Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Czwartek, 18 kwietnia. Imieniny: Apoloniusza, Bogusławy, Goœcisławy
02/01/2015 - 03:15

Joanna Stawiarska: Nie wstąpiłam do żadnego klubu radnych, a muszę?

Joanna Stawiarska, dr ekonomii, świeżo upieczona radna powiatu nowosądeckiego, a prywatnie małżonka wójta Chełmca, nie przystąpiła do żadnego z klubów. Chce zachować niezależność, choć nie wyklucza, że kiedyś może zmienić zdanie. W Radzie Powiatu Sądeckiego powstały dwa kluby radnych. Sądecki Ruch Samorządowy zrzesza radnych opozycyjnych, natomiast klub PiS jest klubem większościowym i rządzi powiatem.

Przede wszystkim muszę zapytać dlaczego zdecydowała się pani kandydować do Rady Powiatu, do samorządu. Czy to wpływ męża – wójta i atmosfery domowej?

- Po części tak, a po części był to trochę przypadek. W zasadzie takim pośrednikiem był mąż. Tylko on był w stanie mnie do tego namówić. Do tej pory byłam raczej obserwatorem tego życia samorządowego przez 8 lat wójtowania męża.

W domu cały czas się tym żyło, dyskutowano, opiniowało. Czasem i doradzałam, ale do tej pory nie widziałam się w takiej działalności. Żartujemy, że trochę mi pomógł parytet, bo potrzebowali na liście kobiety. W zasadzie kandydowałam bez przekonania, że do tej rady się dostanę.

Chciałam pomóc tej liście wyborczej, a wyszło jak wyszło, z czego się bardzo cieszę, bo jest to coś nowego . Miałam wrażenie, że w swoim życiu zawodowym wchodzę trochę w rutynę, a to jest coś, co mi doda trochę „pałera”.

To chyba był jedyny, albo bardzo rzadki przypadek w Polsce, że w ulotce wyborczej można było przeczytać taką rekomendację: „Bardzo proszę o głos dla mojej żony, ponieważ znam ją najlepiej i cenię jej kompetencję i uczciwość. Bernard Stawiarski.” Czy to poparcie męża pomogło pani?
- Myślę, że przede wszystkim. Byłam zaskoczona, że mąż pomaga mi w tak otwarty sposób. Nawet uważałam, że to wizerunkowo nie jest korzystne, że to wywoła komentarze typu „dwa grzybki w barszczu to za dużo”...

Że się tworzy taka mafia rodzinna?
- Tak, tak. Ale mu zawierzyłam, bo jego koncepcja kampanii była taka, żeby to była kampania wspólna. Wydaliśmy dwie ulotki i na obydwu jesteśmy razem, to były ulotki połączone. Byłam zaskoczona, że miał taką odwagę i nie bał się niechętnych komentarzy.

A były takie?
- No właśnie nie, przynajmniej do mnie nie docierały. Zresztą w okresie kampanii żyliśmy trochę poza światem wyborczym, nie zajmowaliśmy się szczegółami.

Ja równocześnie byłam pełnomocnikiem wyborczym męża, zajmowałam się księgowością komitetów, tak że było co robić i robiło się swoje. Pod koniec kampanii pojawiały się żarty, że mogę to wygrać. Jednak najbardziej zależało mi na reelekcji męża, bo bez względu na przeszłe kadencje, bardzo mu zależało kontynuować pracę ze względu na rozpoczęte zadania.

Z pani ulotki wyborczej można wywnioskować, że ma pani dość sceptyczny stosunek do instytucji powiatu, do tego szczebla samorządu.  Pisze pani: „Ale skoro już są (…) nie pozostaje nic innego, jak próbować je przekształcać w swoisty związek gmin, z centrum świadczenia usług wspólnych dla lokalnych samorządów.” Co powiat mógłby zaoferować gminom w świetle obowiązującego prawa?
- Powiaty są generalnie bardziej instytucją niż jednostkami samorządowymi. W zasadzie pewne zadania gmin i powiatów się nakładają. W ogóle jestem sceptyczna wobec instytucji administracyjnych powielających w jakimś sensie kompetencje. Na trójstopniowej strukturze samorządów widać to wyraźnie. Może to dość odważny pogląd, ale wyobrażam sobie sytuację, kiedy w samorządzie funkcjonują tylko gminy i województwo. 

Doskonale wiem, że pewne zadania powinien koordynować powiat. Powiat powinien jak najściślej współpracować z gminami. Zwłaszcza teraz, kiedy nadchodzi następna fala dużych pieniędzy unijnych, wszystkie projekty powinny być robione, uzgadniane wspólnie z gminami. Już po dwóch sesjach widzę, że powiat ma bardzo dużo zadań, niemniej jednak wyobrażam sobie organizację tego w inny sposób. 

To jest nie tylko mój pomysł, jest grupa samorządowców i polityków, którzy myślą podobnie. Ludziom też się trudno w tym często połapać. Na przykład dlaczego rejestracja samochodów odbywa się w powiecie, a nie w gminie, bliżej mieszkańców? Uważam, że im zadanie jest bliżej odbiorcy, tym bardziej efektywnie i sensownie można je wykonać. Dlatego jednym z moich pierwszych punktów programowych była możliwość w ramach obecnego prawa przenoszenia pewnych kompetencji wraz z zasobami finansowymi na szczebel gmin, choćby wydział komunikacji. Można się też zastanowić nad geodezją, budowlanką. To już może za daleko idąca fantazja, ale można sobie wyobrazić, że rada powiatu może być radą wójtów.

Na szczeblu gminy układy polityczne odgrywają niewielką rolę, liczą się kompetencje i doświadczenie w pracy samorządowej. Większość wójtów i burmistrzów startowała z powodzeniem w wyborach z własnych komitetów wyborczych bez szyldów partyjnych. Ale już na szczeblu powiatowym wybory były upolitycznione jak do Sejmiku czy do Sejmu.
- No i efekt mamy taki po wyborach, że mamy dyskusję, czy sądecki pisowski powiat będzie w stanie współpracować z Sejmikiem, w którym rządzi PO-PSL . Problem, który w ogóle nie powinien się pojawić.

Do tej pory jest pani radną niezależną, nie przystąpiła pani do żadnego klubu radnych. Chce pani zachować ten status outsidera?
- Szczerze mówiąc, o tym że jestem radną niezależną dowiedziałam się z Sądeczanina. Mnie trochę śmieszą podziały na kluby w radzie. Zawsze jest klub zwycięski i klub opozycji. Powstaje pytanie co może opozycja? Mówi się, że może tylko podenerwować, bo nie przeforsuje żadnego swojego wniosku. Uważam że jest to tworzenie od razu antagonizmów w radzie, zupełnie niepotrzebnie.

Radni powinni działać dla określonej sprawy, a nie na zasadzie wygrana – przegrana danego klubu. Zdarza się blokowanie pewnych inicjatyw tylko dlatego, że przedstawia je ktoś z innego klubu. Między innymi na waszym portalu ktoś napisał w komentarzach : „No i co z tego, że będzie niezależna, jak będzie bezradna”. A ja się pytam – jaki jest status radnego w klubie opozycyjnym?

To jest przenoszenie tych obyczajów partyjnych na szczebel samorządu. Po pierwszej sesji pan Zenon Szewczyk zaprosił mnie do klubu (klub opozycyjny – przyp. red.). Odpowiedziałam, czy koniecznie trzeba gdzieś być? Powiedziałam że się zastanowię. Niczego nie wykluczam, być może okoliczności zmuszą mnie do tego, chociaż nie sądzę. Komu ja w 29-osobowej radzie mogę być koniecznie potrzebna. Klub rządzący (PiS – przyp. red.) nie składał mi takich propozycji. Myślę, że mój status jest w tej chwili najbardziej racjonalny.

Rozumiem, że gdy dojdzie do jakichś głosowań, nie będzie pani zwracała uwagi, kto jest autorem projektu, tylko jaką korzyść mogą odnieść wyborcy?
- Będę się o to starała. Chciałabym się temu przyglądać bez obciążeń typu koalicja – opozycja. Angażować się w konkretne sprawy, a nie ambicyjne rozgrywki klubów. Wnioski, interpelacje będą zgłaszać radni z obu stron. Będzie mi łatwiej oceniać je bardziej obiektywnie.

W programie wyborczym postulowała pani racjonalizację budżetu starostwa. Odchodzący starosta mówił dla naszego portalu, że zadłużenie powiatu niczym nie grozi, jest na poziomie bezpiecznym.
- To jest właśnie ta spirala, która może się zacząć. Pisałam w materiałach wyborczych, żeby uważać z tym wskaźnikiem , ponieważ w nowym finansowaniu unijnym potrzebne będą nowe kredyty i to zadłużenie cały czas będzie rosło. Nie zgłębiłam jeszcze budżetu starostwa. Jest moją ambicją, by poznać wszystko szczegółowo, z tego powodu zgłosiłam się do Komisji Budżetowej.

To zresztą koresponduje z moim wykształceniem i doświadczeniem zawodowym. Interesując się powiatem, jego budżetem i strukturą w trakcie kampanii, zauważyłam że problemem jest nie tylko zadłużenie starostwa, ale też jednostek powiatowych, podległych starostwu. Tego nie widać w budżecie ogólnym starostwa. Ostatnio słyszymy na przykład o krynickim szpitalu. Jest dużo takich instytucji. Realne zadłużenie powiatu może być większe. Będę się temu dokładnie przyglądać.

Do jakich komisji jeszcze pani wstąpiła? - Do budżetowej wstąpiłam z racji zainteresowań zawodowych, sądzę że mogę tu być merytorycznie przydatna. Na wyraźnie życzenie męża zapisałam się do Komisji Mienia i Infrastruktury, ponieważ jemu bardzo zależy, by ruszyła sprawa budowy chodników przy drogach powiatowych, a jest to zadanie wspólne gmin i powiatu. A trzecia to Komisja Ochrony Środowiska. Mam brata leśnika, problemy są mi znane, zostałam wiceprzewodniczącą tej komisji.

Nowy starosta w różnych wypowiedziach prasowych deklaruje, że będzie się kierował motywami merytorycznymi, a nie partyjno – politycznymi. Jakie jest pani wrażenie po tych paru tygodniach, będzie tak jak mówi?
- Zobaczyłam starostę po raz pierwszy, kiedy wygłaszał krótkie i treściwe expose. Zrobiło na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Stwierdziłam, że jeśli będzie takim starostą, jak mówcą, to nie mamy się czego obawiać.

Wydaje mi się, że wniesie dużo świeżości, że podchodzi do tego ambicjonalnie, co ja osobiście lubię w działaniu, bo to przynosi dobre efekty. Jest bardzo komunikatywny i na razie przekonują mnie jego słowa. ]

Pierwsze symptomy tego co mówił o nie przykładaniu wagi do różnic partyjnych, już można było zauważyć. Podobała mi się druga sesja Rady Powiatu, kiedy rozdzielano komisje. Nie było przeszkód, by przewodniczącym komisji został ktoś spoza klubu rządzącego. Na samym początku to jest bardzo ważne, żeby nie prowadzić tej retoryki „my – oni” i takiego jałowego sporu w ramach rady. Obie sesje były - jeśli można użyć takiego słowa - bardzo eleganckie, jeśli chodzi o kontakty klubu rządzącego z opozycją. 

Mimo wielu zastrzeżeń i uwag wyczuwam w pani tonie jednak nadzieję, że praca w Radzie Powiatu będzie miała charakter merytoryczny i przyniesie pani satysfakcję.
- Bardzo bym chciała, tym bardziej że w praktyce nigdy nie miałam do czynienia z tzw. budżetówką. Mam tylko lekką obawę, czy sobie poradzę , zawsze tak mam na początku, a potem mi się udaje.

Chciałabym przede wszystkim nie zawieść męża, który w rozmowach z innymi aż za bardzo mnie docenia. To jest dla mnie zobowiązanie. On bardzo wierzy w to, że dam radę i to mnie mobilizuje.

Dziękuję za rozmowę.
 
Rozmawiał Jan Gabrukiewicz.Fot. własne

Joanna Stawiarska ma doktorat z ekonomii. Skończyła Technikum Ekonomiczne w Nowym Sączu a potem Akademię Ekonomiczną w Krakowie. Od lat prowadzi biuro rachunkowe w Biczycach Dolnych. Żona Bernarda Stawiarskiego, wójta gminy Chełmiec. Mają trzy córki.







Dziękujemy za przesłanie błędu