Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Sobota, 20 kwietnia. Imieniny: Agnieszki, Amalii, Czecha
07/09/2017 - 16:00

Skandal w przychodni, prawie 10 godzin w kolejce do lekarza! Zaalarmowali nas czytelnicy

Po piątkowych wydarzeniach w Centrum Medycznym Batorego, otrzymaliśmy kilka wiadomości od zdenerwowanych czytelników, rozdzwoniły się również telefony z informacjami w podobnym tonie. Zbulwersowani pacjenci niemal od świtu oczekiwali na wizytę u lekarza medycyny pracy, a w kolejkach przed gabinetami niektórzy spędzili około 10 godzin. Publikujemy jedną z relacji, załączamy również film, a o wyjaśnienia zwróciliśmy się do władz placówki już w poniedziałek.

Poniżej publikujemy w całości wiadomość od jednego z czytelników. Jego nazwisko pozostawiamy do wiadomości redakcji.

Witam, zdecydowałem się napisać do Pana po dzisiejszych wydarzeniach jakie miały miejsce w CM Batorego. To co się działo, przechodzi naprawdę moją wyobraźnię, ale po kolei.

Na dzień dzisiejszy otrzymałem skierowanie ze swojego zakładu pracy na badania lekarskie do CM Batorego, Medycyna Pracy. Na miejscu pojawiłem się ok. godz. 6:30 i byłem 31 osobą w kolejce, za mną po jakiejś godzinie ok. 80 osób... Po 2,5 godzinach czekania i otrzymaniu w gabinecie kartoteki zostałem skierowany na badania okulistyczne. Godzina oczekiwania, wizyta u okulisty i z powrotem powrót do tej samej kolejki, jako ok. 60 osoba.

W międzyczasie pierwsza bulwersująca sprawa: niektóre osoby, które zostały wysłane do neurologa, nie zostały w ogóle przyjęte, gdyż... Pan doktor sobie wcześniej wyszedł. Te osoby po prostu odeszły z kwitkiem. Proszę sobie wyobrazić co ma taka osoba powiedzieć po kilku godzinach oczekiwania na stojąco. Już wtedy zaczęło być "gorąco".

Po 5,5 godzinach spędzonych w przychodzi, ok. godziny 12, zostaję przyjęty do pierwotnego gabinetu, a tam wpisanie w kartotekę wagi, wzrostu, przewlekłe choroby i podstawowe badanie słuchu. Ja myślałem, i wielu ludzi wraz ze mną, że w tym momencie otrzymam dokument potwierdzający zdolność do pracy. Niestety, ale większość osób [oprócz ok. 20 osób, które były pierwsze w kolejce z samego rana], zostają przekierowane do następnej kolejki... Już do gabinetu lekarza. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nikt nikogo nie informuje jakie są procedury, jak to wygląda.

Po prostu jeden wielki chaos. Proszę sobie wyobrazić, co to oznaczało po tylu godzinach w przychodni...

I tutaj zaczyna się proszę Pana cyrk: lekarz, a dokładnie Pani doktor Jolanta Kozieł, która według tabliczki na drzwiach powinna przyjmować od 11-12:15 jako lekarz medycyny pracy, pojawi się dopiero o godzinie 13. Tutaj małe wyjaśnienie: w godzinach 9-11 przyjmował inny lekarz [bodajże Woliński, ale nie mam pewności] i to do niego dostało się wspomniane 20 osób. Po godzinie 13, nadal nie ma Pani doktor. Nerwy zaczynają puszczać. Ktoś z kolejki poszedł zapytać w informacji, kiedy będzie dr Kozieł. Otrzymaliśmy informację, że... właśnie powinna już być.

O godzinie 13:30 pojawia się Pani doktor Kozieł, lecz niestety nie w gabinecie medycyny pracy, gdzie oczekiwało na nią 60 osób, ale w gabinecie piętro niżej, jako lekarz rodzinny... i przyjmuje osoby wcześniej do niej umówione! Stanowczo poprosiłem Panią doktor o wyjaśnienia dla tych wszystkich osób, które na nią czekają w medycynie pracy, argumentując to tym, iż powinna już być na stanowisku pracy o godzinie 11 [zdjęcie w załączniku]. Pani doktor odpowiada, że to co pisze na drzwiach jest nieważnie, ona w tych godzinach nie przyjmuje, koniec kropka, dodatkowo oznajmiając, że wszystkie osoby z medycyny pracy, mają przejść piętro niżej do jej gabinetu lekarza rodzinnego...

Z tą informacją poszedłem piętro wyżej do rejestracji...

Panie z obsługi kompletnie zgłupiały, bo nie wiedziały o co chodzi... W międzyczasie jedna z Pań zadzwoniła do dr Kozieł, z informacją że tylu ludzi czeka, niestety bez jakiejkolwiek refleksji i poruszenia z jej strony. Koniec końców wszystkie kartoteki zostały przeniesione piętro niżej do gabinetu lekarza rodzinnego i tam wszystkie osoby były przyjmowane. Proszę sobie wyobrazić minę ludzi, którzy byli umówieni do Pani dr jako do lekarza rodzinnego, gdy nagle 60 osób zaczęło dobijać się do tego samego gabinetu z medycyny pracy...

Wiem, że to co piszę to suche słowa, ale na prawdę, proszę sobie wyobrazić ludzi, którzy od godziny 6 rano do godziny 16 czekają na załatwienie sprawy, a Pani doktor brzydko mówiąc olewa sobie sprawę... Ciekaw jestem jak kierownictwo placówki reaguje na takie zachowania swojego personelu... Placówka jest prywatna, i bądź co bądź wszystkie osoby przyszły z prywatnego skierowania [badania opłaca firma, nie NFZ], a ludzie traktowani są w taki sposób, że nie da się tego kulturalnie opisać.

Z naszych rozmów z czytelnikami, będącymi równocześnie pacjentami C.M. Batorego wynika, że nie była to pierwsza tego typu sytuacja. Uskarżali się na sposób pracy wspomnianej dr Jolanty Kozieł, a także jej rażący brak punktualności.

W sprawie tych mocnych zarzutów, skontaktowaliśmy się z władzami wspomnianej przychodni w poniedziałek. Z przyczyn logistycznych niezależnych od nas, nie udało się umówić spotkania celem wyjaśnienia problemu. Przekazaliśmy więc informację, jakie posiadamy materiały, zaprezentowaliśmy również powyższą relację od czytelnika. Zadeklarowano udzielenie nam w tej sprawie wyjaśnień, na które cały czas czekamy. Po ich otrzymaniu, z pewnością je opublikujemy..

Michał Śmierciak ([email protected]). Film: Czytelnik. Fot. archiwum sadeczanin.info







Dziękujemy za przesłanie błędu