Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Piątek, 29 marca. Imieniny: Marka, Wiktoryny, Zenona
17/05/2019 - 19:00

"Wojsko jest, my to dobrze wiemy, niech ino każdy wsłucha się w serce swoje"

- Czy 30 tysięcy podpisów może skłonić premiera i ministra Rzeczypospolitej do realizacji naszych marzeń? Czy może przywrócić dumę naszemu miastu i regionowi? Czy może znów uzbroić nasz nowosądecki garnizon? - pytał Jerzy Giza podczas spotkania sądeczan z wicepremier Beatą Szydło i ministrem obrony narodowej Mariuszem Błaszczakiem w Warszawie, podczas którego ogłoszona została decyzja o utworzeniu w Nowym Sączu batalionu piechoty. Oto cała treść wystąpienia Jerzego Gizy:

Zobacz też: Udało się! Podhalańczycy wracają do Nowego Sącza

Wielce Szanowna Pani Premier! Szanowny Panie Ministrze! Szanowni Państwo!

Czy my Sądeczanie mamy prawo marzyć? Mamy nawet obowiązek, bo jedynie marzenia warte są wysiłku równego myśli Honorowego Obywatela Miasta Nowego Sącza Józefa Piłsudskiego, który powiedział: „kiedy ci mówią, że głową muru nie przebijesz, nie wierz temu”.

Nowy Sącz uznany przez Niemców podczas II wojny światowej za miasto karne, pokazał swoją wielkość poprzez czyny swoich obywateli, cywili i wojskowych. W tej ciemnicy niewoli, w jądrze jej hekatomby, Sądeczanie nigdy nie zaparli się Polski, ani marzenia o jej niepodległości.

Czy 30 tysięcy podpisów może skłonić premiera i ministra Rzeczypospolitej do realizacji naszych marzeń? Czy może przywrócić dumę naszemu Miastu i Regionowi? Czy może znów uzbroić nasz nowosądecki garnizon?

Pomyślcie Państwo, czy miasto, którego prezydent mógł niemieckiemu oprawcy odpowiedzieć heroicznie, wpisując na żądaną listę dziesięciu zakładników do rozstrzelania dziesięciokrotnie swoje własne nazwisko, czy takie miasto, co miało takiego prezydenta ma prawo do marzenia o swoim wojsku, którego hasłem: „Honor i Ojczyzna”?

Pomyślcie, czy miasto, którego obywatel pochodzący z rodziny spolonizowanych kolonistów niemieckich, na żądanie podpisania volkslisty, odpowiedział temu samemu oprawcy dumnym pytaniem: „czy ja ojciec czterech synów, oficerów Wojska Polskiego, mógłbym tak uczynić?”, czy takie miasto, co miało takich obywateli ma prawo marzyć o swoim wojsku, o jego powrocie do z dawna opustoszałego garnizonu, w którym ów duch żołnierski wyczuwalny jest nadal, czy takie miasto ma prawo  marzyć, czy Region ma prawo marzyć? Ma nawet obowiązek!

Sądecczyzna przylegała i przylega do „skalnego Podhala”, do tej gotyckiej świątyni gór, tej symbolicznej Polski, która przed I wojną światową była jedynie ideą i tęsknotą patriotyczną. Znajdowała się wówczas na terenie Galicji, tego polskiego Piemontu, na którego obszarze sama była – wraz ze swym sercem Nowym Sączem – żywo bijącym polskością Piemontem Piemontu.

Tam odrodził się POLSKI DUCH, wyrzeźbił wolę czynu i wzbierał, potężniał, wzywany przez Wyspiańskiego, a później i Piłsudskiego. Regionalnie na tej samej nucie grał Władysław Orkan, pisząc o „wojsku śpiącym”, które, „że jest, to my dobrze wiemy, niech ino każdy wsłucha się w serce swoje”.

W takim klimacie wzrastało to wspaniałe niepodległościowe pokolenie na Sądecczyźnie, gdzie tradycja lachowska przeplatała się z góralszczyzną. Byli przeniknięci tym „podhalaństwem”, mistycznym pojmowaniem gór jako tej świątyni, co później okazała się szkołą charakterów w służbie narodu. DUCH GÓR stawał się DUCHEM NARODU. A kapelusz z orlim piórem, peleryna, znak tajemny (swastyka, krzyżyk niespodziany) miały stać się wkrótce i stały się jesienią 1918 r. symbolami tego wojska, które wyrosło z podhalańskiego ducha.

Są kraje na świecie, w których czci się pamięć wynalazców, odkrywców, uczonych, pisarzy, stawia się pomniki władcom czy politykom. Są także kraje, w których pamięta się przede wszystkim o żołnierzach. Do tych ostatnich zawsze należała Polska, położona na skrzyżowaniu europejskich dróg, przez całe stulecia osłaniająca europejską cywilizację przed zawieruchami ze wschodu. Kiedy Polska była wolna, wojsko było źrenicą wolności, kiedy traciła niepodległość, własne wojsko było marzeniem pokonanych. Historia odradzającej się wciąż armii budowała prestiż munduru, jakże często żołnierze stawali się elitą środowisk, z których pochodzili…

Nowy Sącz ma w służbie Rzeczypospolitej, tej służbie rycerskiej, a później żołnierskiej i powstańczej niepodważalne zasługi i długą tradycję. Od czasów króla Władysława Łokietka, którego sądecka chorągiew uratowała przed buntem niemieckim w Krakowie, a on odwdzięczył się słynnym listem, w którym znalazła się ta wiekopomna fraza: „a Wasze imię wierni Sądeczanie”. A w czasach niewoli, zaborów, spieszyli Sądeczanie wesprzeć powstańców styczniowych za Wisłę.

Ocalili swą chorągiew, która do listopada 1918 r. była z pietyzmem przechowywana w nowosądeckim ratuszu. Nie gdzie indziej jak w Nowym Sączu wykuwał swoje kadry legionowe Józef Piłsudski i nie skądinąd poszli do Legionów Polskich ochotnicy, by walczyć przeciwko Moskalom.

Ale miał też Nowy Sącz swoich bohaterów, co to z konieczności przybrani w austriackie mundury walczyli na frontach I wojny światowej. I to oni właśnie, wierni tej samej idei co legioniści i mając w swych sercach miłość do Polski, rzucili wyzwanie zaborcom i z narażeniem życia swego utworzyli antyaustriacką konspiracyjną organizację w szeregach tzw. polskich pułków, której płk Edward Śmigły-Rydz komendant POW nadał wiele mówiący kryptonim „Wolność”.

Im to zawdzięczaliśmy wyzwolenie jesienią 1918 r. kilku miast galicyjskich na czele z Tarnowem i Nowym Sączem. Im zawdzięczamy, że po udanym przewrocie na froncie włoskim w listopadzie 1918 r. były 20 galicyjski pułk piechoty stał się - par excellence - pierwszym pułkiem Wojska Polskiego, który nie dając się rozbroić Włochom, Słoweńcom, Austriakom i Czechom dotarł do swego macierzystego garnizonu w Nowym Sączu. Dzięki świadomości narodowej i niewątpliwych żołnierskich przymiotach: odwadze, kunszcie wojskowym i dyscyplinie.

Sądeczanie w KPRM

Wśród maruderów rozlatującej się austriackiej armii nie zostawili ani jednego towarzysza broni, ani jednego karabinu, działka piechoty, ani jednej kuchni polowej, ani jednego wierzchowca, a te, które nie zmieściły się do transportu gnali przez pół Europy do stacji zbornej koni w Wieliczce, aby za pokwitowaniem oddać jako własność Państwa Polskiego! Ich droga bojowa znad rzeki Piawy mogłaby starczyć na wielką hollywoodzką produkcję filmową, a metaforyczny wymiar kieruje nas myślą zarówno do nocy listopadowej z 1830 roku i spisku podchorążych. Tak jak i lat wcześniejszych, kiedy na nizinie lombardzkiej stacjonowali polscy legioniści, gdzie wielokrotnie ważyły się losy tysięcy polskich żołnierzy, w polskich i nie polskich mundurach, ale zawsze były to losy tragicznie splątane z ideą niepodległości - wszak tam powstawał Mazurek Dąbrowskiego, nasz hymn narodowy, ze słowami o powrocie z bronią z ziemi włoskiej do Polski, tak dla nas drogimi i bliskimi, co brzmią w uszach jak prawda żywa, jak proroctwo, które się na oczach naszych przodków, tych sądecko-podhalańskich żołnierzy i przy ich czynnym wojennym udziale, stawały rzeczywistością.

A jakże można by nie wspomnieć o batalionie uzupełniającym tegoż pułku, który dokonał przewrotu wojskowego w Tarnowie 31 października 1918 r. i który po zrzuceniu jarzma niewoli wydał PIERWSZY ROZKAZ WOJSKA POLSKIEGO, który brzmiał:

„Żołnierze! Z dniem dzisiejszym batalion nasz dotąd podległy rządowi austriackiemu staje do usług rządu polskiego w Warszawie! Służąc swojemu, polskiemu rządowi, będziemy obowiązki wypełniać już jako wolni odtąd Polacy. Wobec tej radosnej przemiany karność i uległość wobec naszych nowych przełożonych będzie tym większa. Służymy odtąd swojemu narodowi i rządowi. Stańmy się jego obroną, podporą i wyrazem jego siły. Krew nasza odtąd do Polski należy i tylko za nią gotowiśmy ją przelać. Niech żyje Rząd polski w Warszawie! Niech żyje Armia polska! Niech żyje polski od dziś pułk dwudziesty!...”.

I z tych to sądeckich oddziałów, które samorzutnie opowiedziały się za niepodległością Polski powstał jesienią 1918 r. 1 pułk strzelców podhalańskich, który od pierwszych chwil walczył swoimi pododdziałami na wszystkich frontach toczonych wówczas działań wojennych: na froncie ukraińskim, na froncie czeskim, a następnie na froncie bolszewickim.

W decydujących momentach wojny 1920 r. marszałek Józef Piłsudski desygnował 1 pułk strzelców podhalańskich do najtrudniejszych i najbardziej spektakularnych zadań, które przeszły do historii Wojska Polskiego i legendy pułku. Zajęcie Kijowa i walki na przyczółku Browary (najdalej na wschód wysunięta placówka na froncie wschodnim), walki w ariergardzie cofających się wojsk polskich aż po obronę Brześcia nad Bugiem, wreszcie kontrofensywa znad Wieprza, walki o Białystok i Grodno w ramach kampanii niemeńskiej. Pułk okupił to śmiercią ponad dwustu oficerów, podoficerów i strzelców. Za wykazane bohaterstwo 27 oficerów, 12 podoficerów i 3 żołnierzy zostało uhonorowanych Orderem Wojennym VM, nie licząc Krzyży Walecznych.

Niezależnie od sukcesów wojennych, które gruntowały sławę 1 pułku strzelców podhalańskich, trzeba wspomnieć również o innym oddziale Wojska Polskiego związanym z nowosądeckim garnizonem – o 1 pułku artylerii górskiej, którego 4 bateria stoczyła śmiertelną walkę pod Dytiatynem przeciwko armii konnej Budionnego i zyskała od marszałka Piłsudskiego nazwę Baterii Śmierci, bowiem wszyscy jej oficerowie i większość żołnierzy w niej poległa, a nazwę tej miejscowości możemy odczytać na Grobie Nieznanego Żołnierza w Warszawie.

Po zakończeniu działań wojennych aż po wrzesień 1939 r. w Garnizonie Nowy Sącz prowadzono nie tylko zwyczajne szkolenie wojskowe dla kolejnych roczników poborowych, ale też szkolono rekrutów, podoficerów i oficerów młodszych na potrzeby Korpusu Ochrony Pogranicza, który osłaniał granicę z sowiecką Rosją. Było to szkolenie elitarne, które przebiegało równolegle ze szkoleniem wysokogórskim właściwym żołnierzom oddziałów podhalańskich. Żołnierz musiał być sprawny i wytrzymały. Na najwyższym z możliwych stało wyszkolenie strzeleckie. Te cechy wyróżniały żołnierzy 1 pułku strzelców podhalańskich wśród innych pułków piechoty w strukturze Wojska Polskiego.

Dla oficerów służba w 1 p.s.p. była sporym wyróżnieniem nie tylko z powodu oryginalnego stroju, ale także wyjątkowej atmosfery koleżeńskości korpusu oficerskiego. „Surowe warunki służby wojskowej wysunęły na czołowe miejsce i rozwijały jedną z najwyższych cnót żołnierskich, a mianowicie koleżeństwo, z biegiem czasu przeradzające się w przyjaźń. W codziennym trudzie i żołnierskiej pracy przyświecało hasło – „dobry kolega, to dobry żołnierz”. Kadra oficerska za fundament wychowania żołnierskiego uznawała obowiązek dzielenia z żołnierzem wszelkich trudów, dawania osobistego przykładu, służenia radą, śpieszenia z pomocą, szerzenia patriotyzmu, wreszcie - poprzez naukę, kulturę i sztukę - wznoszenia na wyższy poziom ogólnego rozwoju. 1 pułk strzelców podhalańskich stanowił absolutną czołówkę wśród najlepszych i najsłynniejszych oddziałów II Rzeczypospolitej.

Warto też pamiętać, że z udziałem pułku odbywały się wielkie pogrzeby w dwudziestoleciu międzywojennym (Słowackiego, Orkana, Pierackiego, Piłsudskiego), że liczne miasta nadawały Pułkowi swoje Honorowe Obywatelstwa (Biecz, Gorlice, Grybów, Jasło, Krynica, Limanowa, Muszyna, Nowy Targ, Piwniczna, Stary Sącz, Zakopane, Mszana Dolna i oczywiście, Nowy Sącz).

Pani Premier, Panie Ministrze!

Wiele znaków na ziemi i niebie wieszczy powrót wojska do Nowego Sącza, bo za podszeptem Orkana każdy z nas wsłuchuje się w swoje serce. Na naszych oczach nastąpił renesans zainteresowania 1 pułkiem strzelców podhalańskich, jego historią i tradycją. Przywrócono tablice jego poległych żołnierzy na baszcie Kowalskiej sądeckiego zamku, wykonano replikę sztandaru, żyje w ludziach, w kolejnych pokoleniach, jego zasłużona, żołnierska sława.

I to, że 1 pułk strzelców podhalańskich zniknął z firmamentu dziejów, to, że zniknęli jego żołnierze, ci „pamiętni Ojczyzny synowie”, to jak napisał Norwid, „nie odstanie się chwilką”. Ale, wierząc w profetyzm poety, wiemy równocześnie, że „choć (ów pułk) nie powróci sobą, może wrócić ideą”. Ufni w tę możliwość, łaknący tego dla Miasta, Regionu i Polski, wierzymy mocno, ze ta chwila dziejowa przed nami!

Pani Premier, Panie Ministrze!

Z ogromną radością przyjmujemy zapewnienie, że do Nowego Sącza powróci wreszcie wojsko, że miasto stanie się ponownie garnizonem! Proszę przyjąć od nas gorące podziękowania, od nas Sądeczan, którzy jesteśmy tutaj jedynie skromną delegacją tych wszystkich, którzy nie tylko się pod petycją podpisali, ale którzy uznali, że mają prawo i obowiązek marzyć powrocie Wojska Polskiego do Nowego Sącza!

Jerzy Giza. Fot. TK, MON







Dziękujemy za przesłanie błędu