Dlaczego widmo bankructwa wisi nad sądeckimi firmami transportowymi?
Uzgodnienia zatwierdzone w Brukseli przez ministrów do spraw transportu, przy sprzeciwie dziewięciu krajów, w tym Polski. przewidują, że firmy transportowe, świadczące usługi przewozowe poza państwem, w którym mają siedziby, będą objęte przepisami o delegowaniu pracowników. Chodzi o płacę minimalną plus wszystkie dodatki obowiązujące w kraju, w którym realizują kursy. Zaostrzone przepisy obejmą również usługi kabotażowe, które w swojej ofercie mają też sądeccy przedsiębiorcy.
czytaj też Słowo się rzekło, kobyłka u płota. Kto i czego żąda od marszałka Kozłowskiego
- Nieraz jest tak, że towar zabiera się z Polski, rozładowuje się go w Czechach, skąd z kolei zbiera się towar, który jedzie do Francji, a tam ładuje się towar, który jedzie do Włoch. Czyli wykonujemy usługę na terenie Europy - tłumaczy właściciel spółki transportowej z Tęgoborzy Piotr Litwiński i wyjaśnia, że teraz, po wprowadzeniu nowych regulacji, samochód po wykonaniu kursu, będzie musiał czekać pięć dni na kolejny przewóz.
Zgodnie z przyjętym stanowiskiem, transportowcy będą musieli też organizować harmonogramy pracy kierowców w taki sposób, aby mogli wrócić do domu co najmniej co cztery tygodnie lub - jeśli kierowca zdecyduje się na dwie zredukowane cotygodniowe przerwy - po trzech tygodniach pracy. Aby zapewnić odpowiednie warunki pracy dla kierowców, regularny tygodniowy odpoczynek będzie musiał odbywać się poza kabiną ciężarówki.
Zdaniem Litwińskiego regulacje w obecnym kształcie oznaczają rychły koniec wielu firm, bo zaostrzone przepisy oznaczają znaczny wzrost kosztów i biurokratycznych wymogów dla polskich transportowców.
- Będziemy po kolei bankrutować. Prowadzimy biznes w Polsce, tu odprowadzamy podatki, ale mamy pracownikom płacić tak, jak płacą w Niemczech czy Francji, krajach znacznie bogatszych od naszego. My po prostu tego nie udźwigniemy. Budowaliśmy transport europejskim, jesteśmy na szpicy, ale co z tego? Kiedy wchodziliśmy do Unii, była mowa o wolnym rynku. Ale co to za wolny rynek, kiedy muszę prowadzić oddzielną księgowość dla Francji, osobną dla Hiszpanii czy Włoch, bo w każdym z tych krajów, do których wozimy towar, są inne przepisy.
Agnieszka Rola właścicielka firmy Cargodirections z Kamionki Wielkiej, która obsługuje głównie rynki południowej Europy, wychodzi z założenia, że skoro decyzje zapadły, trzeba do tego podejść konstruktywnie.
-Nie ma innego wyjścia. Będziemy musieli podnieść kierowcom płace, co sprawi, że wyrówna się zarobkowa dysproporcja między firmami polskimi i zachodnimi. Kierowców na rynku brakuje i to oni tak naprawdę stawiają nam warunki zatrudnienia. Ale mamy nowoczesny tabor i mam nadzieję, że mimo tych zmian jesteśmy w stanie dorównać zagranicznym konkurentom i będziemy się w stanie rozwijać.
Właścicielka Cargodirections nie ma wątpliwości, że nowe regulację wpłyną na wzrost kosztów prowadzenia biznesu. O ile? Tego - jak mówi - na razie jeszcze nie potrafi oszacować, bo nie robiła analizy.
Wstępnych szacunków dokonał już Piotr Litwiński.
koszty prowadzenia firmy mogą wzrosnąć nawet o trzydzieści procent. A przecież w górę poszły też ceny paliwa, drożeje prąd -właśnie dostałem nową umowę z Tauronu, rachunki urosną o 80 procent - za chwilę w górę pójdzie gaz, rośną też koszty pracy a kierowcy mają dziś coraz wyższe wymagania.
Czytaj też Szykują nam drenaż kieszeni. Prąd idzie w górę i będzie cenowy armagedon
Właściciele sądeckich firm transportowych są przekonani, że zmiana przepisów prowadzi do spacyfikowania polskich przewoźników.
- To protekcjonizm gospodarczy i działanie pod wpływem krajów Europy Zachodniej, głównie Francji i Niemiec, ale też Holandii, które chciały od dawna wyeliminować polską konkurencję ze swoich rynków - mówił na antenie Polskiego Radia prezes Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych Jan Buczek.
Uzgodnienia zatwierdzili już w Brukseli ministrowie do spraw transportu, przy sprzeciwie dziewięciu krajów, w tym Polski. Ostateczny kształt przepisów będzie zależał od wyniku negocjacji unijnych krajów z Europarlamentem. Jednak wprowadzenie zmian będzie niezwykle trudne.
Polsce wraz z kilkoma krajami udało się jedynie odrzucić tylko jeden niekorzystny zapis, by ciężarówka, po zrealizowaniu kursu i dostarczeniu ładunku do jakiegoś kraju, musiała wracać od razu do Polski, z pustym przebiegiem.
[email protected] fot.archiwum