Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Czwartek, 16 maja. Imieniny: Andrzeja, Jędrzeja, Małgorzaty
01/04/2020 - 15:15

Jak prezes Fakro Ryszard Florek prowadzi duży biznes w czasach wielkiej zarazy

Ponad dwa tysiące pracowników, zatrudnionych tylko w Nowym Sączu i gwałtownie rozprzestrzeniająca się epidemia. Część załogi nie pracuje, co oznacza mniejszą efektywność, spadek produkcji i mniejszy przychód. Jak w takiej sytuacji prowadzić biznes w wielkim przedsiębiorstwie? Z jednej strony trzeba się wywiązać ze zobowiązań wobec kontrahentów, z drugiej zadbać o bezpieczeństwo ludzi. Z takimi problemami zmaga się teraz Ryszard Florek, prezes i współwłaściciel Fakro, jednej z największych firm w Nowym Sączu.

A co z eksportem? Fakro wysyła swoje produkty do blisko pięćdziesięciu krajów świata. 
-
Firmy transportowe działają normalnie, ale też trzeba im za to więcej płacić, ze względu na podwyższone ryzyko. Jeżeli tylko ma kto rozładować towar, to go wysyłamy. Zawsze się co do tego wcześniej upewniamy, bo zdarzały się takie przypadki, że zastawaliśmy zamkniętą bramę. Większość krajów zamyka budowy i dystrybucję materiałów budowlanych, choć w Europie jeszcze raczej to funkcjonuje. Jak to będzie wyglądać dalej, zobaczymy. Jestem optymistą. Myślę, że jeśli będziemy mieć maseczki i respiratory, a służba zdrowia będzie w pełni gotowa do walki z koronawirusem, to po Wielkanocy gospodarka ruszy.

Wszyscy chcielibyśmy takiego optymistycznego scenariusza, ale trzeba też przygotować się na ten najczarniejszy. Jeśli będzie coraz gorzej, to co wtedy?
-
Dzisiaj nic nie wymyślimy. Taki kryzys i tak spowoduje albo wzrost cen towarów, albo spadek wynagrodzeń, albo nadrobi to wszystko inflacja. Nie wiemy w jakim kierunku pójdzie rząd i na co będzie presja. Na pewno obniży się wzrost PKB i zmniejszy się zamożność społeczeństwa. To jest pewne.

Czy grozi nam w Polsce powrót bezrobocia?  Będzie pan musiał zwalniać ludzi?
-
Mam nadzieję, że nie, ale trzeba być przygotowanym i na taki scenariusz. Musimy być jednak gotowi na obniżenie wynagrodzeń. Polska jest już w kołowrotach gospodarki globalnej, ale pewnie odbije się to na zarobkach. Mieliśmy już taką sytuację kilkanaście lat temu, gdy gwałtownie umocniła się złotówka. Zrobiliśmy wtedy spotkanie z załogą i powiedzieliśmy, że albo obniżymy produkcję o kilkadziesiąt procent i trzeba będzie zwolnić połowę ludzi, albo będziemy konkurencyjni i utrzymamy zatrudnienie kosztem obniżenia wynagrodzeń. Pracownicy jednogłośnie wybrali tę drugą opcję.

Chce pan powiedzieć, że znowu będzie pan musiał zadać ludziom w firmie to samo pytanie?
-
W ekonomii cudów nie ma. Być może będziemy musieli podnosić ceny okien i patrzeć, czy ludzi na nie stać i czy klienci nie wybierają tańszych produktów zagranicznej konkurencji.  Jakieś redukcje zatrudnienia muszą być. Zbyt na pewno spadnie. Polska gospodarka była w fazie gwałtownego rozwoju. Na pewno ma jeszcze rezerwy, które są w kapitale społecznym.  Być może kryzys da nam Polakom do myślenia i pomoże ten kapitał wzbudzić.

Od lat powtarzał pan, że trzeba budować gospodarkę w oparciu o rodzime firmy. Paradoksalnie ta cała sytuacja pokazała jak bardzo kruchy jest globalny system i forsowane przez lata przekonanie, które stało się niemal dogmatem, że kapitał nie ma narodowości.  Cała Europa wyprowadziła na Daleki Wschód produkcję. Wszystko runęło, kiedy w Chinach wybuchła epidemia koronawirusa.
-
To o czym pani mówi, najlepiej obrazuje przykład maseczek, które teraz stały się towarem deficytowym. Do tej pory liczyła się tylko cena i szpitale nie kupowały ich od polskich producentów, tylko sprowadzały je z Chin, bo były tańsze. Chińczycy mieli efekt skali, niższe koszty pracy, więc mogli maseczki produkować taniej.

A na to nie mogli sobie pozwolić polscy producenci, bo wszyscy kupowali od Chińczyków.
-
Rozmawiałem z dyrektorem jednego polskiego przedsiębiorstwa produkującego maseczki. Mówił mi, że maszyny u nich stały i planowali wszystko zezłomować, bo nie byli w stanie konkurować z tym, co oferowali Chińczycy. Polskie produkty zostały wyparte ze szpitali.







Dziękujemy za przesłanie błędu