Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Czwartek, 16 maja. Imieniny: Andrzeja, Jędrzeja, Małgorzaty
23/02/2023 - 09:25

Największa hazardzistka w regionie! Gdzie wbije łopatę, tam niewybuch

Gdzie wbije łopatę, tam niewybuch. Pani Urszula Duda codziennie gra w rosyjską ruletkę, bo – o czym nikt ją przed zakupem nie informował – na jej działce wylądowała niemalże cała zawartość wysadzonego w czasie II wojny światowej niemieckiego pociągu jadącego z transportem na front wschodni. Wczoraj, gdy rodzina pani Uli przymierzała się do rozbiórki wiaty, znów znaleziono tu trzy potężne i wyjątkowo niebezpieczne niewybuchy.

Pani Ula w pewnym momencie już przestała nawet liczyć, ile takich niespodzianek wykopała: w czasie pielenia ogródka, w czasie prac remontowych. Gminni pracownicy odmówili jej nawet kiedyś przyłączenia wodociągu, bo wiedzieli co czai się w ziemi. Skąd wzięły się pociski? Pod koniec II wojny światowej zaraz obok wysadzono niemiecki pociąg z transportem amunicji na front wschodni. Po wojnie pozostałości usunięto jedynie w minimalnym zakresie. Reszta jest w ziemi.

Zobacz też: Chełmiec: szlabanu już nie ma. Droga zamiast samowoli wciąż się buduje

Historia przypomniała o sobie, gdy Sądeckie Wodociągi  natknęły się w trakcie prac ziemnych na około 120 niewybuchów na odcinku zaledwie stu metrów w rowach szerokości pół metra i głębokości dwóch metrów. Wcześniej mieszkańcy też monitorowali w gminie o kolejnych pojedynczych pociskach moździerzowych i artyleryjskich na ich własnych gruntach i w pobliżu Dunajca.

Kilka lat temu autorka tej publikacji trafiła tam, z uprawnionym do poszukiwań takich „niespodzianek” z użyciem wykrywacza metalu Pawłem Terebką. Co krok, to aparatura, specjalnie skalibrowana na metale związane z uzbrojeniem, po prostu wyła. Co nam się udało odkryć, znakowaliśmy. Potem mogliśmy tylko powiadomić od odkryciach saperów.

Nie minęło kilka miesięcy, przy naprawianiu dojazdowej, z której rodzina pani Uli korzysta kilkanaście razy w ciągu dnia, wyszedł już zdecydowanie większy niewybuch. Wezwana policja, w oczekiwaniu na speców z Krakowa, przykryła go… wielgaśnym garem. A słońce w tym czasie prażyło niemiłosiernie. Ba, wiele lat do tyłu, gdy posterunek policji był jeszcze w Chełmcu, policjanci się tak nie cackali i takie trzy cudeńka wsadzili do reklamówki i na ów posterunek swoim autem wywieźli.

My z Pawłem Terebką mogliśmy pani Uli tylko obiecać, że jak znów będzie potrzeba, to postaramy się pomóc. I tak się stało już we wrześniu zeszłego roku. Paweł skierował tu swoich kolegów ze Stowarzyszenia Historyczno Eksploracyjnego Sądecczyzny, bo pani Ula chciała postawić na swojej działce wiatę. Bała się, co może czyhać w ziemi. I słusznie, bo po przeszukaniu zaledwie 15 ar, obok niegroźnych kawałków przerdzewiałego uzbrojenia, członkowie SHES znaleźli pocisk lotniczy i bombę artyleryjską. Tradycyjnie na miejsce zostali wezwani saperzy, którzy znaleziska stąd zabrali.

Zobacz też: Zbudowali pod Sączem wielką halę, teraz ruszają z kolejną inwestycją. Na trzech hektarach

Teraz sytuacja się powtórzyła. Tym razem syn naszej bohaterki chciał zebrać z lasu koło domu wiatrołomy. – I ledwo zaczęli, pół metra od jego kolegi zobaczyli pod liśćmi pocisk. Andrzej poprosił żebym zadzwoniła po chłopców ze SHES żeby to sprawdzili. Ci od razu zadeklarowali pomoc i przyjechali nazajutrz rano. Okazało się, że tym razem są trzy pociski, czynne, naprawdę niebezpieczne i jeden odłamek. To już jest paranoja i chyba jakiś specjalny anioł stróż nad nami tu czuwa. Zadzwoniłam od razu na policję a ta po saperów. Policja całą noc pilnowała terenu w radiowozie. A co powiedzieli saperzy? Przyjechała ta sama ekipa co ostatnio, już zaprzyjaźniona, od razu wiedzieli o co chodzi i zadeklarowali, że jak trzeba będzie, to znów przyjadą.

Ile to jeszcze potrwa? Po raz kolejny przypominamy, że już w 2015 roku gmina Chełmiec zwracała się o pomoc w tej sprawie do Ministerstwa Obrony Narodowej. Ubiegała się o środki na kompleksowe rozminowanie okolicy, bo wiadomo, że pociski leżą w wodzie, wzdłuż torów, na terenach, które mieszkańcy wykorzystują do rekreacji tuż nad Brzegiem Dunajca. Okazało się, że MON pieniędzy nie ma, a gmina jest tylko właścicielem niewielkiej części terenu. Reszta należy do Polskich Linii Kolejowych, RZGW i prywatnych właścicieli, więc Chełmiec nie może tu wydać ani złotówki z własnych pieniędzy.

Pani Urszula mogłaby wynająć saperów sama. Tyle, że jej grunty mają 2,5 hektara, a koszt rozminowania jednego metra kwadratowego w terenie górzystym to – obecnie - około 200 złotych. Na razie może liczyć na pomoc SHES, ale jak długo czuwający nad rodziną do dziś wspomniany przez panią anioł będzie czuwał jak do tej pory? ([email protected] Fot.: SHES)







Dziękujemy za przesłanie błędu