Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Niedziela, 5 maja. Imieniny: Irydy, Tamary, Waldemara
23/01/2022 - 08:05

Uciekający kapitan i recykling - czyli 10 lat od tragedii Costa Concordii

Równo dziesięć lat temu doszło do tragedii Costa Concordii. Zatonięcie statku skierowanego na mieliznę przez kapitana Schettino kosztowało życie 27 pasażerów i 5 członów załogi. Akcja wydobycia wraku była równie głośnym wydarzeniem, co sam wypadek. Po dekadzie o okolicznościach zdarzenia i jego konsekwencjach wiemy już znacznie więcej.

  • Dokładnie 10 lat temu doszło do jednego z najgłośniejszych morskich wypadków ostatnich lat - zatonięcia Costa Concordii.
  • Zbędna brawura kapitana Schettino doprowadziło do śmierci 32 osób, za co został on skazany na 16 lat więzienia.
  • Szczątki statku po latach starań o ich wydobycie wróciły do miejsca, w którym powstały, by służyć nowym konstrukcjom.

Uciekający kapitan
13 stycznia 2012 roku o godzinie 21:45 kapitan Francesco Schettino, chcąc pozdrowić znajomego znajdującego się na lądzie, skierował statek Costa Concordia zbyt blisko brzegu wyspy Giglio. Wpływający na mieliznę wycieczkowiec zahaczył o skały, które spowodowały długie na 70 metrów rozdarcie w jego lewym boku. Charakteryzujący się wypornością 114 ton statek o wartości 450 milionów euro natychmiast zaczął tonąć. Na pokładzie znajdowały się wówczas 4229 osoby: 3216 pasażerów i 1013 członków załogi. Celem ich podróży był tygodniowy rejs po morzu Śródziemnym. Zgubna brawura kapitana pokrzyżowała jednak ich plany.

W momencie uderzenia pasażerowie poczuli silny wstrząs i niepokojące wibracje na całym pokładzie. Niemal natychmiast zapanował chaos, wszyscy wpadli w popłoch, znajdującym się na statku polecono zgromadzenie się w bezpiecznych miejscach, jednak pomoc nie nadchodziła. O 22:06 statek pogrążył się w ciemności, o 22:15 kapitanat w Livorno dopytuje jaka jest sytuacja statku, w odpowiedzi słyszy, że to chwilowe problemy z elektrycznością. Dopiero o 22:26 w komunikacie z Costa Concordii słychać, że na pokład dostaje się woda. Przez te czterdzieści minut nie brakuje jednak relacji znajdujących się na statku ludzi, którzy w rozmowach z bliskimi lub poprzez media społecznościowe dają znać, że coś złego dzieje się z wycieczkowcem. Dalszy przebieg tego tragicznego w skutkach wydarzenia i niezwykle trudnej akcji ratunkowej relacjonowały już media na całym świecie.

Nie ma żadnych wątpliwości co do winnego tej tragedii, której można było uniknąć: zbyteczna brawura i ukrywanie rzeczywistego stanu sytuacji przez kapitana Schettino kosztowała życie 32 osoby. Tym, co jednak zapadło najgłębiej w pamięci wszystkich śledzących wydarzenia sprzed dziesięciu lat była ucieczka kapitana z tonącego statku. Francesco Schettino opuścił pokład Costa Concordii zanim wszyscy pasażerowie i członkowie załogi byli już bezpieczni poza statkiem.

Wulgarny bohater
Jak zazwyczaj ma to miejsce w trudnych chwilach największa pomoc przyszła ze strony zwykłych ludzi. To właśnie mieszkańcy wyspy Giglio pomogli rozbitkom z Costa Concordii wydostać się z wody, udzielili im schronienia i zaopiekowali się nimi w tych niezwykle ciężkim dla nich momencie. Jednak prawdziwym symbolem właściwych działań podjętych podczas tragedii Costa Concordii został kapitan fregaty kapitanatu w Livorno – Gregorio De Falco. To on kontaktował się z Francesco Schettino koordynując akcję ratowniczą i w wulgarnych słowach kazał mu porzucić próbę ucieczki: "Wracaj k**** na pokład!”

Dzięki temu, być może nadmiernemu, pokazaniu swojego ludzkiego oblicza De Falco szybko stał się dla wielu bohaterem, szczególnie wielbionym w mediach społecznościowych. I jak to we Włoszech bywa, często przypadkowy bohater może szybko stać się kimś więcej. Dlatego też nie może dziwić, że kilka lat później w 2018 roku Gregorio De Falco został senatorem z ramienia Ruchu 5 Gwiazd.

Znajdujący się po drugiej stronie Francesco Schettino został ostatecznie skazany w 2015 roku na łącznie szesnaście lat więzienia: dziesięć za nieumyślne spowodowanie obrażeń i śmierci wielu osób, pięć za nieumyślne spowodowanie zatonięcia statku oraz rok za opuszczenie statku. W maju 2022 roku będzie mógł jednak ubiegać się o “objęcie środkami alternatywnymi”. W więzieniu uczęszcza na kursy uniwersyteckie z prawa i dziennikarstwa, a jeszcze przed rozpoczęciem odbywania kary zdążył napisać książkę, wielce prawdopodobne, że pokusi się również o stworzenie kolejnej.

Odzyskać statek
- Być tutaj oznacza cios w serce, to bardzo poruszające. Nie od razu dotarło do nas co się wtedy działo, mówiono nam, że to awaria zasilania, dlatego nie pojęliśmy wagi sytuacji, dziwne jednak było to, że statek był przechylony - opowiadała jedna z obecnych wówczas na pokładzie Costa Concordii Ester Percossi, która wybrała się na wyspę Giglio w dziesiątą rocznicę wypadku.

Jej słowa pokazują, że pamięć o tych wydarzeniach jest ciągle świeża pomimo upływu dekady. Tak naprawdę jednak sprawa Costa Concordii ciągnęła się jeszcze długo po samym wypadku. Wystarczy powiedzieć, że ostatnie ciało ofiary odnaleziono dopiero tysiąc dni po zatonięciu statku, podczas prac mających na celu wydobycie wraku. Sama akcja wydobycia pozostałości wycieczkowca była wydarzeniem, które wcześniej nie miało miejsca. Powiodła się ona dzięki innowacyjnym rozwiązaniom, przeprowadzona została przez włosko-amerykańskie konsorcjum Titan-Micoperi. Po wydobyciu, wrak został przetransportowany do Genui, czyli do miejsca, w który powstał ten największy swego czasu włoski statek pasażerski, a jego rozebrania podjęło się konsorcjum Ship Recycling. Prace w genueńskim porcie trwały dwadzieścia dwa miesiące, kosztowały 100 milionów euro, a łącznie aż 84 proc. statku zostało poddane recyklingowi. (Jakub Romaniuk - ISW, fot. Pixabay)







Dziękujemy za przesłanie błędu