Taki fach w ręku to skarb. To ona prowadzi słynny piernikowy biznes!
Jozef Ertl uczniem mistrza Beliczaya
Kiedy Jozef Ertl zaczął pobierać nauki u pewnego malarza w Budapeszcie, jeszcze w czasach Austro-Węgier, nikt nie miał pojęcia, że to tak naprawdę początek kontynuowanej rodzinnej tradycji wyrobu pierników. Okazało się, że malarstwo to nie jest jego prawdziwa pasja, a jest nią inna dziedzina sztuki - słodka, pachnąca i pełna miłości, dokładnie taka, jaką zawsze przedstawiały piernikowe serca. Na szczęście posłuchał rady i dołączył do grona czeladników słynnego wówczas piernikowego mistrza Beliczaya. Wraz z mistrzem, którego nazwisko było znane nie tylko w Budapeszcie, ale na terenie całej monarchii austro-węgierskiej, poświęcił się temu słodkiemu i pachnącemu rzemiosłu.
Początkujący czeladnik
W 1904 roku uzyskał świadectwo czeladnicze i zaczął wypiekać pierwsze pierniki według własnej receptury. Zgodnie z ówczesnymi zwyczajami młody czeladnik wybrał się na wędrówkę po monarchii, a podróż ta zaprowadziła go do miejsca urodzenia jego ojca – miasta Prievidza. Jozef stracił bardzo szybko oboje rodziców. Ojciec zginął na wojnie, wkrótce potem matka zapadła na ciężką chorobę. Jako najstarszy z dziewięciorga rodzeństwa musiał więc dbać nie tylko o siebie, ale także o liczną gromadkę, bo aż ośmioro, młodszego rodzeństwa. Nie miał więc wyboru, musiał szybko wziąć na siebie ciężar utrzymania rodziny. Swoje wypieki przygotowywał w nocy, aby nad ranem dostarczyć jeszcze ciepłe do domów swoich klientów. Ciężka praca przynosiła efekty, dzięki niej był w stanie utrzymać nie tylko siebie, ale również swoje rodzeństwo. W Prievidzy znalazł również swoją drugą połówkę i założył rodzinę.
W tamtych czasach prawdziwy mistrz piernikarski musiał posiadać dużą pasiekę, ponieważ zużywał ogromne ilości miodu. Z pszczelego wosku wytwarzano z kolei świece i w ten sposób działało przedsiębiorstwo zajmujące się „wytwarzaniem miodu i wosku”. Rąk do pracy nie brakowało – w tajniki słodkiego rzemiosła wprowadzał stopniowo dziewięcioro rodzeństwa – dziewczęta pomagały przy pieczeniu i zajmowały się dekoracją gotowych wyrobów, a chłopcy przygotowywali drewno i sprzedawali pachnące smakołyki na jarmarkach.
Słodkim rzemiosłem zajmuje się czwarte pokolenie rodziny Ertl
Już czwarte pokolenie rodziny Ertl zajmuje się rzemiosłem swojego przodka. Rodzina uważa się za bogatą, choć nie w powszechnie rozumianym znaczeniu tego słowa; bogatą w potomstwo, uczciwość, pracowitość i fachowość. Nie da się inaczej w przypadku tego trudnego, ale jednocześnie pięknego, słodkiego rzemiosła.
Podczas wojny pierniki marcepanowe zastępowały chleb
Potomkowie Jozefa nie mieli wcale łatwiej niż założyciel rodzinnego przedsiębiorstwa. Trzej synowie Jozefa w czasie II wojny światowej zostali wcieleni do wojska. Trudny dla rodziny czas skomplikowało dodatkowo wprowadzenie reglamentacji towarów. W tamtych czasach wypiekano głównie pierniki marcepanowe, które często zastępowały chleb. Po wojnie zaczęły się okrutne lata pięćdziesiąte i reżim nie rozpieszczał prywatnych przedsiębiorców; państwo czechosłowackie odebrało rodzinie Ertlów licencję na handel towarami.
Państwo odebrało rodzinie Ertlów licencję na handel Towarami
Jeden z synów – Florián Ertl, nie poddał się tak łatwo i choć zmuszony był wykonywać różne inne zajęcia, aby utrzymać rodzinę, nadal hobbystycznie podtrzymywał rodzinną tradycję i miał nadzieję, że uda mu się pewnego dnia wrócić do rodzinnego rzemiosła. Na szczęście czasy się zmieniły, ale Florián i jego brat Bartolomej zbliżali się do wieku emerytalnego. Gdy zastanawiali się, co dalej z rodzinnym biznesem, z pomocą przyszły im obchody 600-lecia ich rodzinnego miasta Prievidza. Na świąteczny jarmark, organizowany z tej okazji, przez tydzień wypiekali tradycyjne pierniki Ertl, a ich wyroby tak się spodobały, że w ciągu kilku godzin wszystkie wypieki zostały wyprzedane. To pomogło rodzinie podjąć decyzję o kontynuowaniu słodkiej tradycji.
Jozef Ertl, który swego czasu upiekł dla pierwszego prezydenta Czechosłowacji, Tomáša Garrigue Masaryka, trzypiętrowe serce z piernika, otrzymał od niego za to złoty medal.
To ona prowadzi słynny biznes
Słodki biznes jest obecnie w rękach Bibiány Ertlovej, prawnuczki Jozefa Ertla. Tak więc jest to już czwarte pokolenie kontynuujące piernikarską tradycję. Bibiána dość wcześnie miała styczność z „pachnącym rzemiosłem”, właściwie całe jej dzieciństwo było związane z piernikami. O wspomnieniach z dzieciństwa opowiada następująco: „Rodzice pracowali w branży artystycznej i często podróżowali. Spędzałam czas z dziadkami i pomagałam im przy produkcji pierników. Kiedy dorastałam, zabierali mnie też na jarmarki. Dostałam za to nagrodę i cieszyłam się z pierwszych zarobków.“
Ojciec Bibiany – Ľubomír, w pewnym momencie dostrzegł większy potencjał w rodzinnej tradycji i zaczął piec „unowocześnione” pierniki z kokosem i konfiturą. Reszta rodziny nie przyjęła jednak w prowadzonych przez niego zmian z takim samym entuzjazmem. Starsze pokolenie walczyło z młodszym. Ostatecznie każde z nich poszło swoją drogą; dziadek Bibiany kontynuował wyrabianie tradycyjnych, dekorowanych pierników w Prievidzy, a jej ojciec wyjechał do pobliskiego miasta Nová Dubnica, gdzie zajął się produkcją pierników z nadzieniem o zróżnicowanych smakach. Obecnie wszystkie pierniki Ertl produkowane są w mieście Nová Dubnica. Po śmierci ojca Bibiána przejęła firmę i kontynuowała rodzinną tradycję. Zmieniła szatę graficzną opakowań; teraz na każdym z nich jest umieszczone zdjęcie jej pradziadka, Jozefa Ertla, założyciela firmy. Wygląda na to, że powrót do korzeni to strzał w dziesiątkę, bo jak twierdzi: „Klienci zaczęli do nas coraz chętniej wracać, ponieważ spodobała im się historia dziadka i chcieli wesprzeć słowacką produkcję.“
Stopniowo otwierały się przed nimi nowe możliwości sprzedaży, a firma cieszyła się ogromnym wzrostem popytu. Regularnie otrzymuje zamówienia od samorządów, szkół podstawowych i banków, sklepów rolniczych, stacji benzynowych, a piernikami marki Ertl zainteresowała się także sieć handlowa Kaufland.
Firma produkuje dziennie 500 pierników. Rodzina nie eksperymentuje ze smakami, stawia raczej na tradycję. Dostępne smaki to śliwka, truskawka, morela i porzeczka. Śliwka od lat jest niekwestionowanym faworytem. Zamiast na wielości smaków, firma skupia się na ulepszaniu produkcji i jakości produktu, a przyświeca im motto „Czasami mniej znaczy więcej”.
Tradycja wypiekania pierników istniała na terytorium Słowacji już od XIV wieku. Świadczą o tym m.in. dokumenty pisane, zwierające informacje o podatkach nałożonych na producentów miodu z Bratysławy (Prešporok), datowane na lata 1379 i 1434. W XVI wieku sztuka piernikarska weszła na kolejny, bardziej artystyczny poziom, a największą sławę zyskała w XVII i XVIII wieku. Bratysława przez długi czas była centrum sztuki piernikarskiej nie tylko na Słowacji, ale także w całym Królestwie Węgier. W 1916 roku założono tam pierwszy cech zrzeszający piernikarzy.
Obecnie rodzinna firma nosi nazwę Erbia s.r.o., a sprzedawane przez nią pierniki wykonywane są w 90 proc. z surowców pochodzenia słowackiego i nadal wszystkie są robione ręcznie.
Bibliografia:
- Jozef Ertl | O NÁS
- Vychýrené slovenské perníky objavil aj Masaryk. Pečie ich štvrtá generácia - cerstvi.sme.sk
- Ertlovské perníky - rodinné perníky (mlsajte.sk)
- J12: Pradedove perníky (pluska.sk)
Martin Barčík, ISW, fot.ivabalk/Pixabay.com - zdjęcie ilustracyjne