Tak się robi coaching w szkole "u Kołcza" w Nowym Sączu [WIDEO]
Z Bogusławem Kołczem rozmawia Jagienka Michalik
Jak na kogoś kto ma tak wiele zasług dla naszego miasta, długo musiał pan czekać na prestiżowe wyróżnienie jakim jest Sądeczanin Roku.
- Czekam na nagrodę przez swoje dorosłe życie, którego dużą cześć oddałem Nowemu Sączowi. To nie oznacza mojego przekonania, że to ja powinienem otrzymać to wyróżnienie. Ale oczywiście pracuję po to, żeby cieszyć się efektami. Największą radością są dla mnie uśmiechy moich uczniów. Nowemu Sączowi służę i z obowiązku i z nakazu serca. Więc jeśli dodatkowo można za to otrzymać symboliczną satysfakcję, to już więcej do szczęścia niczego nie brakuje.
Jeśli mowa o pana pracy i jej efektach… Dokonał pan rzeczy niezwykłej. Z własnego nazwiska uczynił pan markę. Pana byli uczniowie mówią, że chodzili „do Kołcza”, obecni mówią, że uczą się „u Kołcza”. To chyba dowodzi szczególnej więzi między dyrektorem i wychowankami.
Chciałbym tak myśleć, ale moim zdaniem to jednak myślowy skrót. Wygodniej mówić: chodzę „ do Kołcza” niż do Zespołu Szkół Akademickich, choć teraz moje nazwisko ma szersze znaczenie.(śmiech)
I to jakie! Trener personalny, nazywany z angielska coachem, co wymawia się tak, jak pana nazwisko, to ktoś, kto pomaga innym wyzwolić potencjał. Pasuje do pana jak ulał.
-Kiedy nikt u nas jeszcze nie słyszał o trenerach personalnych, zastanawiałem się skąd wzięło się to moje dziwaczne i rzadko spotykane nazwisko. Teraz staje się synonimem kogoś kto potrafi pracować z uczniami, kto uczy ich życia. Być może kiedyś będzie się mówiło, że chodzę „do Kołcza” nie ze względu na mnie, ale po to, żeby w tej szkole się uczyć pewnych metod działania.
Zatem porozmawiajmy o coachingu, czy może raczej kołczingu w pana szkole. Czy jest pan dyrektorem, który zmienia szkolne życie w fascynującą przygodę, do której wraca się z uśmiechem i nostalgią?
-Nie wyobrażam sobie innej pracy i nie wyobrażam sobie tego, że mógłbym być nudny. Kiedy byłem na studiach nieustannie słyszałem: „pamiętaj, żebyś nie był nudny”. Książka mojego życia to „Entuzjasta w szkole”. Byłem wychowankiem charyzmatycznego i rewolucyjnego metodyka Uniwersytetu Jagiellońskiego, doktora Stanisława Bortnowskiego, który zmienił metodykę szkolną i polonistykę szkolną. Zawsze powtarzał, że nauczyciel ma być twórcą, ma być artystą, ma być kreatorem. Staram się to robić. W ten sposób uczę języka polskiego. Jeżdżę z młodzieżą po całym świecie, wymyślam w szkole ciekawe rzeczy. Bo przecież chodzi o to, żeby ucznia nie zamęczać a fascynować. Uczniowie nie po przychodzą po to, żeby siedzieć nad książkami, nie po to, żeby się zrażać jakimiś modami, które przenoszonymi przez nauczycieli, ale po to, żeby szkoła była fascynującą przygodą.
Coraz więcej mówi się o odejściu od standardowych form nauczania, czyli przekazywania suchej teorii w ławkach szkolnych. Bogusław Kołcz robi to od dawna. Jak to się stało, że już dawno wyprzedził innych? Jak to możliwe, że młodzież z jego szkoły wyjeżdża do odległych zakątków świata? Jak udaje się zdobyć pieniądze na takie przedsięwzięcia? Czy trudno być nauczycielem w czasach, kiedy uczniowie biją na głowę pedagogów w używaniu w codziennym życiu nowoczesnych technologii?
Także na te i inne pytania odpowiada w rozmowie z „Sądeczaninem” Bogusław Kołcz. Cala rozmowę można obejrzeć w materiale wideo. ([email protected])