Krzysiek przejechał pół Polski z naderwanym ścięgnem, żeby nie zawieść Jasia!
Jak to możliwe, że pomimo przeszywającego bólu Krzysztof Zyskowski ukończył swoją misję, w dodatku na czas?
- Moją motywacją była chęć pomocy. Wszyscy na nas czekali, kibicowali nam. Nie mogłem zawieść ich zaufania – odpowiada Krzysiek.
Podczas festynu nie wspomniał nawet o przeszkodach, z jakimi musiał się zmagać od połowy drogi. Teraz, gdy kontuzji już nie da się ukryć, nasz bohater mówi, jak droga przebiegła naprawdę:
„Przed Łodzią, od strony Torunia poczułem, że stopa zaczyna mi puchnąć w okolicach kostki. Później czułem już całą łydkę aż do kolana. Z Łodzi do Częstochowy już ledwo mogłem stanąć na lewej stopie, nie mogłem jej nawet zgiąć, bo czułem przeszywający ból. Tabletki przeciwbólowe, maść i opaska elastyczna trochę pomogły, ale dalej bolało prawie nie do wytrzymania. Z Częstochowy do Krakowa nie czułem już palców w stopie, a noga była strasznie opuchnięta. W środę rano poszedłem do szpitala, gdzie dowiedziałem się, ze między ścięgnami mam wodę, a ścięgno złapało ostre zapalenie. Chcieli wsadzić mi nogę w szynę, ale wypisałem się na własne żądanie i pedałowałem dalej te 95 kilometrów.”- przyznaje Krzysztof.
Obecnie Krzysiek czuje się dobrze i jest dumny z tego, że dotrwał do końca wyprawy. Po dwóch tygodniach lekarz zdejmie mu gips i szybko wróci do formy.