Nawiedzony dom szuka nowych właścicieli. Ma 78 lat i niejedno już widział
Byliśmy przekonani jak wielu sądeczan, że nieruchomość przynależy administracyjnie do Nowego Sącza, ale szef zarządu osiedla Biegonice, Marian Wolak wyprowadził nas z błędu. - To już jest Stary Sącz. Przed budową mostu na Popradzie ten budynek był po prawej stronie starej drogi. Jak zaczęli budować most, to przerzucili drogę na drugą stronę i teraz budynek jest po lewej. Mówi się o nim potocznie dom Kaczowej, bo ponoć jakiś Kaczaj tam kiedyś był właścicielem. Ale co tam było, nie wiem. Nawet z tydzień temu rozmawialiśmy z sąsiadami na jego temat, ale że ktoś tam kogoś zabił, to pierwsze od was słyszę. Wiem tylko, że ten zajazd po drugiej stronie kiedyś do „geesu” należał.
Skontaktowaliśmy się z urzędem w Starym Sączu. Zastępca burmistrza Kazimierz Gizicki też niewiele nam powiedział. - Ten dom ma bardzo niefortunną lokalizację. Działka, która do niego przynależy jest bardzo mała a las, który jest obok jest chroniony. Do planu przestrzennego zagospodarowania gminy wpisany jest jako las historyczny i nic tu zrobić nie można - wyjaśnił, ale nie potrafił wytłumaczyć dlaczego to miejsce jest dla historii wyjątkowe. Według plotek ktoś tu został zamordowany. Niewykluczone, że pogłoski mają swoje źródło w historycznych faktach.
I rzeczywiście. - Oczywiście, że zginął. To bardzo znana historia. Tu Niemcy rozstrzelali starosądeckich Żydów - mówi Leszek Zakrzewski, prezes sądeckiego koła Polskiego Towarzystwa Historycznego.
Las, który okala nieruchomość to tzw. Piaski. Niemcy podczas likwidacji getta w Starym Sączu w 1942 roku zamordowali tu 95 osób. Pozostałych wywieziono do miejsca kaźni w Bełżcu. W sumie w getcie w Starym Sączu więziono około tysiąc osób.
Jak te dramatyczne wydarzenia mają się do nazwy budynku? Otóż budynek wybudowano jeszcze przed drugą wojną światową w 1938 roku. Był własnością rodziny o holenderskich korzeniach. Była tu restauracja i pokoje hotelowe. „Przystań” - jak usłyszeliśmy od pośrednika nieruchomości spokrewnionego z pierwszymi właścicielami - gościła niebanalnych ludzi. Miejsce to upodobał sobie między innymi sam generał Bolesław Wieniawa-Długoszowski, pierwszy ułan Rzeczpospolitej znany z temperamentu i miłości do kobiet. Ten sam, który w ramach zakładu konno wjeżdżał po schodach na pierwsze piętro hotelu Bristol i uznawany jest za najbarwniejszą postać polskiego dwudziestolecia międzywojennego.
Po wojnie po wywłaszczeniu prawowitych właścicieli budynek przejęła spółdzielnia turystyczna GROMADA. Ostatecznie wrócił do rąk rodziny Zapart. O żadnych Kaczajach nie ma mowy. Teraz wystawiony jest na sprzedaż. - Działka ma wielkość dwudziestu ar. Budynek jest do kapitalnego remontu, ale zupełnie suchy. Tu Poprad ma bardzo głębokie koryto, nie ma rozlewisk i rzeka nigdy tu nie wylała - mówi pośrednik. Cena wywoławcza to 420 tysięcy.
Najważniejsze, że w planie przestrzennego zagospodarowania zagwarantowane jest już przeznaczenie działki właśnie m.in. pod usługi hotelarskie i gastronomiczne. Historyczny charakter lasu obok nie będzie tu żadną przeszkodą.
Od uruchomienia nowego przejścia granicznego ze Słowacją zainteresowanie nieruchomością ciągle rośnie. Właściciele odbierają telefony z całej Polski. Są przekonani, że uda im się sprzedać to miejsce w ciągu najbliższych sześciu miesięcy.
I liczą na to, że ceny nieruchomości w okolicy jeszcze wzrosną, bo znany przedsiębiorca Andrzej Ligara chce naprzeciwko „Przystani” wybudować stację benzynową i Mac Donalda.
Ewa Stachura [email protected]
Fot.: ES