Nowy, Stary Sącz, Gorlice miastami kwadransowymi? Takie są miasta przyszłości
Paryski teoretyk twierdzi, że pandemia COVID19 na zawsze zmieniła oblicze miast oraz zwyczaje mieszkańców.
- Wiele osób nigdy wcześniej nie odwiedzało sklepów w pobliżu swoich domów, ponieważ byli zajęci. Nie znali sąsiadów ani pobliskich parków. Pandemia sprawiła, że odkryliśmy to. Na nowo odkryliśmy lokalizację, a to poprawiło jakość życia – mówi Carlos Moreno, dyrektor naukowy i profesor na Uniwersytecie Paryskim.
Dopiero szaleństwo ostatniego okresu pandemicznego, lock downy i powszechna praca z domu zatrzymały ludzi w ich rejonie zamieszkania. Efektem jest to, że mieszkańcy spędzają więcej czasu we własnej okolicy, mniej podróżują i odkrywają uroki lokalnych terenów.
Nowa koncepcja opiera się na stworzeniu swoistych „miast w mieście”, obszarów, w których mieszkaniec można załatwić większość codziennych potrzeb i sprawunków. Idea miasta kwadransowego podkreśla ideę inkluzyjności, skupiając się na zapewnieniu podstawowych funkcji bezpośrednio w miejscu zamieszkania. Dotychczasowy model miasta polega na mono funkcyjności areałów - podziale urbanistycznym dzielnic na pełnione role, gdzie jedna dzielnica jest – przykładowo - dzielnicą przemysłową, a inna areałem przeznaczonym pod rekreacji bądź centra handlowe. Taki, doskonale nam znany, podział współczesnego miasta zmusza setki tysięcy mieszkańców do - commutingu, przemieszczania się (nieraz pokonując duże odległości) pomiędzy miejscem zamieszkania a miejscem pracy. To samo dotyczy dużych, najczęściej weekendowych zakupów w odległych centrach handlowych. Efektem jest tłok komunikacyjny, zanieczyszczone spalinami powietrze i zawyżanie zużycia energii. Są to modne ostatnio problemy, walka z którymi leży blisko sercu współczesnych, lewicowych aktywistów miejskich. Moreno podkreśla, że jego koncepcja jest odpowiedzią na grożący nam kryzys klimatyczny, stały rozrost miast i kryzys energetyczny. Nowy model miasta ma być nie tylko wygodny dla użytkownika, ale także przyjazny klimatowi.
Orędowniczką miasta kwadransowego jest mer Paryża Anne Hidalgo, która uczyniła z pomysłu jeden ze swoich postulatów podczas kampanii wyborczej. Postulowała wprowadzenie do przestrzeni miejskich większej ilości powierzchni biurowych oraz rozwój przestrzeni coworkingowej, w celu stworzenia elastycznego modelu pracy (w takim modelu biura jednej firmy rozrzucone są po mieście, tak by pracownik miał możliwość dojazdu i pracy w biurze położonym najbliżej miejsca jego zamieszkania). Kolejnym pomysłem jest zazielenianie terenów rekreacyjno – sportowych położonych przy szkołach – które były by otwarte dla wszystkich mieszkańców podczas weekendów.
Podobną drogą, choć jeszcze bardziej skróconą, chce iść kolejna europejska stolica – Sztokholm. Tu pomysł przemiany metropolii jest jeszcze bardziej radykalny – Skandynawowie, znacznie zmniejszając skalę, mówią o mieście jednominutowym. Tu życie ma się skupić w obszarze jednej, multi funkcjonalnej ulicy. Pilotażowe programy „hiperlokalności” zostały przeprowadzone w Sztokholmie. Twórcy otrąbili sukces, planują rozszerzenie programu na inne miasta Szwecji.
Pomysł wygląda dobrze – przynajmniej na papierze oraz w pierwszych fazach jego realizacji. Miasto oszczędne, znane, własne i wygodne w obsłudze. Marzenie prawdziwego mieszczucha.
Czy jednak idea miasta kwadransowego bądź minutowego nie doprowadzi do rozerwania miejskiej tkanki społecznej na mniejsze, odrębne organizmy egzystujące w wyznaczonym przez ich osobiste potrzeby mikrokosmosie? Przecież współczesne civitas to tygiel, w którym mieszają się przedstawiciele różnych społeczności. Czy zamykania się wspólnot – nawet w dobrym celu - nie doprowadzi do tworzenia nowej jakości quasi-gett? Oczywiście, o bardziej elitarnym zabarwieniu, nie etniczno-religijnym, ale równie oddzielonych i obcych? Czy ludzie, pozbawieni potrzeby codziennej podróży (choćby do pracy) nie zamkną się w swojej nowej „małej ojczyźnie” i zgodnie z ludzkim charakterem nie zaczną patrzeć się z góry na sąsiadów - jeśli - w ich mniemaniu – nie gorszych, to na pewno - obcych?
W Polsce lat 90 i późniejszych dużo mówiło się o tworzeniu „osiedlowych gett” – odgrodzonych bramami i płotami od otaczającej je rzeczywistości. W krajach o zawyżonej przestępczości (jak choćby RPA) odcinanie się od otoczenia idzie o krok dalej – płot jest kryty drutem kolczastym, czasem nawet pod napięciem, a osiedla pilnuje uzbrojona ochrona. Pomysł Moreno ma ułatwić ludziom życie w mieście, a jego twórca na pewno ma dobre chęci. Należy mieć tylko nadzieję, że „nowoczesne piętnastominutowe” eksperymenty na tkance miejskiej nie doprowadzą do kolejnych, głębszych podziałów w społeczeństwie miast. Bo należy pamiętać, czym – zgodnie z porzekadłem – wybrukowane jest piekło.
Fot. Picabay.com – zdjęcie ilustracyjne