Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Sobota, 18 maja. Imieniny: Alicji, Edwina, Eryka
29/11/2023 - 17:45

Śmierć i pogrzeb w Nowym Sączu na przełomie XIX i XX wieku

Listopad - miesiąc fiuneralny, kiedy wspominamy swoich zmarłych bliskich zbliża się ku końcowi. Tej tematyce poświęcony został poświęcony najnowszy numer kwartalnika „Sądeczanin – HISTORIA” pt. „Przychodzimy, odchodzimy…”

Pozornie czasy się zmieniły, jednak czy nie odnajdujemy analogii? Czas żałoby, czas solidarności – od śmierci do pogrzebu Im głośniejsza śmierć (znanej postaci lub samobójstwo), tym większy wywoływała odzew w mieście. Wiązał się on nie tylko z rozpaczą, ale również z solidarnością. Widać to było w wielu organizacjach społecznych i urzędach, gdzie oddawano hołd zmarłym na wiele sposobów. Piękną tradycją w sądeckiej Radzie Miasta było powstanie z miejsc, aby uhonorować tych, którzy w lokalnej polityce odegrali niegdyś ważną rolę. W samorządzie powiatowym było przyjęte, że po śmierci urzędnika na pogrzeb wysyłano delegację. Gdy w 1903 r. zmarł marszałek Rady Powiatowej Gustaw Romer, samorząd ufundował wieniec z szarfą, który sprowadzono aż z Krakowa. Podobnie uczczono pamięć zmarłego marszałka Eugeniusza Zielińskiego – uchwalono wówczas gremialny udział w pogrzebie. Co ciekawe, niektórzy pracownicy starostwa zażądali sobie nawet zwrotu pieniędzy za podróż na ostatnią posługę.

Śmierć burmistrza Karola Slavika wywołała w mieście wielkie poruszenie

Z wielkim szacunkiem odnoszono się również do zmarłych urzędników w Nowym Sączu. Wielkie poruszenie w mieście wzbudziła śmierć burmistrza Karola Slavika (zm. 1894 r.), o czym poniżej. Podobnie uroczyste pożegnanie urządzono Romanowi Jakubowskiemu, urzędującemu zastępcy burmistrza. W 1903 r. rządzący miastem Władysław Barbacki, na forum Rady przedstawił zmarłego, jako wzorowego katolika i jednego z najbardziej aktywnych społeczników. Pogrzeb postanowiono urządzić kosztem gminy miejskiej, wysłano rodzinie kondolencje i zaproszono na uroczystości żałobne przedstawicieli innych instytucji. Podobnie rok później żegnano byłego burmistrza Walentego Brzeskiego (rządził miastem w latach 1872-1873). Pięknie pamiętano o nim ponad 30 lat po ustąpieniu z urzędu. Na ratuszu pojawiła się żałobna flaga, a kondolencje złożono na ręce rajcy Jana Sterkowicza, krewnego zmarłego. Uchwalono także gremialne przybycie na pogrzeb oraz oświetlenie miasta na trasie konduktu żałobnego. Zamiast wieńca wyasygnowano na fundusz dla ubogich 50 koron. Tak samo postąpiono w 1911 r., gdy zmarł zastępca burmistrza Karol Gutkowski. Pogrzeb na koszt miasta urządzono też w styczniu 1926 r. ks. infułatowi Alojzemu Góralikowi, rajcy i Honorowemu Obywatelowi Miasta. Radni często, szczególnie w przypadku, kiedy umierał urzędujący kolega, pomagali jego rodzinie. Tak było, kiedy 7 stycznia 1884 r. zmarł Jan Jarosz. Uchwalono ufundowanie wieńca i zadeklarowano udział Rady w pogrzebie. Na trasie konduktu żałobnego oświetlono ulice. Ponadto zmarły otrzymał także honorowe miejsce na cmentarzu. Na oktawę śmierci zamówiono nabożeństwo, a wdowa otrzymała pomoc finansową. Podobny szacunek okazywano zmarłym w okresie międzywojennym – przykładowo w 1924 r., gdy zmarł Józef Pisz, znany drukarz oraz długoletni rajca. W czasach galicyjskich radni bardziej honorowali zmarłych samorządowców. Po 1918 r. zazwyczaj wstawano jedynie z miejsca podczas obrad Rady. Tylko w wypadku zgonu długoletnich rajców burmistrz wygłaszał mowę. Tak było np. w 1933 r., po śmierci Abrahama Sterna. Okres międzywojenny to czas, kiedy należało zaciskać pasa. Dlatego też nie wspomagano tak hojnie rodzin zmarłych. W czasach zaborów nie żałowano grosza. W 1878 r. zmarł były rządca szpitala, Lubin Liskowacki – wówczas przyznano rodzinie 15 złotych reńskich na pogrzeb. Podobnie w 1892 r., po śmierci Edwarda Traufellnera: wydano 10 złr na pogrzeb, a także dotowano budowę pomnika nagrobnego. Kolejny przykład: w 1874 r. zmarł Antoni Piątkiewicz, który przez 16 lat był kancelistą magistratu. Wdowa po nim, Wiktoria, została sama z trójką dzieci, dlatego radni przeznaczyli dla nich 30 złr, na zaspokojenie kosztów związanych z pogrzebaniem zwłok. Zdarzało się, że wdowom i dzieciom po emerytowanych urzędnikach również przyznawano zapomogi. W ten sposób, gdy w 1907 r. zmarł kasjer Zygmunt Kloz, wdowie i rodzinie wypłacano rocznie 400 k. świadczenia, a po śmierci ojca rodziny przyznano dodatkowo 349,30 k. zapomogi. W opinii rajców taka wysokość dotacji była spora, toteż przed podjęciem tych uchwał odbywała się dłuższa dyskusja na ten temat, a Rada często dzieliła się na zwolenników i przeciwników tego typu wydatków.

Chętniej rajcy udzielali pożyczek rodzinom zmarłych urzędników. Pozostałe grupy zawodowe nie miały okazji wspierać w ten sposób krewnych swoich kolegów z pracy. Wyrażano jednak solidarność. Przebija to m.in. z zapisków dotyczących życia szkolnego. Kiedy w 1911 r. zmarł wspominany Dulębowski, w I Gimnazjum odbyła się okolicznościowa rada pedagogiczna, podczas której dyrektor wspominał zmarłego oraz podkreślał jego zasługi dla szkoły. Całe grono w głębokim smutku i z wyrazem niezwykłego żalu wysłuchało stojąc przemówienia na dowód czci, jaką żywiło dla ś.p. Ignacego. Skierowano także okolicznościowe pismo do wdowy. Na budynku I Gimnazjum, nad biurkiem w bibliotece, gdzie pracował zmarły, zawisła czarna flaga. Żałobny kir zwisał również z ratuszowej wieży, bowiem Dulębowski był także radnym miasta. To znani ludzie, wielcy, bogaci i zasłużeni. A biedniejsi? Próżno szukać źródeł na ten temat. Zapewne nie otrzymywali żadnych dotacji, zapomóg, musieli radzić sobie sami z wszystkimi problemami. Nikt nie pomagał im w organizacji pogrzebów i budowaniu pomników, na które zresztą nie było większości stać. Czas żałoby przeżywali cicho i skromnie, czuwając przy zwłokach swoich najbliższych.

Ostatnie pożegnanie – pogrzeby znane i zapomniane

Ciała bez względu na pochodzenie i stan zamożności spoczywały w domach. Zazwyczaj przez trzy dni od zgonu, do czasu pogrzebu, żałobników odwiedzali członkowie rodziny i znajomi, aby ich pocieszyć i wspólnie pomodlić się za spokój duszy zmarłego.

Nowy Sącz był świadkiem wielu okazałych pogrzebów. Po śmierci – bez względu na stan społeczny – zmarły spoczywał w domu. Stąd również w dniu pogrzebu wyruszał kondukt żałobny. Najpierw udawał się do kościoła, a następnie na cmentarz. Konduktom towarzyszyli żałobnicy. Również wśród Żydów mary z ciałem zmarłego przenoszono z domu na cmentarz, gdzie następował obrzęd pogrzebowy. Z biegiem czasu uroczystości pogrzebowe stawały się pewnego rodzaju formą pokazu zamożności, a powstające firmy zajmujące się ostatnim pożegnaniem zastępowały grabarzy. Pogrzeb stawał się nie tylko elementem codzienności, ale dla niektórych nawet prawdziwym biznesem.

Cały artykuł dr. Łukasza Połomskiego pt. „Śmierć i pogrzeb w Nowym Sączu na przełomie XIX i XX wieku” można przeczytać w najnowszym numerze kwartalnika „Sądeczanin – HISTORIA” – „Przychodzimy, Odchodzimy…”

Opr. [email protected], fot. Kwartalnik „Sądeczanin – HISTORIA” – „Przychodzimy, Odchodzimy…”.

Aktualne wydanie kwartalnik kupicie w punktach sprzedaży prasy na terenie Sądecczyzny.

W Nowym Sączu polecamy odwiedzić:

  • Księgarnię  Alfabet - Jagiellońska 5, Księgarnię Antykwariat "Bestseller" na ul. Sobieskiego 1,
  • kiosk ADeeM przy ul. Lwowskiej 66 A,
  • kiosk wielobranżowy na Jagiellońskiej 23.

Na prośbę czytelników wysyłamy kwartalnik (zarówno numer aktualny jak i również archiwalne) pocztą, doliczając koszt przesyłki. Prosimy wówczas o kontakt mailowy na adres [email protected] lub telefoniczny (18) 475 16 20.

Kwartalnik można zakupić w biurze redakcji w Nowym Sączu na ul. Barbackiego 57. Biuro czynne jest od poniedziałku do piątku w godz. 8:00 – 16:00. Każdy numer kwartalnika jest dostępny w wersji elektronicznej - e-wydaniu pod linkiem: https://e-wydanie.sadeczanin.info/e-wydanie/kwartalnik







Dziękujemy za przesłanie błędu