Wigilę świętował na okręcie podwodnym. Jak to było na ORP "Orzeł" [WIDEO, ZDJĘCIA]
Jako młody człowiek Józef Hojnor trafił do Dywizjonu Okrętów Podwodnych. Służył w nim trzy lata. Od 1978 do 1981 roku pływał na okręcie podwodnym ORP „Orzeł” - klasy Whiskey – projekt 613. Numer burtowy 292 (wtedy takie okręty były w eksploatacji Polskiej Marynarki Wojennej).
Służył na nim w stopniu mata. Był to, jak mówi okręt podwodny wielozadaniowy. Radny uzyskał pierwszą klasę specjalności wojenno-morskiej oraz tytuł Mistrza Marynarki Wojennej, nadany przez dowódcę Marynarki Wojennej. Jest też członkiem Bractwa Okrętów Podwodnych Rzeczpospolitej Polskiej.
Z tego okresu pozostał mu sentyment do morza.
- Nigdy nie narzekałem, że musiałem oddać trzy lata życia ojczyźnie. To były piękne czasy, które wspominam bardzo dobrze, na okręcie poznałem rycerskich, mężnych, odważnych oficerów i marynarzy. Tam na morzu hartował się mój charakter – mówi Józef Hojnor.
Nasz rozmówca nie ukrywa, że te trzy lata służby na morzu były dla niego prawdziwą szkołą życia. Ci, którzy wchodzą na pokład okrętu podwodnego w momencie zamknięcia włazu stają się jedną wielką rodziną.
- Błąd lub brak profesjonalizmu w obsłudze okrętu podwodnego może skończyć się tym, że okręt „nie wynurzy się” – podkreśla Józef Hojnor. – Wszyscy byliśmy zainteresowani tym, aby jakość wykonywanych czynności zapisanych w rozkazach bojowych przebiegała precyzyjnie po to, żebyśmy mogli zobaczyć jeszcze raz niebo, słońce i własną rodzinę.
Jak mówi nasz rozmówca on sam, jak i jego koledzy, którzy służyli na ORP „Orzeł” w tamtym czasie mieli niewiele wolnego czasu. No cóż – służba nie drużba. Udawało się go jednak wygospodarować. Jak spędzał go młody Józef Hojnor?
Był też podczas służby ojczyźnie ten wyjątkowy czas, gdy cała załoga ORP „Orzeł” zbierała się przy wigilijnym stole – na okręcie podwodnym, na stosunkowo niedużej przestrzeni.
- To był bardzo trudny okres, dla młodego człowieka – szczególny, dlatego że w tamtym czasie nie było telefonów komórkowych - opowiada radny. –W ogóle rozmowa telefoniczna z rodziną była niemożliwa z racji służenia na takiej jednostce, z uwagi na bezpieczeństwo, o którym mówiło się ciągle. Pozostawała nam korespondencja pisana. Zakorzenione w nas wartości – łamanie się opłatkiem, składanie sobie życzeń oczywiście było. Udało się też wyjść, za zgodą dowódcy okrętu, z kilkoma kolegami na Pasterkę.
Jakie były te Wigilie na morzu? – cała rozmowa z radnym Józefem Hojnorem w materiale filmowym.
Czytaj dalej - TUTAJ