Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Piątek, 29 marca. Imieniny: Marka, Wiktoryny, Zenona
23/12/2018 - 14:05

Boże Narodzenie na Sądecczyźnie. Tradycja i przesądy

Puste miejsce przy wigilijnym stole dla zbłąkanego wędrowca, sianko pod białym obrusem, a na nim kilkanaście świątecznych potraw, dzielenie się opłatkiem z bliskimi i Pasterka – to tylko część zwyczajów związanych z Wigilią i Bożym Narodzeniem, które kultywowane są do dzisiaj. A jak dawniej do tego szczególnego okresu przygotowywali się i jak obchodzili go mieszkańcy Sądecczyzny? Po świątecznej krzątaninie był to dla nich przede wszystkim czas odpoczynku od codziennych zajęć. Czas szczególny, wypełniony m.in. wróżbami.

                                                                                                             *
Tradycyjną ozdobą świąteczną była podłaźniczka. Była to poprzedniczka dzisiejszej choinki, która - jak mówi pani Bogusława Błażewicz - na wsi sądeckiej pojawiła się dopiero w latach 30. XX wieku. U Pogórzan, w rejonie Gorlic, tradycja stawiania i ubierania choinki była nieco wcześniejsza. Tam datuje się ona na początek XX wieku, a to z tej racji, że na tamtych terenach znacznie szybciej rozwijał się przemysł, zwłaszcza naftowy i wpływy miejskie wcześniej pojawiły się na wsi.

Podłaźniczkę wieszano „do góry nogami” u powały. Pierwotnie był to po prostu ucięty czubek jodły. Później, u Lachów Sądeckich, przypominała ona bardziej konstrukcję w kształcie parasola. Do jej wykonania wykorzystywano na przykład giętką wiklinę, albo drut, który następnie okręcało się słomą. Na wiklinową konstrukcję nakładano jedlinę.

W czaszy podłaźniczki były zawieszane różne misterne dekoracje, wycinane z białych i kolorowych opłatków (te ostatnie były one przeznaczone dla zwierząt). W centralnym punkcie podłaźniczki, nieco niżej od ażurowych ozdób opłatkowych, wisiał „świat”. Była to ozdoba wykonywana także z opłatków, ale miała on kształt graniasty. Oprócz tych ozdób na podłaźniczce wieszano także jabłka, złocone orzechy, łańcuchy zrobione ze słomy, lnu, bibułki białej, albo kolorowej.

- Jabłka, len, orzechy, mak były roślinami i owocami, które w tradycji ludowej symbolizowały płodność – podkreśla etnograf z sądeckiego muzeum. – Podłaźniczka miała zapewnić domowi urodzaj, dobrobyt w przyszłym roku. Ta ozdoba wisiała w sądeckich izbach do 2 lutego, czyli matki Boskiej Gromnicznej. Dzisiaj podłaźniczki można oglądać właśnie w muzeach. Ośrodki i domy kultury organizują konkursy na tradycyjną podłaźniczkę.

Z zapadnięciem zmierzchu, gdy na niebie pojawiły się pierwsze gwiazdy, domownicy zasiadali do wieczerzy wigilijnej. Najpierw dzielono się opłatkiem. U Łemków (greckokatolickich, albo prawosławnych) był to specjalnie pieczony chleb „połaznyk”. Wieczerza składała się wyłącznie z potraw postnych. Ta tradycja jest kontynuowana do dzisiaj. Potrawy maszczono olejem. Dawniej był to powszechnie używany olej lniany. Len był powszechnie uprawiany i wykorzystywany na wiele sposobów.

Na wigilijny stół trafiały produkty z wiejskich upraw. Miało to także swoją symbolikę. Gospodarze bardzo o to dbali. Wierzono bowiem, że nie zabraknie ich na stole w nadchodzącym roku. Wśród nich były na przykład różnego rodzaju produkty zbożowe, kasze, brukiew, ziemniaki, które były, obok kapusty, podstawą wyżywienia w dawnej kuchni, a także fasola, groch, śliwki suszone, grzyby, mak. Na przykład u Pogórzan na wigilijnym stole „królowały” kapusta z grochem, grzybami i chlebem, żur owsiany z grzybami i ziemniakami, żur owsiany z fasolą, groch okrągły z olejem, pęcak z fasolą na rzadko, albo na pół gęsto, karpiele z polewką podbite mąką, kluski z makiem na słodko, kasza tatarczana (gryczana) ze śliwianką (wodą, w której gotowały się suszone śliwki) na słodko. Powszechnie też jedzono na Sądecczyźnie gołąbki z kaszą i grzybami, buraki ćwikłowe, a także gotowany bób i karpiele. U Łemków wieczerza wigilijna zaczynała się od kosztowania chleba z czosnkiem, a kończono ją jedząc jabłka i orzechy.

Liczba potraw na wigilijnym stole była nieparzysta. Im ich było więcej, tym lepsza była wróżba dla gospodarstwa na nadchodzący rok. Po zakończonej wieczerzy gospodyni zbierała to, co domownicy pozostawili na talerzach i gospodarz dawał te resztki zwierzętom. Dzielił się również z nimi opłatkiem. Wierzono, że w Wigilię zwierzęta mówią ludzkim głosem.

Po wieczerzy często wróżono, jaka będzie pogoda w nadchodzącym roku. Gospodarz wbijał we framugę okna igłę z długą nitką. Jeśli po powrocie z pasterki okazywało się, że nitka jest wilgotna, to należało się liczyć z rokiem deszczowym. Inną wróżbą, z której starano się przewidzieć pogodę, była wróżbą cebulowa. Dzielono cebule na łupinki, czasem krojono ją na talarki. Na każdą łupinkę sypano sól. Dwanaście łupinek, odpowiadających ilości miesięcy w roku, trzymano na parapecie okna od św. Łucji do Wigilii. Jeśli w którejś łupince zebrała się woda, oznaczało to, że miesiąc, któremu odpowiadała, będzie deszczowy.

Od św. Łucji do Wigilii wróżono również pogodę, obserwując ją w poszczególne dni, które miały odpowiadać kolejnym miesiącom nadchodzącego roku.
Po wieczerzy rodziny przed północą wyruszały na pasterkę, która kończyła Wigilię. Niektórzy mieszkańcy, zanim dotarli do kościoła, szli jeszcze obmyć się w wodzie w źródełku, czy w rzece. Wierzono, że o północy woda w potokach może zamienić się w wino i wierzono także, że tego wina mogą skosztować jedynie osoby, które nie mają grzechów.
                                                                                                             *
Boże Narodzenie było największym świętem w tym okresie.
- Mieszkańcy bardzo pilnowali, by w tym dniu nie pracować. Gospodynie nie gotowały. W Boże Narodzenie post już nie obowiązywał, wiec dbano o to, by sobie tłusto podjeść. Nie chodzono także w tym dniu w gości. Spędzano go w rodzinnym gronie. Oczywiście, wybierano się na mszę świętą do kościoła.







Dziękujemy za przesłanie błędu