Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Sobota, 20 kwietnia. Imieniny: Agnieszki, Amalii, Czecha
14/05/2017 - 18:45

Radny Mieczysław Gwiżdż, ratując życie swojemu psu, sam dostał nowe życie

Mówi się, że pies to najlepszy przyjaciel człowieka. Na własnej skórze przekonał się o tym sądecki radny Mieczysław Gwiżdż, gdy pies uratował mu życie. Jak to się stało?

Psy radny Gwiżdż ma od lat. - Na początku miałem suczkę o imieniu Sabinka. Z czasem, z niewiadomych mi przyczyn, zaczęła gryźć wszystko, co tylko napotkała na swojej drodze - meble, krzesła, buty… - opowiada pan Mieczysław. - Z przykrością musiałem więc oddać mojego pieska znajomym, mieszkającym w nowosądeckiej Zawadzie. Mieli duży ogród i znakomite warunki dla posiadania psa. Tyle tylko, że już po trzech dniach Sabinka znalazła miejsce, w którym podkopała się pod ogrodzeniem i z Zawady przybiegła wprost do mojego mieszkania w bloku. Została więc z nami.

Zobacz także: Najmądrzejsze i najwierniejsze.Dzień Kundelka.

Suczka jednak dalej gryzła wszystko, co tylko znajdowało się w domu, nie pomagały grożby ani prośby. Trzeba było ją wiec oddać po raz kolejny. Akurat znajomemu pana Mieczysłąwa z Wierzchosławic koło Tarnowa zdechł pies; szukał nowego, tam więc trafiła Sabinka. Ale historia znów się powtórzyła: po dwóch tygodniach, suka cała brudna i zmęczona, o 4 rano zaczęła drapać do drzwi mieszkania. Przebiegła około 100 km. - Natychmiast wykąpaliśmy ją i postanowiliśmy, że już nigdy nikomu jej nie oddamy i tak też się stało. Sabinka w naszej rodzinie dokonała swojego żywota - wspomina Mieczysłąw Gwiżdź.

Zobacz także: Puszek się odnalazł! Radny Gwiżdż szczęśliwy

Potem w życiu radnego pojawiły się kolejne zwierzaki.

- Gdy przeprowadziłem się z rodziną do nowego mieszkania, mieliśmy najpierw jednego pieska, Misia, a potem jeszcze drugiego o imieniu Puszek. Ten pierwszy przeżył 24 lata. U kresu jego życia, lekarz weterynarii ocenił, że wszystkie narządy wewnętrzne pieska są już do tego stopnia zajęte przez nowotwór, że nie ma dla niego już żadnych szans ratunku - mówi wzruszony pan Mieczysław. - Postanowiłem więc uśpić go, aby nie cierpiał. Gdy weterynarz wstrzykiwał mu śmierteną dawkę środka usypiającego, w całej okolicy rozległo się wycie wszystkich psów... Nigdy w życiu czegoś podobnego nie słyszałem...

- Na szczęście pozostał mi wtedy jeszcze pies Puszek, który żyje do dzisiaj - dodaje nasz rozmówca. - I to właśnie z nim wiąże się ta niesamowita historia... Jakoś w lipcu ubiegłego roku nadeszła wielka burza. Akurat wyjechałem a Puszek, mocno wystraszony, nie mogąc dostać się do domu, próbował przeskoczyć przez płot. Skok był jednak tak niefortunny, że złamał obie przednie łapy.

Zawieźliśmy psisko do szpitala weterynaryjnego w Krynicy. Tam okazało się, że pies będzie chodził, ale tylko wtedy, jeśli kupimy mu protezy, które trzeba sprowadzić ze Szwecji. Były drogie, kosztowały, jak pamiętam, aż 4800 zł. Co było robić, postanowiliśmy ratować Puszka. Po dwóch miesiącach leczenia dostaliśmy pieska całkowicie zdrowego. Ależ wtedy była radość - uśmiecha się Mieczysław Gwiżdż.

- Proszę sobie wyobrazić, że pies mi się odwdzięczył - mówi Mieczysław Gwiżdż. - Jak to się stało? W lutym były bardzo chłodne noce. Zapaliłem w kominku i dołożyłem tyle drewna, żeby wystarczyło do rana i poszliśmy spać. W środku nocy obudził mnie Puszek. Wskoczył do łóżka, szczekał i drapał mnie po plecach, jak nigdy dotąd.

Obudziłem się, fatalnie się czułem, kręciło mi się w głowie. Włączyłem światło, w mieszkaniu były kłęby dymu. Natychmiast zerwałem firanki, otworzyłem okna i wietrzyłem mieszkanie aż do rana - wspomina dramatyczne chwile radny Gwiżdż.

- Okazało się, że w kominie zrobiła się dziura i to było powodem zadymienia i zaczadzenia mieszkania. Stwierdzam z całą stanowczością, że gdyby nie ten pies, to ja do rana już bym nie żył. Mój piesek zrewanżował mi się za to, co ja kiedyś zrobiłem dla niego!

Radny Mieczysław Gwiżdż jest byłym piłkarzem Wisły Kraków. Jest wielkim miłośnikiem nie tylko psów, również gołębi. 28 stycznia 2006 roku brał udział w wystawie gołębi pocztowych w katowickiej hali, Nasz rozmówca wyszedł z hali na 10 minut przed zawaleniem się jej dachu...

Rafał Gajewski, Fot. RG







Dziękujemy za przesłanie błędu