Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Piątek, 19 kwietnia. Imieniny: Alfa, Leonii, Tytusa
19/05/2014 - 15:30

Nowy Sącz: „Karygodne zaniedbania szpitala. Mama nie żyje!”

5 maja rano 51-letnia kobieta trafia do Szpitalnego Oddziału Ratunkowego w Nowym Sączu. Przywozi ją karetka pogotowia. Ma napady padaczkowe, zaburzenia widzenia, wymioty, szczękościsk… Kobieta zostaje na obserwacji. Dostaje kroplówkę. – Po kilku godzinach, bez wykonania badań, wypisują mamę. Otrzymuję zapewnienie od lekarza, że wszystko jest w porządku – mówi Witold Ciągło, syn pacjentki. Kobieta ma zgłosić się do poradni neurologicznej. Czas oczekiwania to kilka miesięcy. – Lekarz przekonywał jednak, że to nic pilnego – dodaje syn. Po południu kobieta trafia do szpitala jeszcze raz. Wtedy zrobiono jej tomografię. Diagnoza to: pęknięcie tętniaka tętnicy środkowej mózgu.

Tego samego dnia 51-latka została przetransportowana do szpitala w Tarnowie, gdzie znajduje się oddział neurochirurgii. Przeszła ciężką operację. W środę (15 maja) rodzina dostaje informację, że nastąpiła śmierć mózgu. Kobieta zmarła w niedzielę (19 maja).

- Byłem przy mamie, kiedy trafiła po raz pierwszy do szpitala. Lekarz zapewniał mnie, że wszystko jest w porządku. Przekonywał, że nie trzeba się martwić. Zaufałem mu… Mama powtarzała, że drętwieje jej ręka. Mówiła, że jest jej niedobrze. Ale przecież lekarz podkreślał, że badania są w porządku… – mówi Witold Ciągło, syn pacjentki.

Kobieta została wypisana do domu. Syn odwiózł ją, wypił z mamą kawę. – Usiadła przy biurku, chciała odczytać firmowe maile, kiedy jej stan nagle dramatycznie się pogorszył. Zaczęła wyć z bólu. Na twarzy było widać grymas cierpienia. Wezwałem pogotowie. W ciągu dwóch, może trzech minut przeżyliśmy gehennę. Cały czas widzę te oczy mamy… Kiedy przyjechała karetka, sanitariusz chciał wbić się z wenflonem, ale krew trysnęła. Skomentował wtedy, że to musi być wylew… – opowiada Witold Ciągło.

Kobieta po raz drugi tego samego dnia trafiła do szpitala. – Zostawili mamę na korytarzu. Leżała bez przykrycia. Porozpinana… Kiedy zapytałem, czy nie można jej okryć, dostałem odpowiedź, że w domu nie dali koca…

Po około 20-30 minutach – jak relacjonuje rodzina pacjentki – kobieta trafiła na tomograf.

- Próbowałem się dowiedzieć, co z mamą. Lekarz ze zdziwieniem stwierdził: „Czego wy chcecie, przecież po południu wyszła ze szpitala o własnych siłach”… To był ten sam lekarz, który przyjmował mamę rano i nie zlecił badań. Być może zauważyłby wtedy „sączącego się” tętniaka tętnicy środkowej mózgu.

Kobieta została przewieziona do oddziału neurochirurgicznego szpitala Świętego Łukasza w Tarnowie. Tam przeszła operację. Nie udało się jej uratować. Lekarze stwierdzili śmierć mózgu. Wczoraj zmarła.

- Lekarze teraz będą wyjaśniać, że tętniak to bomba, która w każdej chwili może wybuchnąć. Nie wiem, czy moją mamę można było uratować. Jestem jednak przekonany, że doszło do karygodnego zaniedbania. Kiedy mama po raz pierwszy trafiła do szpitala lekarz powinien zlecić konieczne badania – zaznacza rozżalony syn. - Zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby sprawiedliwości stało się zadość.

Rodzina zgłosiła sprawę do prokuratury w Nowym Sączu. Ta przekazała ją do prowadzenia śledczym w Zakopanem.

- To początkowy etap postępowania. Na razie mogę powiedzieć, że badamy sprawę prawidłowości procesu leczenia pacjentki – informuje Zbigniew Lis, prokurator rejonowy w Zakopanem. – Zostanie zlecona sekcja zwłok.

 

Poprosiliśmy o komentarz w tej sprawie Szpital Specjalistyczny w Nowym Sączu. Czekamy na oświadczenie placówki. Jak tylko je otrzymamy – opublikujemy na naszym portalu.

 

(MC)

Fot. sxc.hu 







Dziękujemy za przesłanie błędu