sypano ziarno. U Lachów był to najczęściej owies, czy mieszane gatunki zboża. Na stole kładziono chleb i białe opłatki – dla ludzi i kolorowe dla zwierząt, stawiano jedną misę z potrawą. Wszyscy domownicy z niej jedli. Po spożyciu jednej potrawy, gospodyni nakładała do misy następną.

- Oczywiście przy wigilijnym stole zostawiano jedno miejsce dodatkowe dla zbłąkanego gościa, ale niejednokrotnie mówiło się też, że jest to miejsce dla duszy kogoś zmarłego – zaznacza Bogusława Błażewicz. – Łemkowie, podczas modlitwy, gdy zasiadali do stołu wigilijnego, zwracali się: „Przyjdź duszo, która jesteś głodna i posil się”. Ten element był właśnie pozostałością świąt zadusznych, podczas których wspominano dusze zmarłych. U Górali Sądeckich podczas modlitwy przed wieczerzą także wspominano zmarłych.

Pod wigilijnym stołem układano także siano zmieszane ze słomą. Niejednokrotnie gospodarz kładł na nie jeszcze słomiane powrósła, którymi w dzień św. Szczepana obwiązywał drzewa owocowe w sadzie, aby dobrze rodziły w nadchodzącym roku. U Łemków (na wschód od Grybowa) zachowało się wspomnienie tradycji, że pod stół kładziono przedmioty żelazne (siekierę, lemiesz). Żelazo miało chronić przed złymi mocami.


W świątecznej izbie nie mogło też zabraknąć oczywiście „dziada”, czyli snopa zboża. Stawiało się go w kącie izby. U Lachów był to zazwyczaj snop żytni, u Górali Sądeckich – owsiany a u Pogórzan stawiano cztery snopy z czterech gatunków zboża, po jednym w każdym kącie. Po wieczerzy wigilijnej „dziad” był rozbierany, a słoma trafiała na podłogę w izbie, lub w kuchni. Później tarzały się w niej dzieci.
- Z tym zwyczajem związana jest również kolejna wróżba - liczenia kóp – opowiada nasza rozmówczyni. – Gospodarz zatykał część tego siana, czy słomy z „dziada”, za główną belkę w izbie. Później, w zależności od tego, ile tej słomy zostało za belką, wiedział, ile kóp zboża zbierze w przyszłym roku.
 







Dziękujemy za przesłanie błędu