Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Środa, 1 maja. Imieniny: Józefa, Lubomira, Ramony
13/11/2013 - 12:04

Jak skromny dyrektor Knapik reżysera Pieprzycę pokonał

Wojciech Knapik, dyrektor Centrum Kultury i Sztuki im. Ady Sari w Nowym Sączu, został uznany za najlepszego wrześniowego „Poruszyciela – bohatera pozytywnego myślenia” w kategorii „Życie kulturalne”. Organizatorem plebiscytu jest ogólnopolski portal „Polska ma sens”. Gratulujemy!
Redaktorzy portalu docenili organizację wrześniowego festiwalu folkowego Pannonica w Barcicach pod Starym Sączem.
„Przede wszystkim ze względu na miejsce całego zdarzenia. Kto bowiem słyszał o wsi Barcice? No właśnie. Większość imprez muzyki etnicznej odbywa się w miastach (!), albo przynajmniej w miejscowościach zapoznanych turystycznie. A przecież prawdziwy folk rodzi się na rozdrożach, często pośrodku niczego, w takich miejscach jak właśnie Barcice w Beskidzie Sądeckim. Tu właśnie wraca do swych korzeni i inspiracji. Prawdziwa muzyka ludowa. Nie plastikowa Cepelia, ani wynaturzone, karykaturalne disco polo. Jednak, żeby zrobić taki festiwal, potrzeba jednej ważnej rzeczy – prawdziwej pasji i wiary w to, że kultura jest czymś naprawdę ważnym. Czemu warto poświęcić swoje siły i energię. Robiąc małej miejscowości festiwal, tydzień czytania książek, albo wystawę lokalnego twórcy. Bo prawdziwa, żywa kultura to nie tylko to czym zajmują się stołeczne media, ale suma wszystkich działań lokalnych artystów i zapaleńców.
Dzięki temu przez trzy wrześniowe dni na polach nad Popradem mogliśmy wysłuchać muzyki Karpat: góralskiej, węgierskiej, cygańskiej i bałkańskiej. Jednym słowem wszystkiego tego, co złożyło się na tradycje tego regionu. Oprócz tego były warsztaty muzyczne, taneczne i rękodzielnicze. Przez trzy dni, we wspaniałych górach, za 25 złotych. „No i jak tu nie jechać”?
– napisał Piotr Czyż na łamach portalu Poskamasens.pl.
Wojciech Knapik w swojej kategorii wygrał m.in. z uznanym reżyserem Maciejem Pieprzycą, a teraz rywalizuje w plebiscycie ze zwycięzcami pozostałych kategorii: „Życie społeczne” – płk. Krzysztof Olkowicz, „Polityka” – Andrzej Parafianowicz i „Życie gospodarcze” Tomasz Zaboklicki. Nie są to postacie anonimowe. W towarzystwie – dyrektora więzienia, który wstawił się za psychicznie chorym osadzonym (o czym donosiły wszystkie media), wiceministra, który nie dał się skorumpować łapówką, i prezesa Pesa Bydgoszcz SA – to dyrektor CKIS w Starym Sączu wygląda bardzo egzotycznie.

***
W plebiscycie wygrałeś z Maciejem Pieprzycą i Krystyną Dąbrowską, czyli z reżyserem głośnego ostatnio filmu „Chce się żyć” i poetką, laureatką Nagrody Kościelskich. Jesteś zaskoczony?

Raczej tak. Zabierając się za Pannonikę myśleliśmy o tym festiwalu jako o projekcie długofalowym, gdzie na pierwsze efekty i związane z tym „małe satysfakcje” przyjdzie poczekać parę lat. Poza tym mało komfortowo czuję się w szrankach z tymi bardzo utalentowanymi twórcami. Ja, skromny animator kultury, żeby nie powiedzieć „KaOwiec” (śmiech).

Kiedy przygotowywaliście Panonnicę mieliście obawy, że festiwal może się nie udać? Jakie emocje towarzyszyły przygotowaniom i trzem dniom trwania festiwalu? Czy zdopingowało to Was do kolejnej edycji?

Co do obaw, o które pytasz, to odpowiedź nie jest jednoznaczna. Co do idei festiwalu, jego misji i głównych założeń programowych i marketingowych, to byliśmy bardzo przekonani. Żeby zrobić festiwal plenerowy na tzw. przysłowiowym, stasiukowym „zadupiu”, żeby grać muzykę nieoczywistą, a więc bałkańską, cygańską itp., i żeby rzecz działa się we wrześniu (czyli po wakacjach). Ale beniaminek nigdy nie może się czuć za bardzo pewny. Pierwszy festiwal, co tu kryć, był to jednak totalny eksperyment. Musieliśmy „na żywo” zweryfikować swoje pomysły. Pierwsza sprawa budżet, który mieliśmy do dyspozycji to mniej niż niejeden gminny festyn. A w żaden sposób nie chcieliśmy dać poznać po sobie tych ograniczeń. Druga problem: jak ściągnąć do… Barcic ludzi z drugiego końca Polski? Przyznasz, że niebanalne zadanie marketingowe. I do tego szereg innych mniej lub bardziej krytycznych zagrożeń, jak np. pogoda.
Mniej więcej trzy tygodnie przez festiwalem kiedy machina marketingowa rozhulała się, zaczęliśmy z optymizmem spoglądać na codzienne raporty z internetowej sprzedaży karnetów. Okazało się, że ludzie „kupili” nasz pomysł!
W internecie zaczęli się spontanicznie zwoływać na Pannonicę. Wiedzieliśmy, że festiwal robimy dla kogoś więcej niż siebie samych. To dało nam wielkiego „pałera” ostatnie prace jak budowa wioski festiwalowej etc. przebiegały na wielkim, pozytywnym gazie.
A potem były niesamowite trzy dni festiwalu, najlepsza rzecz jaka nam mogła się przytrafić. Niezapomniane koncerty, ekscytujące warsztaty, szalona dyskoteka w stodole, świetna atmosfera, kolorowa roześmiana publiczność i całe rodziny z dziećmi na polu namiotowym. Przez cały czas obserwowaliśmy relacje, rozmawialiśmy z ludźmi zbieraliśmy opinie, nawet zrobiliśmy ankietę internetową. Dziś, po pierwszej edycji nieskromnie uważamy, że nasz festiwal, mimo pewnych niedociągnięć typowych dla pierwszych edycji ma największy potencjał przyciągania gości (a wiec generowania wartości dodanej i profitów dla społeczności lokalnej) ze wszystkich o wiele większych i starszych wydarzeń kulturalnych jakie mają miejsce na Sądecczyźnie. Dwa dni po zakończeniu Panoniki spotkaliśmy się, żeby podsumować to co się wydarzyło nad Popradem i de facto rozpoczęliśmy prace nad kolejną edycją. Mówię „my” bo na szczęście udało się przekonać do idei bardzo zaangażowany i kreatywny zespół ludzi. Sam nie poradziłbym sobie.

Wyróżnienie jest za konkretną imprezę kulturalną, ale Stary Sącz w ciągu tego roku spokojnie może kandydować do miana jednego z najbardziej kulturalnych miasteczek...

Hmm, tylko jak to obiektywnie zmierzyć…? Pracujemy nad edukacją kulturalną, wyrobieniu pożądanych nawyków. Cieszę się, że zauważasz nasze starania, ale całkiem możliwe, że w sondzie przeprowadzonej na starosądeckim rynku równie dobrze mógłby wygrać pogląd, że Centrum Kultury Im Ady Sari należy zamknąć jako niepotrzebny twór. W tym samym czasie na nasze koncerty przyjeżdża coraz więcej ludzi z Nowego Sącza, popradzkich uzdrowisk i nawet z dalszych okolic, czyli już widać odwrócenie zastanych kierunków przepływów w kulturze. Miniony rok to nie tylko kilkaset (ponad 300 mniejszych lub większych) wydarzeń imprez i wydarzeń, ale też to dla nas czas nieustannego zadziwienia. Mam na myśli liczbę paradoksów, czy zaskakujących reakcji, które na co dzień obserwujemy. Ot pierwszy- lepszy przykład: struktura naszej publiczności i to, jak znikome uczestnictwo w kulturze obserwuję wśród wielu tzw. aspirujących środowisk, uznawanych powszechnie za tzw. elitę.
Tak, chciałbym żeby Stary Sącz był miasteczkiem kwitnącym kulturą, ale jak się domyślasz tego nie da się zadekretować, to mozolna, pozytywistyczna robota i nie tylko nasza, ale jeszcze co najmniej kilku innych instytucji i ciągle nielicznych oddolnych inicjatyw. I pewnie nabijemy sobie przy tej robocie niejednego guza, ku uciesze tzw. życzliwych”. Niezmiennie uważam, że Stary Sącz to miasteczko z wielkim potencjałem, i chyba coraz bogatszą ofertą zagospodarowania wolnego czasu, czyli tego co współcześnie wyznacza standardy życia i tzw. dobrostanu. Na koniec chciałem podkreślić bardzo dobry klimat dla kultury tworzony przez miejscowe władze, z burmistrzem Jackiem Lelkiem na czele, co też pewnikiem będzie opacznie komentowane (śmiech).
***
Na Wojciecha Knapika można oddać swój głos w sondzie:
http://www.polskamasens.pl/w-samo-poludnie/742/Wybieramy-poruszyciela-mimo-wszystko

(JB)
Fot. Wojciech Waliszewski, ZEM, archiwum







Dziękujemy za przesłanie błędu