Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Wtorek, 30 kwietnia. Imieniny: Balladyny, Lilli, Mariana
27/10/2019 - 12:50

Lepszy król idiota, czy rewolucja? O tym, czy homeopatia może być korzystna (7)

W cyklu “Jak nie być frajerem?”, w ubiegłym miesiącu obiecałem, że rozprawię się z pewnym osobliwym dylematem. Mianowicie chodzi o zagwozdkę, czy lepsze są rządy króla – idioty, czy rewolucja?”. Przyczynkiem do tego był postawiony mi zarzut, że cenię sobie władanie królów, zarówno tych oświeconych, jak i idiotów.

Lekomania i medycyna defensywna

Z perspektywy ekonomicznej najbardziej rzucającą się w oczy cechą współczesnej gospodarki jest zjawisko nadpodaży. Oznacza to, że ilość różnych dóbr i usług zdecydowanie przekracza możliwości konsumpcyjne (i finansowe) potencjalnych odbiorców. Z tego względu producenci robią wszystko, ażeby przekonać klientów do jak najczęstszego stosowania oferowanych produktów.

Rynek preparatów medycznych nie jest tutaj wyjątkiem. Ten lukratywny biznes dosłownie na każdym kroku próbuje nam dzisiaj wmówić, że rozwiązaniem wszystkich naszych problemów życiowych jest tabletka albo suplement diety. Boli Cię głowa? Zażyj to….Za bardzo się pocisz? Posmaruj się tym. Jesteś za gruby? Weź taką tabletkę. Jesteś za chudy? Bierz taki preparat. Na wszystko jest cudowny środek, który działa błyskawicznie. Jeśli szanowny Czytelniku chcesz więcej przykładów, to włącz w tej chwili radio lub telewizor i przeszukaj kanały. Jestem pewien, że tu i ówdzie leci reklama czegoś, co sprawi, że Twoje problemy znikną.

Niestety taka sytuacja ma swoje konsekwencje. Jedną z nich jest to, że spożywamy coraz więcej leków. Łączymy je w najprzeróżniejsze konfiguracje, zupełnie ignorując możliwe (znane i nieznane) efekty uboczne, wszakże każdy lek oznacza ingerencję w procesy toczące się w naszych organizmach. A każda ingerencja przynosi natychmiastowe bądź odłożone w czasie – efekty uboczne (z tego punktu widzenia medycyna jest lustrzanym odbiciem ekonomii).

Na to wszystko nakłada się jeszcze jeden problem naszych czasów. Jest nim zjawisko, które określiłem kiedyś mianem „medycyny defensywnej”. Otóż w USA przeprowadzono wśród lekarzy różnych specjalności ankietę, z której wynika, że aż 93% z nich wcale nie zaleca swoim pacjentom rozwiązań będących w ich mniemaniu optymalnymi (najlepszymi), ale rekomenduje rozwiązania suboptymalne (dostateczne). Powodem takiego stanu rzeczy jest troska o zabezpieczenie swojej sytuacji prawnej.

Wszakże nie tylko leków jest współcześnie dużo. Nie brakuje również przepisów prawnych oraz prawników, którzy chętnie zrobią z nich użytek. Mechanizm jest bardzo prosty. Lekarz wykonuje swoją pracę w poczuciu ciągłej (i z roku na rok narastającej) obawy, że któregoś dnia zostanie mu wręczony pozew sądowy. Przyczyną może być błąd lekarski, niedopatrzenie, pomyłka formalna lub niedostateczna staranność. Jednym słowem: wszystko. W takiej atmosferze, w odruchu samoobrony lekarze wykazują nadmierną ostrożność, co przejawia się niepotrzebnym zalecaniem dodatkowych badań i konsultacji specjalistycznych oraz przepisywaniem zbyt dużej ilości leków…..

Jatrogenia i asymetryczność

Nieprzypadkowo jedną z naczelnych zasad etyki lekarskiej, przypisywaną Hipokratesowi jest słynne primum non nocere (po pierwsze nie szkodzić). Historia medycyny nafaszerowana jest bowiem przykładami działalności jatrogenicznej, czyli takiej, która miała prowadzić do poprawy stanu zdrowia, a skutkowała czymś zgoła odwrotnym. Przypomnijmy, że w zamierzchłych czasach lekarze zalecali pacjentom upuszczanie krwi, lobotomię albo palenie papierosów – dopiero czas pokazał, że były to śmiertelnie niebezpieczne zalecenia. Także współczesna medycyna nie jest wolna od jatrogenii. Wystarczy podać przykład Talidomidu – leku, który sześć dekad temu sprzedawany był bez recepty ciężarnym kobietom cierpiącym na wymioty. Jego skuteczność rzeczywiście była imponująca. Jednak po kilku latach okazało się, że jest on odpowiedzialny za kilka tysięcy zgonów oraz tyle samo nieodwracalnych zmian płodów.

Nie dotyczy to tylko medykamentów, ale także i samych badań. W USA wykonuje się rocznie 70 milionów badań z wykorzystaniem tomografii komputerowej. Szacuje się, że 29 tysięcy nowotworów stanowi skutek uboczny tego zabiegu. Ile z tych badań wcale nie musiało być wykonanych?

Nie jest moim celem podważanie wiary w autorytet medycyny. Jest nim raczej zwrócenie uwagi na fakt, że interwencja medyczna praktycznie zawsze wiąże się z jakimś kosztem. Nie znamy wszystkich niepożądanych następstw stosowania leków. Ponadto, nie istnieje metodologia naukowa, która byłaby w stanie dokładnie określić wpływ mieszania różnych rodzajów leków na stan zdrowia (a z czymś takim mamy do czynienia w warunkach współczesnej lekomanii).

Czy zatem powinniśmy zaprzestać stosowania preparatów medycznych? Nie. Ale róbmy to tak, żeby korzyść zdrowotna płynąca z zastosowania jakiegoś specyfiku była jak największa. W szczególności zaś, żeby przewyższała potencjalne szkody zdrowotne. Innymi słowy, należy dążyć do stanu asymetrii polegającego na znalezieniu się w sytuacji, w której mamy więcej do zyskania niż do stracenia. Nigdy na odwrót. Osiągnięcie takiego stanu sprowadza się do aprobaty dla interwencji medycznej w poważnych okolicznościach, czyli zawsze wtedy, gdy od niej zależy życie (np. zawał, udar, krwotok) połączonej z równoczesnym stronieniem od interwencji medycznej wówczas, gdy mamy do czynienia z dolegliwością, z którą organizm poradzi sobie sam (np. ból głowy, przeziębienie, nieżyt nosa, wysypka).

Reasumując – to, czego powinniśmy się obawiać, to sytuacja, w której korzyść jest niewielka a potencjalna szkoda – wysoka. Takie coś grozi bowiem frajerstwem.

No i zakończmy wreszcie ten tekst ponownym nawiązaniem do homeopatii. Jak się mają lekomania, medycyna defensywna, jatrogenia i asymetryczność do homeopatii? Ano tak, że homeopatia, czyli leczenie wodą to w gruncie rzeczy przepis na to, żeby nie robić nic, poczekać trochę i pozwolić organizmowi wyleczyć się samemu. Homeopatia na pewno nie jest szkodliwa, nie da się przedawkować leków homeopatycznych, co najwyżej można się nimi „zasłodzić” (gdyż najczęściej mają postać granulek cukrowych). Homeopatia z reguły stosowana jest przy drobnych dolegliwościach. W takich okolicznościach, zamiast szpikować się medykamentami, których potencjalna szkodliwość przewyższa korzyści płynące z ich stosowania, ewentualne skorzystanie z oferty homeopatycznej oznacza wybór opcji bezpieczniejszej. Nieco dosadniej – zaletą homeopatii jest w tym przypadku fakt, że trzyma nas z daleka od lekarzy oraz ich skłonności do jatrogenii.    

Dochodzimy zatem do wniosku, że homeopatia, która jest irracjonalna, po uwzględnieniu szerszego kontekstu, w jakim jest stosowana – ma tę dodatkową właściwość, że w pewnych okolicznościach ogranicza ryzyko. A więc na stosowaniu homeopatii można wyjść lepiej niż na jej niestosowaniu. Racjonalność nie polega więc na tym, czy coś jest prawdziwe, czy fałszywe, lecz na tym, jakie generuje efekty. Racjonalność to nie jest kwestia logiki, ale działania. Homeopatia istnieje od końca XVIII wieku, a to długo jak na coś zupełnie irracjonalnego. Czas zabija wszelką głupotę, a jeśli przez stulecia mu się to nie udało, to może znaczy, że operujemy błędnym wyobrażeniem odnośnie do „głupoty”.

I na koniec: dowiedzione zostało, że coś, co jest sprzeczne z logiką, wcale nie musi być gorsze od tego, co pozornie wydaje się bardziej racjonalne. Być może w dylemacie „lepszy król idiota czy rewolucja?” również okaże się, że to, co wygląda na irracjonalne wcale takie nie jest…

Grzegorz M. Malinowski (sądeczanin, doktor nauk ekonomicznych, filozof. Wykładowca na Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie.)
Kontakt - [email protected]
TT - @grzesiek.mal







Dziękujemy za przesłanie błędu