Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Niedziela, 26 maja. Imieniny: Eweliny, Jana, Pawła
22/03/2020 - 10:30

Dobra książka: Antologia polskiego reportażu XX w., redakcja M. Szczygieł (3)

Dom, cały dom bym wziął. Przez okno las widziałem, góry. Dom bym wziął z tamtymi ludźmi, z tamtymi układami, chociaż miałem takich sąsiadów, z którymi nie gadałem…

Fragment reportażu Jacka Hugo-Badera „Cały dom bym wziął”, 1995

Niemal nikomu z mieszkańców bloku przy alei Wojska Polskiego 39 w Gdańsku nie udało się uratować tego, na czym mu naprawdę zależało.
Ludzie brali to, co nawinęło się pod rękę, na przykład pierzynę.
- To taki odruch – dowodzi pani Maryla. – Jak człowiek ucieka, musi mieć ze sobą pierzynę. W e wrześniu trzydziestego dziewiątego też braliśmy pierzyny, chociaż było gorąco.

Wróble pana Eugeniusza
- Ja budowałem ten dom. – Eugeniusz Morawski przez dwadzieścia siedem lat był kierownikiem budowy. – Tylko we Wrzeszczu postawiłem dwie szkoły, pięć przedszkoli i sześć budynków mieszkalnych, nie licząc pawilonów handlowych. (…)
- Co pan ze sobą zabrał?
- Nic. Jak wybuchło, zapaliłem papierosa.
- To czego pan najbardziej żałuje?
- Dom, cały dom bym wziął. Przez okno las widziałem, góry. Dom bym wziął z tamtymi ludźmi, z tamtymi układami, chociaż miałem takich sąsiadów, z którymi nie gadałem… Jak żona umarła, to ja zacząłem ptaszki karmić, polubiłem je, a one mnie. Oswoiły się, z ręki jadły  (…)

Wazon pani Anny
Pani Anna Barska jest ranna w nogę. Chodzi o kulach. Ma założonych kilkanaście szwów. Pokaleczyła się, uciekając na bosaka z rozwalonego domu.
- Co pani ze sobą wzięła? – pytam.
- Dzieci.
- Co jeszcze?
- Wazon, ale…
- Nie mów, głupia – karci córkę matka pani Anny.
- Mama da spokój. – Pani Anna urywa zwisającą z bandaża nitkę. – Nie wiem, po co wzięłam ten wazon. Ani pamiątka, ani ładny. Zwykły wazon, tyle że ogromny. Jak strażak nas wyciągał przez okno, nie pozwolił nic brać. Ale ja się uparłam, więc dał spokój. Same zjechałyśmy w tym koszu: ja, dwie córki i ten ogromny wazon. Dla strażaka nie starczyło już miejsca, a mąż w tym czasie ratował sąsiadów. Strażak strasznie ryzykował, mówił, że dom w każdej chwili może się rozwalić. (…). Najbardziej żal mi dziecięcych rzeczy. Na wszystkim oszczędzaliśmy, ale nie na dzieciach. (…). Wzięłabym cały pokój dziecięcy, ozdoby choinkowe, takie piękne śpiewające mikołaje. Cztery lata to wszystko zbieraliśmy, odkąd urodziła się Kasia.
- A wazon?
- Jest u mamy. Mnie on na co?

Zęby pana Mieczysława
Państwo Jakubowscy mieszkali na czwartym piętrze. Pytam, co udało im się uratować.
- To może ja powiem – tłumaczy pani Genowefa – bo Miecio zęby stracił i niewyraźnie mówi. (…). Uciekliśmy szybko, bo ludzie krzyczeli, że gaz. Wszyscy krzyczeli, Miecio też, ale nie wiem co, bo zębów nie włożył. Nic nam nie zostało. Dorobek czterdziestu lat przepadł. Nasze życie to była zawsze praca i oszczędzanie. W przemyśle okrętowym pracowaliśmy. Zawsze chcieliśmy coś mieć, czegoś się dorobić. Kupiliśmy nowe meble, dywany z myślą, że to już ostatni raz, że musi nam starczyć do śmierci. Ale my byśmy to wszystko oddali, żeby ci ludzie żyli. My tu wszyscy razem dwadzieścia lat…
- Dwadzieścia trzy – prostuje pan Mieczysław.
- Mieciulku nie przerywaj mi. Jacy to wspaniali ludzie byli. Marysia Warmińska, Małgosia Borzym, Irena Henszke, tacy zgrani, w zarządzie spółdzielni pracowali, czynsz zbierali, a Marysia placki jeszcze piekła i na posiedzenia rady przynosiła. Albo doktor Pstrokońska. Ona uratowała syna, kiedy w szpitalu na nowotwór leżał. Była naszą ostoją. Przychodziła pocieszać. A krzyży, Mieciu, ci nie żal? Też w domu zostały.
- A tak, krzyże…
- Kawalerski Miecio miał, złoty i srebrny. „Zasłużony dla Ziemi Gdańskiej” też. (…).

"100/XX Antologia polskiego reportażu XX wieku", tom 2 1966-2000 pod redakcją Mariusza Szczygła, wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2014







Dziękujemy za przesłanie błędu