Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Czwartek, 25 kwietnia. Imieniny: Jarosława, Marka, Wiki
27/05/2015 - 01:02

Relacja ks.misjonarza Piotra Waśko z dnia napadu

Postrzelony w Papui Nowej Gwinei ks. Piotr Waśko czuje się już lepiej. Jak powiedział radiu RDN Nowy Sącz o. Jan Wróblewski, rzecznik zakonu werbistów, nasz rodak cały czas przebywa w szpitalu w Madang, gdzie był operowany tuż po napadzie...
Jest tam w dobrych rękach – zapewnia o.JJan Wróblewski- Jak tylko ks. Piotr Waśko będzie mógł podróżować, przyjedzie do Polski. Możliwe, że będzie to już za miesiąc – dodaje.

Ks. Piotra Waśko w zeszłym tygodniu postrzelili rabusie w rejonie Amboin w Papui Nowej Gwinei, nad rzeką Karawari. Postrzelono go ze śrutówki. Miał dużą ranę w okolicach brzucha. Przeszedł operację, ale cały czas leczy się w Papui Nowej Gwinei. Pochodzący z Podegrodzia misjonarz ma 45 lat. Na misjach pracuje od 13 lat.


Na stronie o. werbistów pojawiła się relacja postrzelonego ks. Piotra Waśko. Opisuje, co dokładnie wydarzyło się 20 maja:

MADANG / PAPUA NOWA GWINEA

W środę, 20 maja 2015 roku, udałem się z wizytą duszpasterską do wiosek położonych w rejonie rzeki Karawari - mówi o. Piotr Waśko SVD, relacjonując dramatyczne wydarzenia ostatnich dni.
Po odprawieniu mszy świętych w wioskach Kaiwaria i Kungriambun, udałem się moją łodzią motorową z włókna szklanego w dalszą drogę. Moim celem była wieś Manjamai, położona tuż nad rzeką Karawari. Była godzina około 13.30.
Niedaleko miejsca, gdzie rzeka, po której płynąłem, łączy się z główną rzeką Karawari, zauważyłem ogromny pień, ledwo wystający z wody. Znając to miejsce, postanowiłem przepłynąć nad przeszkodą z pełną prędkością. Dokładnie w tym momencie, w odległości zaledwie około 3 metrów, na brzegu pojawił się zamaskowany mężczyzna, który krzyknąwszy dwukrotnie: ,,Stój! Stój!’’, wystrzelił do mnie z broni palnej, trafiając mnie w brzuch i prawe biodro. Byłem tak zaskoczony, że nie zdążyłem w żaden sposób zareagować.
Zdołałem dopłynąć łodzią do głównego nurtu Karawari i upadłem. Silnik oczywiście też zgasł. Na szczęście, wcześniej po drodze zabrałem przygodnego pasażera, który pomógł mi ponownie uruchomić silnik i doprowadzić łódź (bardzo powoli, ponieważ nie był żeglarzem) do Manjamai. Poprosiłem jednego z mieszkańców, który potrafił sterować, aby zawiózł mnie do Karawari Lodge. Kilku innych skorzystało z okazji i zabrało się z nami w podróż.
Z powodu przeciążenia, musieliśmy płynąć bardzo powoli. Poprosiłem ich, abyśmy odciążyli łódź pozbywając się części ładunku w pewnej osadzie po drodze. Ledwie jednak to zrobiliśmy, miejsce ładunku zajął kolejny niechciany pasażer, tak że nadal poruszaliśmy się bardzo powoli. Moja rana sprawiała mi coraz więcej bólu. Krwawiłem i czułem jak robię się coraz słabszy. W końcu dotarliśmy do Karawai Lodge w Amboin, tuż przed dorzeczem Karawari i Arafundio.
Ktoś połączył się drogą radiową z niejakim Johnem Umba z Trans Niugini Tours w Mt. Hagen. Ten z kolei zadzwonił do bp Józefa Roszyńskiego, który uruchomił akcję ratunkową.
Wkrótce z Wewak przyleciał helikopter z siostrą Gertrudą z Catholic Health Centre Wirui, która około godziny 16.37 zabrała mnie tym samym helikopterem prosto do Madang General Hospital. W szpitalu czekał już na mnie br. Jerzy Kuźma, który zatamował krwawienie, zamknął moje przebite jelita i usunął kule z mojego ciała.
o. Piotr Waśko SVD
Madang, 21 maj 2015


fot./relacja: werbisci.pl (za RDN.pl)






Dziękujemy za przesłanie błędu