Cuda? Praca szuka ludzi w Nowym Sączu. Dają zarobić nawet jedenaście tysięcy!
Jaka jest sytuacja na sądeckim rynku pracy? – Po zimie panuje wiosenne ożywienie w lokalnej gospodarce – mówi dyrektor miejskiego pośredniaka Jarosław Gliński i podaje najnowsze statystyki.
- Liczba bezrobotnych zaczęła spadać. Na koniec marca w ewidencji Sądeckiego Urzędu Pracy było zarejestrowanych 1515 bezrobotnych. W stosunku do lutego to spadek o 24 osoby. Rok temu o tej porze w naszych rejestrach mieliśmy 1984 bezrobotnych. To dowodzi, że wracamy do sytuacji sprzed pandemii – dodaje Gliński.
Czytaj też Szybciej dojedziemy z Sącza do Krakowa. Zbudują łącznik dróg wojewódzkich
Wiosennego ożywienia w gospodarce dowodzi także rosnąca liczba ofert zatrudnienia. Fachowców szukają przede wszystkim firmy z branży budowlanej i transportowej.
- Wynika to w dużej mierze z odpływu obywateli Ukrainy z lokalnego rynku pracy. Chodzi o typowo męskie zawody, a wiadomo, że wielu mężczyzn po napaści Rosji na naszego wschodniego sąsiada wróciło do swojego kraju, żeby go bronić – podkreśla dyrektor urzędu
W cenie są przede wszystkim kierowcy ciężarówek. Oferowane zarobki to 5 tysięcy złotych brutto, 9 tysięcy a nawet 11 tysięcy złotych. W branży budowlanej to na wejściu wynagrodzenie powyżej 5 tysięcy złotych brutto. Im większe doświadczenie tym wyższe stawki.
- Pracę od ręki znajdą też elektromonterzy, którzy mogą liczyć na zarobki powyżej 4 tysięcy złotych, mechanicy, którym firmy gotowe są płacić 5 tysięcy. Głód pracowników odczuwa też handel i gastronomia. Można przypuszczać, że z każdym kolejnym miesiącem ofert będzie przybywać – wskazuje Jarosław Gliński.
Czy wojna na Ukrainie sprawiła, że w Nowym Sączu mamy już do czynienia z rynkiem pracownika? - Myślę, że na to pytanie będzie można odpowiedzieć w ciągu jednego, dwóch miesięcy. Te trendy nie są do końca takie przewidywalne i nie do końca są pod kontrolą – mówi Gliński.
Czytaj też Idziemy na rekord ze wzrostem cen? Inflacja znowu poszybowała w górę
- Na względzie trzeba mieć kilka aspektów. Nie wiadomo, co dalej będzie się działo na Ukrainie, do tego dochodzi galopująca inflacja i ceny, co z kolei przekłada się na ograniczone możliwości kredytowania inwestycji. Trudno powiedzieć czy firmy produkcyjne, budowlane i transportowe będą mogły funkcjonować na zwiększonych obrotach, co wiąże się ze zwiększaniem zatrudnienia czy też dostosują się do sytuacji na rynku i postawią na przeczekanie.
Ta opinia Glińskiego znajduje potwierdzenie w raporcie analitycznym banku BNP Paribas Bank Polska. - Odpływ obywateli Ukrainy z polskiego rynku pracy w wyniku wojny na Ukrainie stanowi największe ryzyko dla rozwoju branży budowlanej, sektora przetwórstwa przemysłowego i transportu, które od dawna cierpiały na niedobory kadrowe, oceniają analitycy banku i wskazują, że najpoważniejsza sytuacja występuje obecnie w sektorze budownictwa, gdzie ponad 40 proc. ankietowanych firm wymienia brak pracowników jako barierę działalności.
Czytaj też U nas to zbudują? Pojechali z Sącza do Konina oglądać spalarnię śmieci [WIDEO]
W opinii autorów opracowania, trudno w tej chwili precyzyjnie oszacować wpływ wojny za naszą wschodnią granicą na polski rynek pracy. - Nie wiemy, jak długo będzie trwać wojna, jaki pokój zostanie zawarty i ostatecznie jak będzie wyglądać powojenna rzeczywistość społeczno-gospodarczo-polityczna w Ukrainie, Polsce i Europie. Z pewnością jednak obserwowane obecnie ruchy migracyjne będą i mogą mieć różny wpływ na poszczególne branże polskiej gospodarki — zatrudnienie i wynagrodzenia. Ich skutki można podzielić na krótko- i średnioterminowe - czytamy w raporcie.([email protected]) fot.jm