Droższa energia to droższa komunikacja publiczna
Zobacz też: Ekologia przegrywa z ekonomią. MPK nie wyklucza wycofania niskoemisyjnych autobusów
Kosztowna flota autobusów zero i nisko emisyjnych
Zgodnie z programem E-Bus: Polski Autobus Elektryczny już w roku 2023 mamy osiągnąć poziom produkcji 1000 autobusów elektrycznych przez rok, a Polski Fundusz Rozwoju prognozuje, że już za rok po polskich drogach poruszać się będzie około 1500 „elektryków” – co stanowi – w przybliżeniu - 13 procent krajowego taboru.
Pojazdy zasilane prądem elektrycznym oraz gazem stały się dumą niejednej miejskiej floty, z satysfakcją prezentowaną przez zadowolonego włodarza czy szefa miejskiej spółki komunikacyjnej. Tymczasem ostatnie, gigantyczne podwyżki cen gazu i elektryczności odbiły się na opłacalności „zielonego” transportu.
Podwyżka kosztów energii elektrycznej o około 50% oraz gazu o nawet 400% postawiła pod znakiem zapytania opłacalność i sens używania takich pojazdów. Na problem zwróciła uwagę prezes Izby Gospodarczej Komunikacji Miejskiej, Dorota Kacprzyk w swoim piśmie do premiera.
Izba Gospodarcza Komunikacji Miejskiej
IKGM to organizacja skupiająca organizatorów i operatorów transportu miejskiego. Jej członkami są przewoźnicy przewozów pasażerskich w miastach (zarówno zakłady budżetowe, spółki z o.o. jak i spółki akcyjne). Członkami Izby są także producenci taboru, zakłady serwisujące, placówki naukowo-badawcze a także inne podmioty, świadczące usługi na rzecz komunikacji miejskiej. W izbie jest zrzeszonych ponad 210 podmiotów. Wśród głównych celów działalności IGKM należy wymienić: inicjowanie projektów regulacji prawnych w zakresie komunikacji miejskiej oraz ich opiniowanie
Apel do premiera
Prezes Kacprzyk wystosowała pismo do premiera Morawieckiego, podnosząc w nim kwestię wpływu cen energii i gazu na koszt działania autobusów o niskiej i zerowej emisyjności (pojazdów elektrycznych i gazowych).
Podkreśliła, że ich codzienne użytkowanie stało się o wiele bardziej kosztowne, niż pojazdów napędzanych tradycyjnymi paliwami. Prezes zaapelowała do premiera o podjęcie działań osłonowych, które zagwarantują zachowanie kosztów paliw dla pojazdów o niskim i zerowym poziomie emisji na poziomie gwarantującym ekonomiczną opłacalność ich użytkowania.
„Odnosi się to również do cen energii wykorzystywanej przez metro, tramwaje i trolejbusy, gdyż pojazdy te stanowią alternatywę dla autobusów z silnikami diesla. W przeciwnym razie — w świetle trudnej sytuacji budżetów samorządowych — eksploatacja pojazdów zero i niskoemisyjnych może być zagrożona” - dodała prezes Kacprzyk.
Droższe nie tylko „elektryki”
Organizatorzy transportu miejskiego sygnalizują, że wobec tak drastycznego wzrostu kosztów paliwa będą musieli podnieść ceny biletów lub ograniczyć kursowanie pojazdów. Ceny już podniesiono w niektórych miastach – stało się to w Bydgoszczy, Łodzi oraz Płocku. Prezes Płockiej Komunikacji Miejskiej Marcin Uchwał podkreślił, że – pomimo uwzględnienia wzrostu cen paliw w budżecie – ceny przejazdów wzrosną o 11 procent. Ani w Bydgoszczy, ani w Płocku autobusów elektrycznych nie ma.
Podniesienie cen biletów rozważają władze spółek warszawskiej i szczecińskiej. Na działanie alternatywne - obcięcie ilości wykonywanych kursów - zdecydowano się w Olsztynie. Wszystko wskazuje na to, że zwykły Kowalski nie tylko zapłaci znacznie więcej za elektryczność i gaz którą zużywa we własnym domu, ale i za luksus przejazdu autobusem lub tramwajem.
Jeśli dodamy do tego inflację, wzrost kosztu opłat za wywóz śmieci i inne ukryte podwyżki, można pokusić się o stwierdzenie, że tym autobusem Kowalski będzie podróżował - może i niskoemisyjnie - ale może w samych w skarpetkach. (Tomasz Dzbeński, ISW) Fot. Pexels