Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Niedziela, 19 maja. Imieniny: Celestyny, Iwony, Piotra
21/10/2013 - 14:33

Festiwal komedii, serialowych gwiazd i wielu pytań

Dobiegł końca XVII Jesienny Festiwal Teatralny z rekordową ilością 16 tytułów (z czego 12 to komedie) i 32 przedstawień. Jaki był? Na pewno zabawny, ale czy na tym polega sztuka?
Teatr to magiczne, otwarte z jednej strony pudełko, w którym ktoś czaruje inny od naszego świat. Siadamy przed nim, oczekując czegoś zaskakującego, niełatwego, budzącego metafizyczny niepokój. Innym razem podglądamy aktorów dla rozrywki, ich wygłupy na scenie rozśmieszają nas, napełniają dobrym humorem. W tym drugim wypadku cieszę się, że teatr potrafi jeszcze konkurować z kinem i kabaretem, o czym w wielu przypadkach przekonali się widzowie podczas tych dwóch tygodni z Jesiennym Festiwalem Teatralnym. Ale czy to dobra droga? Czy nowosądecka publiczność chce przychodzić tylko na komedie i komedyjki z plejadą serialowych gwiazd? Skoro trzy czwarte repertuaru to lekka rozrywka, to może tak właśnie zakładają organizatorzy?
Zabrakło w tym roku zwłaszcza niełatwego teatru (wyjątkiem jest „Ja, Feuerbach”), sztuki formy, która obecna była podczas wcześniejszych edycji. Jeśli widz chciałby się dowiedzieć, co wydarzyło się w polskim teatrze w ciągu ostatniego roku, to... nie dowie się w zasadzie niczego. Zobaczy za to przedstawienia przygotowywane na ogół z myślą o objazdówkach po domach kultury. Szkoda.
To mankamenty repertuarowe. Festiwalowi brakuje różnorodności. Oprócz spektakli i dwóch koncertów w Miejskim Ośrodku Kultury przydałoby się, żeby formuła była bogatsza o wystawy, warsztaty aktorskie dla młodych, spotkania z artystami. Warto byłoby wyjść poza salę widowiskową (może teatr uliczny na rynku?, performance?), bo w 85-tysięcznym mieście festiwalem żyje jak na razie jedynie kilkaset osób. Sprawić, żeby współczynnik sponsorów i gości do regularnej publiczności był co najmniej jeden do dwóch, a nie pół na pół. Może wtedy nie zabraknie też miejsca dla dziennikarzy, którzy, jeśli zdecydują się relacjonować teatralne wydarzenia, siedzą na zimnym parapecie lub schodach. Łatwiej będzie też grać aktorom, którzy nie będą musieli się o nich potykać, taranować ich i kopać (tu cieszę się, że Piotr Szwedes nie jest wysoki, bo zamiast siniaków na barku miałbym wybite zęby). Do refleksji!

(JB)
Fot. JB - mina Katarzyny Zielińskiej ze spektaklu „Ślub doskonały” jest miną autora








Dziękujemy za przesłanie błędu