Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Wtorek, 30 kwietnia. Imieniny: Balladyny, Lilli, Mariana
04/04/2024 - 08:15

Kto jest winien tej strasznej śmierci. Matka i dziecko nie żyją, bo zawiodły procedury?

Tymusia zapamiętamy jako kochanego chłopca, zawsze uśmiechniętego, lubianego przez kolegów i koleżanki, tryskającego dziecięcą energią i radością.. ten wpis nauczycieli na fanpage,u szkoły podstawowej w Mordarce serce. Na sześcioletniego chłopca i jego mamę podczas ataku halnego wiatru w parku zdrojowym w Rabce runął konar drzewa. Zginęli na miejscu. W tym samym dniu, w Zakopanem, drzewo śmiertelnie przygniotło dziewięciolatka. Na zakopiańskiej Olczy złamany konar runął na auto prowadzone przez kobietę. I ona zginęła na miejscu. Miała tylko 23 lata. Czy tych tragedii się można było uniknąć? Pojawiają się zarzuty, że Rządowe Centrum Bezpieczeństwa zbyt późno rozesłało sms-owe alerty o nadchodzącej wichurze. Czy zawiodły procedury?

Zabił ich halny

Mieszkańcy Mordarki są wstrząśnięci śmiercią biskich sołtys wsi. Annę Wojtas i jej sześcioletniego syna Tymona zabił oderwany konar drzewa  podczas ataku halnego wiatru.  W drugi dzień świąt pojechali odwiedzić krewnego w szpitalu kardiologicznym, niedaleko parku zdrojowego w Rabce. Potem wyszli tylko na spacer… Ten sam konar pozbawił życia także 69-letnią mieszkankę uzdrowiska.

Nie tylko w Rabce doszło w poniedziałek do tragedii. W Zakopanem drzewo śmiertelnie przygniotło dziewięciolatka.  Na zakopiańskiej Olczy złamany konar runął na auto kierowane przez kobietę. Zginęła na miejscu. Miała zaledwie dwadzieścia  trzy lata.

Czytaj też Śmierć zabrała ich w parku. Tymek miał tylko sześć lat

Czy zginęli, bo zawiodły procedury?

Czy reakcja Rządowego Centrum Bezpieczeństwa dotycząca wichury na Podhalu była spóźniona? - Dopiero po godzinie szesnastej, kilka godzin po pierwszej tragedii, mieszkańcy regionu otrzymali alerty SMS o niebezpiecznym wietrze -  podało radio RMF.

Czy zawiodły procedury?  Wyjaśnienia w tej sprawie  złożył  wojewoda małopolski Krzysztof Klęczar. – Ponieważ nie są ogólnie znane konkretne procedury, w oparciu o które Rządowe Centrum Bezpieczeństwa wysyła alerty, wyjaśniam: przyjętym ustaleniem jest, że wiatr wiejący ¶średnio powyżej 90 kilometrów na godzinę,  a w porywach powyżej 115 km oznacza trzeci stopień ostrzeżenia i wówczas wysyłane są alerty – mówił wojewoda podczas prasowego briefingu.  

Jak wskazywał Klęczar, w feralny poniedziałek, średnia prędkość wiatru wynosiła 30-50 km na godzinę,  w porywach do 85 km, przy pierwszym stopniu ostrzeżenia.  To dlatego alert nie został wysłany bezpośrednio przez RCB.- O wysłanie alertu może wnioskować dany samorząd terytorialny szczebla powiatowego, może to zrobić również wojewoda. Również Rządowe Centrum Bezpieczeństwa może wysyłać takie alerty samodzielnie, przy spełnieniu pewnych kryteriów. W tym dniu te kryteria na terenie Małopolski nie zostały spełnione i alert RCB został wysłany później, po godzinie  piętnastej – mówił wojewoda.

Czyta też Czytaj też Nie żyje znany lokalny biznesmen. Niedaleko Nowego Sącza zbudował gigantyczny sukces firmy słynnej w kraju i zagranicą

Jakie były prognozy pogody

Stało się tak z dwóch powodów – tłumaczy Klęczar. - Po pierwsze,  z prognoz, które otrzymaliśmy wynikało, że mogą pojawić się jeszcze dodatkowo gwałtowne burze. Ostrzeżenie o silnym wietrze zostało podniesione do drugiego stopnia dla sześciu powiatów.  Po drugie, po informacjach o zdarzeniach, do których dochodziło tego dnia na południu Małopolski, służby jeszcze raz analizowały  specyfikę wiatru,  bo to co się działo  potwierdzało inny poziom zagrożeń niż to, co wynikało z wcześniejszych prognoz i modeli.

W tej sytuacji zapadła decyzja o zawnioskowanie do Rządowego Centrum Bezpieczeństwa o rozesłanie sms-owych alertów.  - To nie było wsteczne działanie, a wręcz przeciwnie – to było działanie do przodu. Ponieważ zobaczyliśmy jak tragiczne w skutkach są te podmuchy wiatru, zadziałaliśmy natychmiast – podkreślał wojewoda i zapewniał, że już 31 marca do podhalańskich samorządów został wysłany komunikat  ostrzegający przed wiatrem wiejącym z prędkością 40 km na godzinę  i w porywach do 80 km.

- I to się potwierdziło. Niestety i w tym przypadku wiatr, który, jak twierdzą sami strażacy - nie był nadzwyczajnie silny - doprowadził do ludzkiej tragedii. Ponadto w tym czasie zostało wydanych jeszcze siedem ostrzeżeń meteorologicznych i jedno hydrologiczne. Wszystkie one trafiły do samorządów i nade wszystko trafiły do służb – do straży pożarnej, inspekcji wojewódzkich. Bo tak działa Centrum Zarządzania Kryzysowego i zadziałało również tym razem -  konkludował Klęczar.

Czytaj też Pogoda na Sądecczyźnie jak z horroru. To już nie tylko upiorny wiatr

"Być może obecne procedury wymagają zmian"

Jak podaje RMF, o tę sprawę pytany był we wtorek minister spraw wewnętrznych i administracji Marcin Kierwiński. - RCB bazuje w tego typu działalności informującej o niebezpieczeństwie na podstawie danych IMGW. Dane IMGW mówiły o pierwszym stopniu zagrożenia, które - według procedur - nie kwalifikuje się do tego, żeby jeszcze na tym etapie wysyłać SMS-y. Natomiast jak tylko, po interwencji RCB i małopolskiego centrum (zarządzania) kryzysowego, sytuacja została zidentyfikowana jako bardzo, bardzo poważna - SMS-y zostały wysłane na teren całej Małopolski – mówił Kierwiński.

Minister zapowiedział, że po rozmowie, którą odbył w poniedziałek z szefem RCB, przeprowadzony zostanie przegląd procedur na styku IMGW, RCB i wojewódzkich centrów zarządzania kryzysowego - tak, żeby, jak podkreślił, "priorytetyzację prognoz pogodowych zbudować na nowo". Dodał, że być może obecne procedury wymagają zmian. ([email protected]) fot PSP Olcza







Dziękujemy za przesłanie błędu