Przez szaleńca płonęło pół hektara lasu w Rytrze [ZDJĘCIA]

Nie pomagają apele, nie pomagają mandaty. Szaleńcy nadal podpalają trawy na nieużytkach. Niemal przez całą noc pracowali bez wytchnienia sądeccy strażacy, którzy jeździli od pożaru do pożaru. Tym razem miało to katastrofalne skutki. Ogień strawił pół hektara lasu w Rytrze.

Dla sądeckich strażaków noc z piątku na sobotę była wyjątkowo wyczerpująca. Jeździli od pożaru do pożaru. Mimo apeli, głupota podpalaczy trawy na nieużytkach nie zna granic. Oficer komendy miejskiej wylicza miejscowości, do których trzeba było wysyłać strażackie wozy.

- Najpierw po dziewiętnastej było wezwanie do Chomranic, potem po dwudziestej do Gostwicy i Brzeznej. Do Wierchomli jeździliśmy dwukrotnie, po dwudziestej drugiej i po pierwszej w nocy. Po dwudziestej trzeciej gasiliśmy trawy w Zabrzeży – wylicza oficer dyżurny komendy miejskiej sądeckiej straży pożarnej.

Ile trwa taka akcja gaszenia pożaru? - pytamy dyżurnego. - Wszystko zależy od tego jak wielką powierzchnię trawi ogień i jakie są warunki pogodowe. Szybkiemu rozprzestrzenianiu się płomieni sprzyja silny wiatr.

Najbardziej dramatyczna była sytuacja w Rytrze, gdzie pożar wybuchł po pierwszej w nocy. Zaczęło się od nieużytków. Potem ogień przedostał się do lasu, gdzie natychmiast zaczęła płonąć ściółka, poszycie i pojedyncze drzewa.

- Płomienie objęły w sumie pól hektara lasu. Paliły się zarośla i poprzewracane drzewa. Do tego dochodziły bardzo trudne warunki terenowe. Ciężko było dostarczyć czerpaną z Popradu wodę - relacjonuje dyżurny.

Pożar gasiło blisko czterdziestu strażaków z jednostek zawodowych i ochotniczych. Mordercza walkę z ogniem toczyli ponad sześć godzin. Skończyli po siódmej rano.

[email protected] fot. OSP Rytro