Ciocia B. radzi: potrawy świąteczne
Obecnie, czy to dlatego, że pragniemy nawiązać lub powrócić do naszej pięknej tradycji, te 12 potraw na naszych stołach często gości. Chwalebne to, ale i logistycznie trudne- co można wcześniej przygotować, to gospodynie i panie domu, a i panowie także ( w końcu szczycą się tym, że to mężczyźni najlepiej gotują – choć mam wrażenie, że i to powiedzonko powoli odchodzi do lamusa jak i określenie „słaba płeć” – gdzie ci mężczyźni, gdzie te chłopy… można by z utęsknieniem zaśpiewać za Danutą Rinn) co mogą, to przygotowują i mrożą, aby gdy przyjdzie, godzina próby być gotowym.
Oczywiście samemu przygotować wszystkie dania jest ciężko- można temu podołać ale ….po kiego grzyba. Wyjść jest wiele, ja polecam gdy rodzinna jest wigilia- podział potraw świątecznych i wyznaczenie do tego zadania każdego - no prawie każdego członka rodziny- (czasy „matki polki” odeszły w siną dal i nie wrócą, oj nie wrócą- już tego dopilnujemy).
Sposobów podziału dań jest wiele- u nas preferowana jest głęboka specjalizacja w daniach (od wielu lat stworzyła się sama i sama trwa- oczywiście, gdy spotykamy się w szerokim gronie, jak to miało miejsce w ubiegłym roku), innym podziałem równie chwalebnym i społecznie sprawiedliwym jest „rotacja potraw” ( każdego roku każdy przygotowuje inne danie, co uczy i kształci każdego, jak wykonać daną potrawę- pomysł ten ma dla mnie kuszący wdzięk i powab, ale to podobnie jak z „trawą u sąsiada, u którego ona jest zieleńsza” niż u nas w ogrodzie - po namyśle pozostanę przy naszej specjalizacji.
W tym roku, niestety z uwagi na koronawirusa, nie wszyscy zasiądziemy do jednego stołu wigilijnego i pozostały „wolne wakaty daniowe”, komu one przypadną – się zobaczy. Nie jestem pewna, czy osobom z wysublimowanymi kubkami smakowymi smakować będą potrawy, które inną ręką będą uczynione.
No chyba, że będzie niespodzianka i np.: gołąbki same przyjadą do nas, aby spożywając je w czasie wigilii tęsknić za nieobecnymi i z każdym kęsem gołąbka wspominać siostry, które osobno choć wspólnie będą spędzać wigilię ( gołąbki, ach gołąbki- kto choćby raz spróbował ich z ręki naszej najstarszej siostry, ten wie o czym mówię i do dziś ten smak, ten aromat czuje na końcu języka, oczywiście nie mogę zapomnieć o drugiej starszo- młodszej siostrze i jej uszkach smażonych czy kaszy z grzybami. Kochane siostry to jak - będzie suprajs? )
Równie dobrym patentem na potrawy wilijne łączącym dwa w jednym ( mój ulubiony sposób i styl bycia i życia), to wspólne przygotowywanie potraw np.: wspólne lepienie uszek czy pierogów- danie samo się zrobi, a czas wspólnie spędzony pozwoli zacieśnić więzy rodzinne czy przyjacielskie.
Żebym nie była gołosłowna – że tak opowiadam i doradzam, a sama tego nie robię – to krótkich i w żołnierskich słowach daje dowód i świadectwo – na załączonym zdjęciu jestem ( moje rączki widać albo i nie ) u naszej koleżanki i robimy wspólnie stroik świąteczny po wcześniejszym przygotowaniu uszek ( oczywiście z zachowaniem zasad wynikających z reżimu sanitarnego – znajomi, aby nas przyjąć dziecko swe jedyne wywieźli na obczyznę i skazali na banicję, aby liczba zgromadzonych osób nie przekraczała „magicznej piątki”, oczywiście zadbaliśmy też o odkażanie się środkami zawierającymi alkohol w odpowiednim stężeniu).
Wizyty te ( bo to recydywa ) bardzo mile wspominam- czas na pogaduszkach spędzony i na poważnie i na wesoło, wielu ciekawych rzeczy można się dowiedzieć i nauczyć, itp., itd… długo by wymieniać, ale najlepiej brać przykład i umówić się oraz spróbować (oczywiście nie z nimi bo ja jako sobek zachowam ich dla siebie a Wy poszukajcie sobie kandydatów wśród swoich znajomych ).
A teraz wprowadzenie dlaczego na zdjęciu widać robienie stroików - historia jest banalna, jak to w moim przypadku bywa - w ubiegłym roku pomroczność jasna mnie dopadła i postanowiłam zrobić stroik sama. Oryginalny pomysł miałam, aby stroik był cały z pozłacanych orzechów. Jak pomyślałam, tak zrobiłam - kupiłam niezbędne akcesoria, w tym pistolet do kleju na gorąco ( co w sumie opłaciłam oparzeniami i wiedzą, że nie wszystkie moje pomysły są warte realizacji- ale jak to mówią mądry Polak po szkodzie), złoty sprej i nawet uwaga!!! Sama przygotowałam sobie podstawkę ucinając z drewnianego kloca ok. 2 centymetrowej grubości koło ( obsługa piły spalinowej opanowana- się chce, się zrobi). Czas jaki spędziłam „mordując” się z tym stroikiem - szkoda gadać, a efekt- no byłam bardzo dumna i wszystkim się chwaliłam i pokazywałam i na poczesnym miejscu postawiłam i wszystkim „zachwycać się kazałam” - dobrze, że pewna litościwa duszyczka inny stroik mi podarowała, to jakoś dekoracje świąteczne trzymały poziom. W tym roku siostra nie czekając na kolejny mój pomysł „genialny”- dekoracje świąteczne w ten sposób przemyciła i załatwiła. Nie rozumiałam co prawda, dlaczego zamiast na lepienie uszek jedziemy robić stroiki – zrobiła to dbając o moje uczucia i tylko powiedziała, że gwoździem programu będzie robienie stroików- wiecie ja powoli kojarzę pewne fakty, ale jednak kojarzę.
W galerii poniżej mój stroik załączam, najpiękniejszy z nich to mój - a dlaczego, ano dlatego, że nie moja ręką on uczyniony- oświadczyłam wszystkim, że uczę się poprzez obserwację i w przyszłym roku ich zadziwię.
No i jak zwykle brakło czasu i miejsca aby o standardowych hasełkach wigilijnych poopowiadać – więc wymienię tylko dwa aby plan i zarys zrealizować;
- „Nie ruszaj, bo to na wigilię/ święta” a parę dni później „zjedz, bo się zmarnuje”
-„Lepiej zepsuć brzuch niż dar boski”
Na dziś koniec. Do miłego mam nadzieję.
Kolejny tekst z cyklu „Ciocia B. prezentuje- Podejdź no do płota, jak i ja podchodzę”