Pobiła lekarza, ratowników poszczuła psem. Koszmarny, nocny dyżur na SOR
Obrzucanie wyzwiskami i obelgami, szarpanina, z taką agresją coraz częściej muszą się mierzyć ratownicy i lekarze szpitalnych oddziałów ratunkowych. Taki koszmar kilka tygodni temu ma nocnym dyżurze przeżyli medycy limanowskiego szpitala.
Zaczęło się od wezwania policji do domowej awantury w Tymbarku. Dzwoniła kobieta, która skarżyła się że, uderzył ją pijany mąż. Po awanturze wsiadł w auto i odjechał. Z relacji rzeczniczki limanowskiej policji Jolanty Batko wynika, że patrol, który przyjechał na miejsce po godzinie dwudziestej drugiej mężczyznę namierzył i zatrzymał do kontroli, jednak po badaniu alkomatem nie było wątpliwości, że był trzeźwy.
Po godzinie policjanci znowu musieli jechać w to samo miejsce. Tym razem dyżurny usłyszał w słuchawce telefonu, że rodzina nie radzi sobie z agresywną kobietą i poprosiła o pomoc pogotowie. Z ustaleń serwisu limanowa in. wynika, że ratownicy zostali poszczuci psem, a kobieta, która nie pozwalała wjechać ambulansowi na posesję groziła im przedmiotem przypominającym broń. Kiedy wreszcie trafiła do szpitala, awanturowała się nadal i uderzyła w twarz jednego z lekarzy.
Limanowska policja tych szczegółów w rozmowie z „Sądeczaninem” nie potwierdza. Rzeczniczka komendy Jolanta Batko przyznaje jednak, że kobieta była agresywna i że doszło do znieważenia i naruszenia nietykalności cielesnej dyżurującego na SOR lekarza oraz ratownika medycznego. – Sprawą zajmuje się policja i Prokuratura Rejonowa w Limanowej – mówi Batko.
- Trafiło do nas zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa - potwierdza szef prokuratury, Mirosław Kazana. Zostało skierowane przez dyrektora Szpitala Powiatowego w Limanowej.
Dyrektor szpitala, Marcin Radzięta, o szczegółach koszmarnego, nocnego dyżuru mówić nie chce. - Relacje ratowników i lekarza zostały udokumentowane w notatce szpitala. Co będzie dalej, o tym zdecyduje prokuratura. Swoje zawiadomienie do prokuratury skierował lekarz. Teraz odbędzie się przesłuchanie świadków.
Jak często pracownicy szpitala spotykają się z agresją ze strony pacjentów? – Najczęściej dochodzi do agresji słownej, obrzucania wyzwiskami – mówi Radzięta.- Nie można powiedzieć, że tak jest na porządku dziennym, ale niewątpliwie to problem stały i regularny. Jeśli chodzi o przemoc fizyczną, zdarza się raczej sporadycznie. Rozumiemy nieraz trudną sytuację pacjentów i ich rodzin, ale to już jest przekroczenie pewnej granicy, na co trzeba zdecydowanie reagować.
Z czego wynika ta nasilająca się agresja pacjentów? - To temat złożony. Bywa, że są to osobiste uprzedzenia, związane z jakimś negatywnym doświadczeniem ze służbą zdrowia. Często, ale nie zawsze, wynika to ze stanu upojenia alkoholowego. Bywa, że interweniujemy na prośbę rodziny pacjentów, którzy dostają ataku wściekłości, bo ktoś próbuje im na siłę układać życie. To są naprawdę różne pobudki i różne sytuacje. Nie chciałbym tutaj generalizować – mówi Radzięta.
Jak dodaje szef limanowskiego szpitala, ratownicy i lekarze z większą agresją ze strony pacjentów spotykają się teraz w czasach trwającej już ponad roku pandemii. - Staramy się pomagać. Zawsze jest trudno, ale wydaje się, że teraz społeczeństwo inaczej na to wszystko reaguje, powiedziałbym, bardziej nieprzyjaźnie i dotyczy to nie tylko służby zdrowia, choć akurat u nas dobrze to widać.
Ludziom rzeczywiście puszczają nerwy. Kilka dni temu, także w Małopolsce, w furię wpadł pacjent, który zdemolował odział ratunkowy w szpitalu w Miechowie. Jak pisze „Dziennik Polski” z ustaleń policji wynika, że do wściekłości doprowadziło go czekanie ponad godzinę w kolejce z innymi pacjentami. Zniszczył drzwi wejściowe, wtargnął na teren SOR i zaczął demolować wyposażenie, między innymi sprzęt komputerowy i medyczny. Ze wstępnych szacunków wynikało, że poniesione straty szpital szacuje na blisko sto tysięcy złotych! ([email protected]) fot.jm, zdjęcie ilustracyjne