Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Poniedziałek, 17 czerwca. Imieniny: Laury, Leszka, Marcjana
25/12/2014 - 17:38

Kino w Gorlicach umiera. Zarządca: Sprowadzili mnie na glebę!

Rozmawiamy z Jerzym Guzikiem opiekunem i reaktywatorem gorlickiego kina Wiarus, obecnie Kino-Teatru Wiarus, które z końcem stycznia 2015 roku przestanie funkcjonować.
Czy plotki o tym, że kino w Gorlicach ma zniknąć, są prawdziwe?
- O takich plotkach co prawda nie słyszałem ale tak, to prawda. Kino-Teatr Wiarus w Gorlicach przestanie funkcjonować na jakiś okres czasu. Po niemal dwuletniej działalności w tym kinie, osobiście nie jestem już w stanie utrzymać obiektu (700m²). To nie do przejścia. Z końcem stycznia 2015 roku kino zostanie więc zamknięte. Szkoda, bo ma swoją duszę, klimat oraz idealną lokalizację z zapleczem parkingowym. Ale co zrobić.

Jak wyglądają Wasze miesięczne wydatki i przychody?
- Nie zatrudniam praktycznie żadnych pracowników. Jestem tutaj sam, pomagają mi jedynie moi znajomi. Czasami bezinteresownie. A generalnie rzecz biorąc wraz z małżonką Jolantą i synem, staramy się czynić wszystko, by ten obiekt tak sobie „delikatnie” funkcjonował. Jeżeli chodzi o zarobki, może powiem w sposób jednoznaczny: to co się zarobi, trzeba wydać na obsługę obiektu. Są to bardzo minimalne zyski, zaś w zimie jest już tragicznie. Naprawdę ciężko jest działać w tym budynku. Być może sytuacja zmieni się gdy przejdzie on remont. Czas pokaże, życie pokaże.

Macie umowy ze szkołami?
- Nie. Wszystko polega na zasadzie przemieszczania się do szkół i proponowania naszej oferty filmowej, wówczas te placówki mają głos decyzyjny. Staramy się aby nasza oferta była interesująca, ale jest to też oferta związana z pewnym okresem w roku, np. okresem świątecznym. Gdy zbliżają się święta, okres mikołajek, oferujemy spotkania z Mikołajem, prezentujemy filmy tematyczne. To jest interesujące, gdyż odbywa się raz w roku. Czasami bywa tak, że zapraszamy na filmy, które są swoistego rodzaju adaptacjami lektur szkolnych.

Odnośnie współpracy, o którą Pan pytał, współpracujemy z księżmi, którzy prezentują u nas filmy o charakterze religijnym. Od czasu do czasu zapraszamy również młodzież na filmy z określanym tematem (horrory, filmy grozy). Cieszą się one naprawdę wielkim powodzeniem, co nie znaczy, że przekłada się to na frekwencję, która bywa średnia. Zwykle było to osiemdziesiąt, sto osób, często mniej, na salę o pojemności trzystu miejsc.

Ilu widzów powinno do Was przyjść, by projekcja filmu mogła się odbyć?
- Różnie to bywa. Czasami jest to pięć, sześć osób, dla których zagramy. Czasami jednak dla tych pięciu, sześciu osób, nie zagramy.

Co z nowościami kinowymi? Dlaczego w Gorlicach nie da się tego zrobić?
- Proszę Pana, mamy w naszym kraju taki cudownie, chory układ, że przeciętny Kowalski, który chce prowadzić działalność gospodarczą na terenie mniejszych ośrodków miejskich, siłą rzeczy nie jest w stanie otrzymać kopii z jakąkolwiek premierą filmową. A to wiąże się z tym, że jeżeli chciałbym otrzymać ową kopię, musiałbym dysponować niesamowicie drogim sprzętem do odtwarzania tego filmu. Takim wyposażeniem dysponują tylko wielkie sieci kinowe, komercyjne, które znajdują się na terenie większych miast, obiektów, galerii i tym podobnych rzeczy.

My mamy średniej klasy sprzęt i siłą rzeczy nie możemy otrzymać premiery. Taki obraz możemy dostać już po zgraniu przez te wielkie kina, po niespełna trzech miesiącach. To wręcz niezrozumiałe, żenujące, nie wiem kto ustalał takie przepisy, żeby gloryfikować tylko wielkie konsorcja. Taka jest sytuacja. Na filmy premierowe wszyscy zainteresowani wyjeżdżają zatem do Nowego Sącza do Trzech Koron (Helios), do „Sokoła” czy też do Krakowa. Czy to nie jest śmieszne? Mamy obiekt w Gorlicach ale nie możemy konkurować z miejscami oddalonymi o kilkadziesiąt kilometrów.

Odnośnie premier, wiem, że swojego czasu próbowaliście temu sprostać.

- Dokładnie ale powiem Panu tak. Z chwilą kiedy rozpoczęliśmy działalność w kinie, odbył się I Małopolski Festiwal Iluzji, który był naszą pierwszą imprezą (maj 2013 roku – przyp. red.). Działaliśmy wtedy w duecie wraz z Wieśkiem Jaśkowskim, znanym gorlickim iluzjonistą ale z czasem kolega Wiesiu uznał, że poświęci się swojej wielkiej pasji czyli pracy w cyrku, wyjechał więc w teren i tam się realizował. Z szacunkiem do kolegi życzę mu wszystkiego najlepszego.

Zmierzam do tego, że nie stać nas było na te wspomniane premiery, więc staraliśmy się sprowadzać filmy ciekawe typu sensacja, komedia, horror oraz filmy… erotyczne. Również na tych ostatnich, frekwencja była bardzo malutka. Pojawiali się tylko najodważniejsi (śmiech). Doszliśmy więc do wniosku, że będziemy działać dla dzieci i młodzieży szkolnej.

Totalnie zaskoczyła mnie in minus akcja z tego roku. Pomyślałem, że byłoby fajnie, gdybyśmy wymyślili jakiś filmowy festiwal. Wpadłem na taki oryginalny pomysł, który spodobał się zresztą wielu osobom, że zorganizujemy festiwal filmu polskiego. Z tego co pamiętam nazwaliśmy go I Pogórzańskim Festiwalem Filmowym „Historia filmu polskiego w latach 1920-1989”. Czyli jak Pan się domyśla, chodziło o okres międzywojenny i okres PRL-u. Powstało wówczas wiele kultowych filmów, które zostały nagrane przez niesamowicie zdolnych polskich reżyserów. Filmy cieszyły się szalonym powodzeniem. Festiwal wymyślony. Plan: załatwię dwadzieścia tytułów, a żeby mi nikt nie zarzucił, że tytuły i filmy to jednie moja sugestia, dogadaliśmy się z portalem HaloGorlice, że spośród czterdziestu pięciu filmów internauci wybiorą najlepszą dwudziestkę. Proszę sobie wyobrazić, że dokonano wyboru, wygrała Seksmisja Machulskiego, w której prym wiedli panowie Łukasiewicz i Stuhr. Ale nie w tym rzecz. Sprowadziłem te filmy do Gorlic. Było mnóstwo załatwiania, mnóstwo telefonów, wszelakiego rodzaju forteli, by ciąć koszty. Dziękuję wszystkim gorlickim sponsorom za okazaną pomoc. Była kampania reklamowa w mediach, na słupach ogłoszeniowych, z moich megafonów ( Guzik jest lektorem – przyp. red.). Wolontariusze rozdawali na głównej ulicy miasta (3-go Maja) ulotki z informacją co, gdzie i kiedy. Generalnie zrobiliśmy wszystko. Wiele osób poklepywało mnie po ramieniu mówiąc „znakomity pomysł”, „świetna rzecz”. Tytuły były kultowe. Mało tego, by uatrakcyjnić wydarzenie, rozpocząłem rozmowy z agentem wspomnianego Jerzego Stuhra, by przyjechał na finał festiwalu, na którym byłaby emitowana Seksmisja.

I co było dalej?
Proszę sobie wyobrazić, że festiwal rozpoczęliśmy, a na premierze było… dwanaście osób. Na każdy z filmów przychodziło po pięć do siedmiu osób. Mało tego, żeby całość była niezmiernie śmieszna i irytująca, na filmy do Gorlic przyjeżdżali kinomani z Krakowa, Jasła i Bochni. Z Gorlic była ich niewielka grupka. Przygotowałem sto karnetów, które można sobie było wykupić. Taki bilet kosztował pięćdziesiąt złotych na wszystko, czyli bilety były po dwa pięćdziesiąt. Z kolei na każdy pojedynczy seans można było wejść za pięć złotych. Pytam się Pana i pytałem się sam siebie przed każdym seansem „co się dzieje z gorlicką inteligencją?”. Gdzie byli lekarze, nauczyciele? Filmy były w znakomitej jakości, po rekonstrukcji cyfrowej. Tytuły takie jak Pan Tadeusz, Dokąd Polsko i Mocny Człowiek, który odegrał przed wojną ogromną rolę w polskiej kinematografii. A sprzedałem tylko jeden karnet…

Odwołałem pana Stuhra. Bałem się kompromitacji, której udziałem mógłby paść również on.

Był gotowy przyjechać?
- Tak. Wstępnie był gotów. Agent wygospodarował czas. Na szczęście odwołaliśmy go, gdyż na Seksmisji zgodnie z przewidywaniami pojawiła się garstka widzów, tym razem szesnaście osób.

Reasumując, nasuwa się jedna refleksja „Boże, o co tu chodzi?”. Ze zwykłej ludzkiej ciekawości przyszedłbym obejrzeć film, który niegdyś święcił triumfy. Było to żenujące, irytujące i totalnie sprowadziło mnie na, mówiąc po młodzieżowemu, przysłowiową glebę.

Rozmawiał w kino-teatrze Wiarus w Gorlicach Remigiusz Szurek
Fot. (RSZ)

Już za kilka dni przedstawimy Państwu drugą część rozmowy.






Dziękujemy za przesłanie błędu