Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Sobota, 27 kwietnia. Imieniny: Sergiusza, Teofila, Zyty
20/12/2022 - 10:30

„Chciałbym, żeby ktoś udowodnił mi, że się mylę”. Apel sądeckiego nauczyciela

- Mieć rację, to nie zawsze jest miłe uczucie. Dlatego nie odczuwam Schadenfreude (radość ze zniszczenia – przyp. red.). Raczej Schadenkummer (smutek ze szkody). A z czego? A z HiT-u – pisze Jakub Marcin Bulzak, historyk i nauczyciel w I LO im. Jana Długosza w Nowym Sączu.

Zobacz również: Tego nie można przegapić! Co znajdziecie w grudniowym wydaniu „Sądeczanina”

Historyk po raz kolejny bierze na celownik nowy przedmiot – Historia i Teraźniejszość. Jakub Marcin Bulzak odkrywa przed Czytelnikami miesięcznika „Sądeczanin” co tak naprawdę dzieje się w obecnie w szkołach.

- Od tweeterowych zapowiedzi ministra, przez cały proces legislacyjny, w obliczu awantur o podręczniki, cały czas wskazywałem, jak kolosalnym nieporozumieniem jest pomysł wprowadzenia w szkołach ponadpodstawowych nowego przedmiotu, czyli historii i teraźniejszości – pisze Jakub Bulzak w grudniowym wydaniu miesięcznika „Sądeczanin”:

Mam na to świadków, również wśród Państwa, naszych Czytelników, gdyż w wakacyjnym numerze miesięcznika dzieliłem się swoimi krytycznymi uwagami na ten temat. To, że wszystko, co pisałem się sprawdziło, to pół biedy. To, że rzeczywistość przerosła najśmielsze obawy, to dopiero bieda.

Trafiły do szkół ponadpodstawowych piętnasto- i czternastolatki (ofiary eksperymentu edukacji od szóstego roku życia). Przyszli tacy, jak ukształtowała ich szkoła podstawowa: przyzwyczajeni do nauki przez zabawę, pilnowani z przedmiotów egzaminacyjnych (język polski, matematyka, język obcy) i ulgowo traktowani z pozostałych, gdzie na historii „pani coś tam opowiadała”, „oglądaliśmy filmy”, „w sumie nic nie robiliśmy” (autentyczne wypowiedzi uczniów). I wpadli prosto w nowy system edukacji historycznej…

„Znaj proporcją!”

Jak on wygląda organizacyjnie? Służę przykładem. Uczę w trzech klasach pierwszych. Pierwsza z nich realizuje rozszerzony materiał z matematyki, fizyki i języka angielskiego. W tygodniu mają: 5 godzin matematyki, 2 godziny fizyki, 4 godziny angielskiego i 4 godziny edukacji historycznej (2 godziny historii + 2 godziny HiT-u). Kolejna ma rozszerzenie z biologii i chemii, których mają w tygodniu po 3 godziny lekcyjne, a historii i HiT-u łącznie 4 godziny. I klasa z rozszerzoną matematyką, geografią i językiem angielskim, których mają (odpowiednio): 4 godziny, 3 godziny, 4 godziny i historii z HiT-em też 4 godziny.

Czyli tylko w jednym przypadku uczniowie mają więcej godzin swojego kierunkowego przedmiotu, niż edukacji historycznej. Trudno mnie, historyka, podejrzewać, że nie zależy mi na tym, by młodzi ludzie posiadali wiedzę historyczną. Wręcz przeciwnie. A nawet więcej. Jak mogą zaświadczyć moi uczniowie, na lekcjach na głowie staję (na razie tylko metaforycznie), by nie tylko mieli wiedzę, ale jeszcze rozumieli historię. Ale „znaj proporcją, mocium panie!” (jak niedokładnie zwykło się przywoływać cytat z mojej ulubionej „Zemsty” Fredry).

W grudniowym „Sądeczaninie” przeczytasz również: Wielu z nas dało się nabrać. Historia tej rakiety jest bardzo dziwna…

Kontredansy

Praktycznie każdy temat, realizowany przez mnie w mijających tygodniach, wymagał licznych dygresji do wydarzeń i procesów wcześniejszych, niż założony przez ustawodawcę chronologiczny próg nowego przedmiotu. Bo jak ma uczeń zrozumieć skutki II wojny światowej, jak ma mgliste pojęcie o jej przebiegu. Przecież skutki nie spadły z nieba, tylko są konsekwencją wcześniejszych wydarzeń. Rozumie to każdy, nawet średnio rozgarnięty uczeń, nie mówiąc już o, nawet marnych, nauczycielach historii.

Ale jak widać nawet takich brakło w ministerstwie. Jak ma zrozumieć „ustanowienie władzy komunistycznej w Polsce”, jak jej geneza sięga tzw. „grupy inicjatywnej” przerzuconej na okupowane ziemie polskie w grudniu 1941 r., czy PPR-u, założonego w styczniu 1942 r. I na lekcjach bawiliśmy się w takie kontredansy: krok do przodu, krok do tyłu. Ale po trzech miesiącach zauważam, że uczniowie kompletnie tracą orientację, o czym my w ogóle mówimy. A na pewno nie pomagają w tym, wrzucone tu i ówdzie w narracje historyczną, wstawki z zakresu dawnego WOS-u. (…)

Strategie przetrwania

Każdy może mi zarzucić: trzeba się było nauczycielu porządnie przygotować do prowadzenia tego przedmiotu, to byś teraz nie narzekał, że sobie nie radzisz. Oczywiście! Święta racja! Zwłaszcza, że podręcznik, który wybraliśmy w naszej szkole, czyli przygotowany przez WSiP, został oficjalnie wpisany do wykazu już… 2 września. Tak, ja wiem, że nie mam powodów do narzekania. Księgowe z „Polskim Ładem” miały jeszcze gorzej. Ale czy takie są standardy działania poważnego państwa?

Jak zatem sobie radzimy, jako nauczyciele? W zasadzie każdy po swojemu. Niektórzy jak Syzyf pchają pod górę kamień podstawy programowej i walczą o jej realizację punkt po punkcie. Inni zrobili z HiT-u normalną historię i po prostu realizują zagadnienia z dziejów najnowszych, według sprawdzonych schematów. Jeszcze inni przeplatają klasyczne tematy z historii klasycznymi (choć wybranymi, bo nie ma czasu) tematami z dawnego WOS-u.

Są zapewne i tacy (choć osobiście żadnego nie znam), którzy potraktowali HiT jak katar – trzeba go cierpliwie przeczekać, bo leczony, czy nieleczony, wreszcie sam przejdzie. Liczą na to, co ja sam wieszczyłem w sierpniowym numerze naszego miesięcznika, że po zmianie władzy w Polsce (co przecież prędzej, czy później nastąpi), nowy przedmiot zostanie zlikwidowany i powróci stary podział na historię i WOS. I ci nauczyciele zapewne zachowują się na lekcjach, jak zakatarzony na kuracji: mało wysiłku, dużo odpoczynku, telewizorek, planszówki i gorąca herbata z cytryną…

Dalszą część materiału można przeczytać w grudniowym wydaniu miesięcznika „Sądeczanin”. Czasopismo znajdziecie w kioskach oraz w wydaniu online. KLIKNIJ TUTAJ, aby zamówić dostęp do treści za jedyne 5 złotych.

(oprac. [email protected], fot. ilustracyjne – Iga Michalec)







Dziękujemy za przesłanie błędu