Jak to było z teleturniejem „Jeden z dziesięciu” Krzyśka z Siołkowej
Skąd pomysł, aby wziąć udział w teleturnieju „Jeden z dziesięciu”?
- Teleturniej jest bardzo znany i już długo emitowany w Polsce. Po obejrzeniu jednego z odcinków stwierdziłem, że mógłbym spróbować w nim wystąpić. Zgłosiłem się poprzez formularz internetowy i wkrótce dostałem zaproszenie na eliminacje. Te odbywały się w Warszawie. Trzeba było ustnie odpowiedzieć na 20 pytań. 15 poprawnych odpowiedzi sprawiało, że przechodziło się dalej. Po jakiś dwóch miesiącach dostałem zaproszenie na nagranie. To był grudzień, a ja akurat przebywałem w Anglii. Zapakowałem się więc i przyleciałem do Polski, nagrałem odcinek w studiu w Lublinie i wróciłem z powrotem do Anglii.
Jak Pan wspomina samo nagranie?
- Bardzo miło. Kiedy wszedłem do studia, zaniemówiłem. Wygląda ono trochę jak kino, na scenie stali operatorzy kamer, na środku pan Tadeusz Sznuk, a zawodnicy wokół niego. Za nami natomiast był „kosmos”. Jak się wchodzi do tego studia to ma się wrażenie, że to planetarium.
Miał Pan możliwość rozmowy z innymi uczestnikami programu?
- Staliśmy w holu około dwóch godzin i czekaliśmy na nagranie, więc można było się poznać.
Jakieś pytania Pana zaskoczyły?
- Pytania nie, ale stres i owszem. Ta chwila, kiedy uświadomiłem sobie, że stoję w tym miejscu, jestem nagrywany i będą mnie oglądały miliony Polaków … Wtedy pojawił się stres.
„Jeden z dziesięciu” to teleturniej wiedzy. Nie bał się idąc do tego programu?
- No cóż, wiele rzeczy się zapomina, tym bardziej, że w tym teleturnieju pytania obejmują sto różnych dziedzin. Dla mnie „Jeden z dziesięciu” to początek pojawiania się w telewizji,. Namawiam teraz rodzinę na „Familiadę”.
Czym Pan się interesuje?
Drewnem i kosmosem
Drewno to oczywiście rozumiem, w końcu prowadzi Pan firmę stolarską z tatą.
Tak, tata zajmuje się produkcją, a ja sprzedażą, także w Anglii. W ubiegłym roku przed świętami naszym hitem okazały się drewniane szopki. Anglicy oszaleli na ich punkcie
A kosmos?
Jestem fanem „Gwiezdnych wojen”. Wybudowałem nawet z tatą replikę statku kosmicznego z drewna, który stoi przed naszym domem. To miejsce zabaw dla mojego brata. Konstrukcja ma cztery metry i jest oświetlana przez energie słoneczną.
O Innych pomysłach pana Krzysztofa czytaj: Z „Jeden z dziesięciu” w kosmos
Rozmawiała Kinga Bednarczyk-Zborowska
Fot. arch. Bochenek Group