Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Wtorek, 21 maja. Imieniny: Jana, Moniki, Wiktora
14/06/2012 - 22:07

Mówiła lekarzom, że tętno dzieci słabnie… Rano urodziły się martwe

Największą tragedią dla matki jest pochować swoje dzieci. 23-letnia kobieta pożegnała bliźniaki, które urodziły się martwe w limanowskim szpitalu. Pogrzeb odbył się po cichutku w ubiegłym tygodniu. Rodzina chciała w spokoju przeżyć tragedię. Chociaż trudno jej mówić o tym, co się stało, młoda kobieta zdecydowała się opowiedzieć o traumatycznym przeżyciu. Jej zdaniem lekarze popełnili błąd. Jej dzieci mogły dziś żyć…
Trzy dni przed porodem 23-latka była u lekarza, który prowadził jej ciążę. Lekarz ją zbadał i uznał, że wszystko jest w porządku. – Powiedział jedynie, że poród odbędzie się przez cesarskie cięcie, bo dzieci są źle ułożone – jedno pośladkami, drugie miednicą. Nic nie wskazywało, że mogą być jakieś komplikacje. Także badania przeprowadzane w okresie ciąży były dobre.

Dzień po wizycie u lekarza kobieta zrobiła badania w przychodni. To była jej pierwsza ciąża, więc chciała być pewna, że dzieciom nic nie zagraża. Następnego dnia poszła z wynikami do ginekologa. – Miałam bóle i słabiej czułam ruchy dzieci. Pani doktor sprawdziła tętno bliźniakom. Prosiłam o zrobienie USG, ale uznała, że nie ma takiej potrzeby. Powiedziała, że wszystko jest w porządku i do tygodnia czasu powinnam urodzić.

W nocy kobieta źle się poczuła, odeszły jej wody. Mama zabrała ją do szpitala. – Przyjęła mnie ta sama pani doktor, która była w ośrodku zdrowia. Zrobiła USG, powiedziała, że dzieci się odwróciły i będę rodzić naturalnie. Miałam trafić na patologię ciąży, ale nie było miejsca. Dostałam informację, że w nocy nie będą przesuwać tam łóżek.

Na „patologii” kobieta miała leżeć kilka dni. Tak, żeby dzieci skończyły 33 tydzień. – Lekarka mówiła, że płucka musza im się wykształcić.

23-latka z pokoju, w którym przeprowadzane było badanie USG, została przeniesiona na porodówkę. – Łóżko było bez prześcieradła, przez godzinę nie byłam niczym przykryta, okno było otwarte… Cały czas zgłaszałam, że coraz słabiej czuję ruchy dziecka. Pielęgniarka i położna tylko słuchały i coś zapisywały.

Kobieta została podłączona do KTG. – Badanie trwało około pół godziny. Lekarka albo położna zrobiła wydruk i zostałam odłączona od aparatury. Bicie serc dzieci nie było później monitorowane. Dopiero rano zdenerwowana położna podłączyła mnie do KTG. Mówiła, że nie chce mi się to na brzuchu trzymać. Zapewniano mnie, że serca dzieci biły. Ale nie jestem pewna, czy sprawdzali oba serca…

Rano na odział przyszedł lekarz, który prowadził kobietę w okresie ciąży. – Powiedział, że weźmie mnie na badania. Kiedy miałam robione USG stało przy mnie chyba z sześć osób. Najpierw jeden lekarz badał, później drugi. Widać, że byli zdenerwowani. Pytałam, co się stało. Nie chcieli odpowiedzieć. W końcu jeden z nich powiedział, że nie czuje tętna u dzieci. Wzięli mnie na porodówkę. Jednak miałam cesarskie cięcie…

Zaraz po przebudzeniu kobieta pytała o swoje dzieci. Nikt nie chciał odpowiedzieć. O tym, co się wydarzyło nie wiedziała nawet matka 23-latki. Uspokajała córkę, że dzieci są zdrowe.

- Personel unikał nas, nic nie można było się dowiedzieć – relacjonuje matka młodej kobiety. – Kiedy weszłam do gabinetu ordynatora, prosił, żebym usiadła, bo nie będzie mi przekazywał tych informacji na stojąco. Pomyślałam, że pewnie jedno z dzieci nie żyje. Kiedy się dowiedziałam, że dwóch wnuków urodziło się martwych, pamiętam, że zapytałam: Dlaczego nie udało się uratować ani jednego?

Babcia bliźniąt zrobiła im zdjęcie... Jeden z chłopców ważył około 2,5 kilograma, drugi – około półtora.

- Ten większy wyglądał na takiego zdrowego – mówi z żalem babcia. – Dlaczego chociaż jego nie udało się uratować…

Matka dowiedziała się o śmierci bliźniąt na sali, na którą przywieziono ją z porodówki. – Jeden z lekarzy przekazał, że chłopcy nie żyją. Dodał, że ładnie mnie zszyli i nie będę mieć blizny…

Jako przypuszczalną przyczynę śmierci chłopców podano odklejenie się łożyska. – Jak to możliwe skoro córka nie krwawiła?! Zachowałam jej pidżamę. Schowałam ją do woreczka. Nie ma tam śladu krwi – dziwi się mama 23-latki. – Lekarze zainteresowali się córką dopiero po tym jak urodziła martwe dzieci. Czujemy duży żal do personelu szpitala. Lekarz wiedział, że ma do czynienia z ciążą mnogą i że to był siódmy miesiąc…

Sprawa została zgłoszona do prokuratury. Rozpoczęło się śledztwo.

Śmiercią nienarodzonych bliźniąt zajmie się sądecka prokuratura, Urodziła martwe bliźniaki. Oskarża lekarzy o błąd w sztuce

- Kiedy wychodziłam ze szpitala zapytałam lekarza, dlaczego dopuścili do śmierci moich dzieci. Odpowiedział, że kiedy przyszedł rano na dyżur, było już za późno…

(MC)

Fot. sxc.hu







Dziękujemy za przesłanie błędu