Jak pożenić sądeckiego konia z turystyką. Czy może być z tego dobry biznes?
Turystyka w naszym regionie kojarzy się przede wszystkim z chodzeniem po górach, jazdą na nartach, a ostatnio też z budowanymi trasami rowerowymi VeloDunajec. Sądecka Organizacja Turystyczna postanowiła wejść „na niezaorane jeszcze pole” i przyciągnąć do nas tych, którzy są fanami jazdy konnej.
-W propagowaniu tej formy turystyki ma pomagać zrealizowane przez nas przedsięwzięcie pod nazwą „Małopolska wieś w siodle”. W naszym regionie są stajnie i są stadniny, ale nam chodziło o to, żeby ludzi zatrzymać na dłużej. Żeby nie tylko wpadali na kilka godzin jazdy konnej. Dlatego postanowiliśmy opracować nowy produkt turystyczny na bazie gospodarstw, w których ludzie nie tylko mogą się oddać swojej pasji, ale także mieć przy tym nocleg i wyżywienie.
I co? Okazało się, że jest zapotrzebowanie na tego typu turystyczną usługę? To przecież elitarne kosztowne hobby.
-Miłośnicy koni szukają takich miejsc. To prawda, że tego rodzaju hobby jest kosztowne, ale na przykład wyjazd na narty też nie jest tani, a stoki, hotele, pensjonaty i gospodarstwa agroturystyczne są w zimie pełne.
Sądecka Organizacja Turystyczna musiała poszukać odpowiednich gospodarstw. Jaki jest wynik tej inwentaryzacji? To raczej drogi biznes. Konie i ich utrzymanie oznaczają duże wydatki.
-Wybraliśmy kilkanaście obiektów, ale ich usystematyzowanie okazało się wcale nie takie proste. To była bardzo żmudna praca, bo wiele gospodarstw na wsi podaje, że ma w ofercie jazdę konną, a potem okazuje się, że konie są, ale kilka albo i kilkanaście kilometrów dalej i że to wcale nie jest u nich.
Było to więc wabienie turysty na cudzego konia.
-To prawda i jednocześnie okazało się, jak niewiele gospodarstw agroturystycznych ma własne konie. Kiedyś tego typu ośrodków było więcej, ale ludzie z tego zrezygnowali. Tak było na przykład w Rytrze, Muszynie i Wielogłowach.
Zapotrzebowanie nie idzie w parze z opłacalnością?
-Na rynku więcej jest tych, którzy mają tylko infrastrukturę do jazdy konnej, bez noclegu i wyżywienia. A to już nie jest produkt turystyczny.
Wydaje się, że wnioski nie są optymistyczne. To znaczy, że ten biznes nie ma przyszłości?
-Wręcz przeciwnie. Jest moda na aktywny wypoczynek w siodle. Trzeba tylko przygotować profesjonalną ofertę i odpowiednio zająć się promocją. W branży turystycznej istnieje dość powszechne przekonanie, że jak ludzie przyjeżdżali, to będą przyjeżdżać. Tymczasem dziś już nie wystarczy tylko spanie, dobre jedzenie i świeże powietrze. Jeśli nie ma do tego jakiegoś wyróżnika, specjalizacji, czegoś wyjątkowego, to takie gospodarstwo agroturystyczne skazane jest na wegetację. Dlatego projekt „Małopolska wieś w siodle” zakłada też bezpłatną promocję i naukę samego mechanizmu promocji.
Czyli ci, którzy zdecydowali się na „końską turystykę” muszą umieć stworzyć odpowiedni produkt. Jeśli będzie dobry, to na pewno znajdą się ci, którzy zechcą go kupić?
-Właśnie tak. Nasz projekt zakładał stworzenie ofert, odpowiadających za potrzebowaniom rynku oraz jego profesjonalną promocję. Chodzi między innymi o pokazanie wszelkich form aktywności z koniem, od samej nauki jazdy konnej z instruktorem, po jej doskonalenie. To także hipoterapia, rajdy konne, zawody jeździeckie, kuligi, przejazdy bryczkami i hotele dla koni. Możliwości jest naprawdę dużo no i same konie są różne - huculskie, polskie, małopolskie.
Czy w przypadku tych, którzy postawili na promocję. Mariaż turystyki z końmi zdał egzamin?
-Zdecydowanie tak. I ludzie w takie miejsca coraz chętniej przyjeżdżają. Przykładem tego jest małopolskie gospodarstwo w Nielepicach. Z produktem weszli na rynek w kwietniu, a już w czerwcu organizowali konny rajd dla Francuzów. Projekt powstał przy wsparciu finansowym województwa małopolskiego w ramach konkursu „Małopolska Gościnna”. Jego uczestnicy nie ponosili żadnych kosztów związanych z promocją.
Co Sądecka Organizacja Turystyczna oferowała w ramach takiej darmowej promocji?
-To między innymi warsztaty szkoleniowe, które obejmowały nie tylko kulturę obsługi, dbałość o jakość, ale także zagadnienia związane z przepisami prawnymi. To było również wspólne opracowanie oferty. Chodziło o swoistą inwentaryzację terenu pod kątem innych, turystycznych atrakcji, z wykorzystaniem dziedzictwa kulturowego wsi, lokalnych tradycji i produktów tradycyjnych.
Najpierw jazda konna, a potem warto coś jeszcze zobaczyć, wybrać się w fajne miejsce…
-No właśnie. Ktoś jeździ konno, dwie, trzy godziny, a potem się zastanawia co jeszcze może w okolicy zobaczyć, czego spróbować… a tych atrakcji jest naprawdę wiele. Poza tym przygotowaliśmy – jak sądzę - bardzo dobry katalog wydany także w języku angielskim, który obecnie za pośrednictwem Małopolskiej Organizacji Turystycznej trafia na krajowe i zagraniczne targi turystyczne. Została też opracowana aplikacja mobilna na smartfony i tablety systemem Android. Do tego dochodzi promocja w social mediach i studyjne wizyty dziennikarzy.
Tak więc dochodzimy do konkluzji, że biznes musi być poparty profesjonalną promocją.
-W biznesie turystycznym najważniejsza jest znajomość trendów, a nie to, co ktoś potrafi zrobić czy zaoferować. Turysta musi chcieć kupić określony produkt. Jego powstanie trzeba poprzedzić specjalistycznymi badaniami rynku. W pojedynkę tej w branży jest trudniej działać, a właściwie jest to wręcz niemożliwe. Skuteczna promocja zawsze jest związana z określonymi kosztami. Nie warto wydawać pieniędzy na ulotkę. Ona niewiele znaczy i nie zawsze trafia do właściwego odbiorcy.
jagienka. [email protected]