Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Czwartek, 25 kwietnia. Imieniny: Jarosława, Marka, Wiki
24/08/2017 - 09:35

Kochali go i szanowali. Tłumnie przyszli się za niego modlić

Rodzina, znajomi i przyjaciele zgromadzili się na modlitwie podczas mszy żałobnej za Jerzego Leśniaka. - Jest was tu dużo, a to znaczy, żeście go kochali i szanowali - mówił we wzruszającym kazaniu ks. prałat Stanisław Czachor.

Msza żałobna za Jerzego Leśniaka zgromadziła w sądeckim koście pod wezwaniem św. Kazimierza najbliższych Jerzego Leśniaka oraz liczną grupę jego znajomych i przyjaciół.

- Czasem śmierć przychodzi wtedy, kiedy się tego nie spodziewamy - mówił sprawujący nabożeństwo ks. Andrzej Mólka. - Ale ważne jest to, żeby wierzyć w Boga, który daje nam szansę na życie wieczne.

Znamiennie zabrzmiały podczas nabożeństwa słowa z Apokalipsy św. Jana odczytane przez najlepszego przyjaciela Jerzego Leśniaka Bogusław Kołcza. Słowa, które zawierały wizję nowego świata po upadku świata ziemskiego.

Do tego Nowego świata odszedł Jerzy Leśniak, którego pożegnał w kazaniu ks. prałat Stanisław Czachor.  

- Jest was tu dużo, a to znaczy, żeście go kochali i szanowali. Na tę mszę za Jerzego przyprowadziła nas wszystkich wiara w Boga i szacunek dla Jerzego. Miał wielu przyjaciół, do których i ja się zaliczałem. Żegnamy go z bólem i żalem. Ale dziś najbardziej jest mu potrzebne słowo Boże, które przynosi ukojenie w bólu i wiarę w inny wymiar życia - mówił kapłan.

- Non omnis moriar, co znaczy nie wszystek umrę, mówi łacińska sentencja. Ale mówi też o tym Jezus w ewangelii. A jemu trzeba wierzyć. Jerzy też w niego wierzył. I to mocno. Ta prawda jest dziś ukojeniem w smutku dla jego najbliższych. Bo Jerzy głęboko wierzył w Boga i chciał, aby w tej wierze upływało jego życie - podkreślał ks. Czachor.  


 
Kapłan podkreślał równie mocno, że zmarły był człowiekiem wielkiego serca, pełnym życzliwości dla innych. Mówił też o tym, jak bardzo kochał miasto, w którym się urodził i jego historię.
 
- Był świetnym publicystą i regionalistą. Miał doskonałe pióro. Zapamiętamy go jako niezmordowanego kronikarza historii naszego miasta, który  poświęcił swojemu miastu mnóstwo czasu. Do ostatniego tchnienia swojego życia, bo zmarł przygotowując do druku swoją ostatnią książkę - wspominał ksiądz. - Mówiłem mu, Jurku, ty pisz przemówienie na mój pogrzeb, ale Bóg chciał inaczej. Ja zostałem mimo długich lat życia, a on odszedł.

- Jestem wdzięczny za jego życzliwość. Żegnam go z żalem. Ale nie żegnam na zawsze Mówię do zobaczenia w życiu wiecznym. Bo wierzę w nie tak głęboko, jak on w nie wierzył - mówił ks. prałat.

(ami) fot. T.K  







Dziękujemy za przesłanie błędu